Bartosz Czartoryski dzieli się swoimi wrażenia z pobytu na planie drugiego sezonu serialu "Halo". I choć jego wizyta odbywał się rok temu, dopiero teraz może zdradzić, co tam widział. A także: Wizyta na węgierskim planie przypominała podchody, bo każdy z dziennikarzy starał się sklecić chociażby drobny fragment fabuły, odgadnąć, co nas czeka w drugim sezonie. Oficjalnie wiemy jedynie, iż będzie lepiej, szybciej i drożej. Autor zdradził też, iż rzadko kiedy podczas wizyt pokazuje się dziennikarzom aż tyle.
Sprawdźcie poniżej.
Embarga narzucone przez wytwórnie, pilnie strzegące choćby nie tyle każdego sekretu, co najbardziej oczywistych oczywistości, są bezlitosne. Bo przecież wystarczy słówko na temat tej czy innej postaci, które wymsknęło się podczas rozmowy, żeby fani snuli rozmaite – i nie daj boże trafne – teorie na temat rozwoju wydarzeń; rzucona mimochodem uwaga o zobaczonym na planie elemencie scenografii albo pozornie nieznaczący szczegół na zdjęciu zrobionym telefonem i już sypią się skrzętnie skrywane tajemnice. Dlatego nie pozwala się ani mówić, ani pisać, ani pokazywać czegokolwiek, póki ktoś na górze nie skinie do nas łaskawie, udzielając pozwolenia. I tak, choć na planie drugiego sezonu "Halo" byliśmy przed rokiem, dopiero teraz, w dniu jego premiery, możemy zdradzić, co tam widzieliśmy.
A widzieliśmy sporo, bo mimo iż nie podano nam żadnych danych liczbowych, już po pierwszym rzucie oka oczywisty jest wyższy budżet. Ba, sama skala produkcji to nie telewizyjna średnia półka, ale (bez żadnej przesady) standard hollywoodzki. Rzadko kiedy podczas wizyt pokazuje się dziennikarzom aż tyle, ile zobaczyła nasza grupa. Statki kosmiczne, green screeny, hale zdjęciowe i plenery pod Budapesztem to jedno; drugie: rekwizyty, kostiumy, żołnierze Przymierza wykonani z gumy i gąbki i wszystkie te drobiazgi, na które nikt nie zwraca uwagi dlatego, iż są świetnie wykonane. Zagadałem przy okazji do Pablo Schreibera, odtwórcę głównej roli Master Chiefa, o skafandry, które wyglądają, jakby ważyły tonę. Wszystkie są prawdziwe, zero CGI. Mamy teraz nowego designera, czyli wyglądają ładnie, ale jak się je będzie nosiło? Zobaczymy, bo dopiero będziemy kręcić sceny akcji. Ale tak czy siak, to jednak mnóstwo plastiku. Co kosztuje krocie.
Zastrzyk gotówki to nie jedyna zmiana, a na pewno nie najważniejsza. Stery serialu przejął bowiem nowy showrunner — David Weiner, co spotkało się z niekrytym entuzjazmem ze strony tej części ekipy aktorskiej, z którą mieliśmy okazję porozmawiać. Zapytałem Schreibera, czy przy w przygotowaniach do drugiego sezonu sugerowano się tym, co mieli do powiedzenia podzieleni na dwa obozy gracze, których jednak, zdaje się, pogodziło jedno: wyrażane cokolwiek głośno niezadowolenie, iż Master Chief zdjął hełm. Do tego będą musieli się przyzwyczaić. O tym jest ten serial, o relacji między Johnem a Master Chiefem, czyli jeżeli nie jesteś na to gotowy, możesz przestać oglądać, mówi Schreiber. Ale myślę, iż wykonaliśmy skok jakościowy i zachęcam graczy do dania szansy temu sezonowi. I choć ich zdanie jest dla nas ważne, to oglądalność nas zaskoczyła, mamy świetne wyniki, z których jesteśmy zadowoleni, czyli wszystko wskazuje, iż robimy to dobrze. Moją osobistą misją jest dalej kręcić serial, z którego mogę być dumny.
