Pierwsza część szturmem podbiła serca widzów w całej Polsce. Najpierw w kinach, później na Netflix. Jak to już z sequelami bywa, zdarzają się te dobre i te… już mniej. Jak zatem wypada Za duży na bajki 2?
Omawiając Za duży na bajki 2, warto wspomnieć paroma słowami o pierwszej części. Ten przecierał szlaki w polskim kinie, chociażby ze względu na idealnie wyważone połączenie tematu współczesnego – e-sportu z gatunkiem familijnym. Muszę przyznać, iż Za duży na bajki był moim zaskoczeniem 2022 roku. Wybrałem się do kina, żeby zalepić lukę czasową, oczekując na autobus. Poszedłem na seans z zerowym nastawieniem, wychodząc za to z kina w pełni usatysfakcjonowany. Niedługo później film stał się fenomenem na Netflixie. Między 18 a 24 lipca 2022 roku subskrybenci platformy spędzili niemal 11 mln godzin na kibicowaniu Waldkowi w jego marzeniu wygrania turnieju e-sportowego.
Zobacz także: Kung Fu Panda 4 – przedpremierowa recenzja filmu. Wyjście Smoka
Fabuła Za duży na bajki 2 rozpoczyna się po znacznym przeskoku czasowym po pierwszej części. Nasze trio Queen & Kings – Waldka (Maciej Karaś), Staszka (Patryk Siemek) i Delfinę (Amelia Fijałkowska) – czeka kolejna przygoda. Tym razem wyruszają z mamą Waldka (Karolina Gruszka) oraz jej partnerem Piotrem (Paweł Domagała) na wycieczkę w Tatry do ciotki (Dorota Kolak). Podczas wyprawy w góry Waldek ze Staszkiem podsłuchują rozmowę opiekunów. Odkrywają, iż gdzieś w pobliżu mieszka ojciec Waldka, który przed laty ich zostawił. W tajemnicy przed opiekunami postanawiają go odnaleźć, podczas gdy Delfina ma za zadanie kryć ich nieobecność.
Pierwsza część zawierała wszystkie najważniejsze elementy. Tak według mnie powinno wyglądać nasze rodzime, współczesne kino familijne. Niestety, kontynuacji do tego poziomu daleko. Zdecydowanie należy do grona tych sequeli, które odjeżdżają od poziomu poprzednika. Fabuła wymaga na widzu bardzo duże zawieszenie niewiary. Przypadek goni przypadek, a sama historia całości pozostawia wiele do życzenia – tutaj bardzo duży ukłon w kierunku niemal futurystycznego domu pośrodku niczego. Jest przy tym niezwykle przewidywalna. Tam, gdzie pierwsza odsłona wyznaczała drogę innym produkcjom, kontynuacja popada w znane i liczne klisze. Została, co prawda, zrobiona w bardziej rozrywkowym, lżejszym tonie, aczkolwiek zadziałało to na minus. W znacznej większości żarty przygotowane przez twórców spotykały się z niemal zerowym odzewem ze strony widzów – a przynajmniej tak było na moim seansie. Nie dość, iż fabuła głupiutka, to jeszcze mało zabawna.
Zobacz także: Star Wars: Dark Forces Remaster — recenzja gry. Ponowna iskra rebelii
Podczas seansu miałem wrażenie, że Za duży na bajki 2 został przygotowany w do bólu, sterylnych warunkach. Aktorzy, których największą zaletą poprzedniej części była autentyczność, zatracili tę cechę. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż mamy do czynienia z całkiem solidnymi aktorskimi występami. Widać w tym filmie, przede wszystkim, upływ lat. Trio bohaterów dorosło i bliżej im już na ekranie do aktorów, niż do całkowitych amatorów. Niestety kuleje tutaj poprowadzenie młodszej gwardii przez reżysera filmu – Kristoffera Rusa. Sceny z młodszymi aktorami wyglądały do bólu nierealistycznie i sztucznie. Niekiedy równały z poziomem produkcji telewizyjnych pokroju Szkoły czy Dlaczego ja?. Zdawałoby się, iż w całej produkcji mamy jedynie dwie kreacje aktorskie godne uwagi – Doroty Kolak oraz Michała Żurawskiego, który wciela się w rolę taty Waldka.
Przy okazji w niektórych scenach postaci były bardzo sztucznie oświetlone, na co nie dało się nie zwrócić uwagi. Bohaterowie na tle Tatrzańskiego krajobrazu niejednokrotnie wyglądali sztucznie. Sprawiało to wrażenie jakby sceny zostały nagrane przy użyciu green screena, a samej produkcji jeszcze bliżej było jakością do tych telewizyjnych.
Zobacz także: Najlepsze filmy 2024 roku
Zasługującym na osobny akapit jest tragiczne CGI niedźwiedzia, który pojawia się (na szczęście na parę sekund) w produkcji. Podczas wyprawy Waldek i Staszek natrafiają na tę abominację, jednakże jak gwałtownie się pojawia, tak też znika. Tak marginalne dla fabuły, pojawienie się niedźwiedzia mogło zostać, według mnie, definitywnie pominięte. Jego design jest porównywalny do tych efektów, którymi mogą poszczycić się niskobudżetowe reklamy. Gdy tylko pojawił się na ekranie, głośno parsknąłem – aż tak mnie to rozbawiło, a jednocześnie zaszokowało, iż ktoś to przepuścił do emisji. Na domiar złego, jego pojawienie poprzedzało pojawienie się Rafała Zawieruchy w roli botanika Rysia (ten musi pojawić się w każdym filmie). Dla dobra kinematografii wolałbym zapomnieć, iż widziałem tego niedźwiedzia i Rysia na ekranie.
Zobacz także: Irlandzkie życzenie – recenzja filmu. Klify i magiczne kamienie
Pomijając całkowicie absurdalne i niewiarygodne wydarzenia dziejące się w filmie, to Za duży na bajki 2 wciąż jest feel-good movie. Ostatecznie seans zostawia nas z uczuciem ciepła na resztę dnia. Może być niezłym pomostem dla nieco starszej i młodszej widowni, czyniąc go idealnym wyborem na seans dla rodziców z dziećmi. Osobiście podchodzę do niego nieco szorstko, ale myślę, iż warto dać mu szansę i wybrać się do kina z dzieciakami. Trzeba jedynie podejść do niego z przymrużeniem oka.
Żródło grafiki głównej: materiały prasowe Za duży na bajki 2, fot. Jaroslaw-Sosinski