Na temat hełmu trzy grosze dorzuciła też Kate Kennedy, grająca Spartankę Kai-125, mówiąc o aktorskich trudnościach, ale i szansach, jakie otwiera konieczność przystosowania się do nowej sytuacji. Dla aktora to zupełnie odmienne doświadczenie, bo musisz grać, nie mogąc polegać na swojej mimice, a dochodzi do tego także wyzwanie natury technicznej, jako iż nie masz zielonego pojęcia, jak wyglądasz w danej scenie, czy hełm faktycznie zachowuje się tak, jak myślisz i musisz, na przykład, sprawdzać, pod jakim kątem schylasz głowę. Ale jest to także na swój sposób wyzwalające, bo gdy nosisz maskę czy hełm, możesz naprawdę pójść na całość, mówi.
Spora część naszej rozmowy ze Schreiberem, Kennedy i, później, czuwającą nad kształtem serialu producentką Kiki Wolfkill z Microsoftu – do którego należy produkujące kilka ostatnich gier z serii "Halo" studio 343 Industries – poświęcona została odbiorowi serialu przez graczy oraz zmianom, jakie zaproponowali scenarzyści. Czy ma sens przenoszenie danej historii jeden do jednego z komputera czy konsoli na telewizyjny ekran? Byłoby to bezcelowe. W drugim sezonie wprowadzamy nowe postacie, ciekawie rozwijają się również te już graczom znane i choć mnóstwo rzeczy ich zaskoczy, to mogę obiecać, iż przemycamy także mnóstwo detali, na które zwrócą uwagę tylko zatwardziali fani, mówi Kennedy. Oczywiście to scenariusz jest najważniejszy, ale materiał źródłowy jest bardzo istotny, to dla nas inspiracja i natchnienie. Różne gry są pisane w różny sposób, niektóre da się przenieść na ekran bez żadnych zmian, inne trzeba adaptować, dodaje Schreiber.
Wolfkill z kolei wskazuje na wyzwanie, jakim jest pogodzenie starych wyjadaczy i widzów, którzy o świecie "Halo" pojęcia nie mają. Rodzi się z tego niemałe napięcie. Bo chciałoby się stworzyć coś specjalnie dla graczy, dać im po części to, co zdążyli już doskonale poznać, ale i zabrać na nową przygodę, mówi Wolfkill. A jednocześnie trzeba przy tym pamiętać o tej części publiki, która wcześniej nie słyszała o tym świecie i postaciach, ustalić odpowiedni próg wejścia, żeby nikogo nie zniechęcić, tylko zachęcić. Jest to naprawdę szalenie trudne zadanie, zwłaszcza iż fani nie są zgodni, co im się podoba w grach, a co nie. Słuchamy krytyki, słuchamy pochwał, ale nieustannie kroczymy wytyczonymi przez siebie ścieżkami.
Wolfkill mówiła także sporo o roli gier w dzisiejszej popkulturze, które, po komiksach, stały się gorącym towarem dla platform streamingowych i telewizji. Czemu dopiero teraz? Zawsze w grach pociągała mnie narracja, opowieść, fabuła, ale także przedstawianie przez nie światy. I wydaje mi się, iż zawsze gry były traktowane jako gorsze medium, przede wszystkim z uwagi na niedostatki graficzne, przez co postrzegano je zwykle jako coś dla dzieci albo coś boleśnie niedoskonałego, powiedziała producentka. Dzisiaj, dzięki postępowi technicznemu, możemy łatwiej wejść do światów stworzonych przez deweloperów. Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje aspekt biznesowy i popularność gier, obok której studia nie mogły przejść obojętnie.
Prócz licznych okazji do rozmowy mieliśmy możliwość zobaczyć statki kosmiczne, należące zarówno do Przymierza, jak i do UNSC, częstokroć ustawione przed green screenami, ale wykonane z dbałością o szczegóły (jedynie zewnętrzna powłoka jest dziełem specjalistów od grafiki komputerowej), imponujące tunele pod miastem, gdzie, niestety, nie można było robić zdjęć, i magazyn broni, którą dano nam przetestować i która zachowuje się niemal identycznie jak w grach. Wizyta na węgierskim planie przypominała tym samym swoiste podchody, bo każdy z dziennikarzy starał się sklecić chociażby drobny fragment fabuły, odgadnąć, co nas czeka w drugim sezonie. Oficjalnie wiemy jedynie, iż będzie lepiej, szybciej i drożej.
Wolfkill podzieliła się jeszcze refleksją na temat motywu przewodniego nadchodzącego sezonu: Powiedziałabym, iż jednym z tematów stanowiących fundament serialu jest poświęcenie, które stanowi niejako warunek konieczny do heroizmu mówiła. Bohaterów nie produkuje się w fabryce, nikt się takowym nie rodzi. Wystawianie kogoś na ciągłe próby pomaga zrozumieć istotę człowieczeństwa i wydaje mi się, iż jest to temat, który seria zawsze podejmowała. Ale, nie oszukujmy się, najbardziej interesuje nas wszystkich to, czy nareszcie akcja przeniesie się na tytułowy pierścień, o co nie omieszkałem zapytać Schreibera. Szanse są zawsze. Bądźmy optymistami!, odpowiedział.
Cóż, niektórych tajemnic nie odsłoni choćby i zdjęte embargo.
Drugi (i pierwszy) sezon "Halo" można oglądać na platformie SkyShowtime.
Sprawdźcie poniżej.
Pablo Schreiber w serialu "Halo"
***
Embarga narzucone przez wytwórnie, pilnie strzegące choćby nie tyle każdego sekretu, co najbardziej oczywistych oczywistości, są bezlitosne. Bo przecież wystarczy słówko na temat tej czy innej postaci, które wymsknęło się podczas rozmowy, żeby fani snuli rozmaite – i nie daj boże trafne – teorie na temat rozwoju wydarzeń; rzucona mimochodem uwaga o zobaczonym na planie elemencie scenografii albo pozornie nieznaczący szczegół na zdjęciu zrobionym telefonem i już sypią się skrzętnie skrywane tajemnice. Dlatego nie pozwala się ani mówić, ani pisać, ani pokazywać czegokolwiek, póki ktoś na górze nie skinie do nas łaskawie, udzielając pozwolenia. I tak, choć na planie drugiego sezonu "Halo" byliśmy przed rokiem, dopiero teraz, w dniu jego premiery, możemy zdradzić, co tam widzieliśmy.
A widzieliśmy sporo, bo mimo iż nie podano nam żadnych danych liczbowych, już po pierwszym rzucie oka oczywisty jest wyższy budżet. Ba, sama skala produkcji to nie telewizyjna średnia półka, ale (bez żadnej przesady) standard hollywoodzki. Rzadko kiedy podczas wizyt pokazuje się dziennikarzom aż tyle, ile zobaczyła nasza grupa. Statki kosmiczne, green screeny, hale zdjęciowe i plenery pod Budapesztem to jedno; drugie: rekwizyty, kostiumy, żołnierze Przymierza wykonani z gumy i gąbki i wszystkie te drobiazgi, na które nikt nie zwraca uwagi dlatego, iż są świetnie wykonane. Zagadałem przy okazji do Pablo Schreibera, odtwórcę głównej roli Master Chiefa, o skafandry, które wyglądają, jakby ważyły tonę. Wszystkie są prawdziwe, zero CGI. Mamy teraz nowego designera, czyli wyglądają ładnie, ale jak się je będzie nosiło? Zobaczymy, bo dopiero będziemy kręcić sceny akcji. Ale tak czy siak, to jednak mnóstwo plastiku. Co kosztuje krocie.
Zastrzyk gotówki to nie jedyna zmiana, a na pewno nie najważniejsza. Stery serialu przejął bowiem nowy showrunner — David Weiner, co spotkało się z niekrytym entuzjazmem ze strony tej części ekipy aktorskiej, z którą mieliśmy okazję porozmawiać. Zapytałem Schreibera, czy przy w przygotowaniach do drugiego sezonu sugerowano się tym, co mieli do powiedzenia podzieleni na dwa obozy gracze, których jednak, zdaje się, pogodziło jedno: wyrażane cokolwiek głośno niezadowolenie, iż Master Chief zdjął hełm. Do tego będą musieli się przyzwyczaić. O tym jest ten serial, o relacji między Johnem a Master Chiefem, czyli jeżeli nie jesteś na to gotowy, możesz przestać oglądać, mówi Schreiber. Ale myślę, iż wykonaliśmy skok jakościowy i zachęcam graczy do dania szansy temu sezonowi. I choć ich zdanie jest dla nas ważne, to oglądalność nas zaskoczyła, mamy świetne wyniki, z których jesteśmy zadowoleni, czyli wszystko wskazuje, iż robimy to dobrze. Moją osobistą misją jest dalej kręcić serial, z którego mogę być dumny.
Na temat hełmu trzy grosze dorzuciła też Kate Kennedy, grająca Spartankę Kai-125, mówiąc o aktorskich trudnościach, ale i szansach, jakie otwiera konieczność przystosowania się do nowej sytuacji. Dla aktora to zupełnie odmienne doświadczenie, bo musisz grać, nie mogąc polegać na swojej mimice, a dochodzi do tego także wyzwanie natury technicznej, jako iż nie masz zielonego pojęcia, jak wyglądasz w danej scenie, czy hełm faktycznie zachowuje się tak, jak myślisz i musisz, na przykład, sprawdzać, pod jakim kątem schylasz głowę. Ale jest to także na swój sposób wyzwalające, bo gdy nosisz maskę czy hełm, możesz naprawdę pójść na całość, mówi.
Spora część naszej rozmowy ze Schreiberem, Kennedy i, później, czuwającą nad kształtem serialu producentką Kiki Wolfkill z Microsoftu – do którego należy produkujące kilka ostatnich gier z serii "Halo" studio 343 Industries – poświęcona została odbiorowi serialu przez graczy oraz zmianom, jakie zaproponowali scenarzyści. Czy ma sens przenoszenie danej historii jeden do jednego z komputera czy konsoli na telewizyjny ekran? Byłoby to bezcelowe. W drugim sezonie wprowadzamy nowe postacie, ciekawie rozwijają się również te już graczom znane i choć mnóstwo rzeczy ich zaskoczy, to mogę obiecać, iż przemycamy także mnóstwo detali, na które zwrócą uwagę tylko zatwardziali fani, mówi Kennedy. Oczywiście to scenariusz jest najważniejszy, ale materiał źródłowy jest bardzo istotny, to dla nas inspiracja i natchnienie. Różne gry są pisane w różny sposób, niektóre da się przenieść na ekran bez żadnych zmian, inne trzeba adaptować, dodaje Schreiber.
Wolfkill z kolei wskazuje na wyzwanie, jakim jest pogodzenie starych wyjadaczy i widzów, którzy o świecie "Halo" pojęcia nie mają. Rodzi się z tego niemałe napięcie. Bo chciałoby się stworzyć coś specjalnie dla graczy, dać im po części to, co zdążyli już doskonale poznać, ale i zabrać na nową przygodę, mówi Wolfkill. A jednocześnie trzeba przy tym pamiętać o tej części publiki, która wcześniej nie słyszała o tym świecie i postaciach, ustalić odpowiedni próg wejścia, żeby nikogo nie zniechęcić, tylko zachęcić. Jest to naprawdę szalenie trudne zadanie, zwłaszcza iż fani nie są zgodni, co im się podoba w grach, a co nie. Słuchamy krytyki, słuchamy pochwał, ale nieustannie kroczymy wytyczonymi przez siebie ścieżkami.
Wolfkill mówiła także sporo o roli gier w dzisiejszej popkulturze, które, po komiksach, stały się gorącym towarem dla platform streamingowych i telewizji. Czemu dopiero teraz? Zawsze w grach pociągała mnie narracja, opowieść, fabuła, ale także przedstawianie przez nie światy. I wydaje mi się, iż zawsze gry były traktowane jako gorsze medium, przede wszystkim z uwagi na niedostatki graficzne, przez co postrzegano je zwykle jako coś dla dzieci albo coś boleśnie niedoskonałego, powiedziała producentka. Dzisiaj, dzięki postępowi technicznemu, możemy łatwiej wejść do światów stworzonych przez deweloperów. Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje aspekt biznesowy i popularność gier, obok której studia nie mogły przejść obojętnie.
Prócz licznych okazji do rozmowy mieliśmy możliwość zobaczyć statki kosmiczne, należące zarówno do Przymierza, jak i do UNSC, częstokroć ustawione przed green screenami, ale wykonane z dbałością o szczegóły (jedynie zewnętrzna powłoka jest dziełem specjalistów od grafiki komputerowej), imponujące tunele pod miastem, gdzie, niestety, nie można było robić zdjęć, i magazyn broni, którą dano nam przetestować i która zachowuje się niemal identycznie jak w grach. Wizyta na węgierskim planie przypominała tym samym swoiste podchody, bo każdy z dziennikarzy starał się sklecić chociażby drobny fragment fabuły, odgadnąć, co nas czeka w drugim sezonie. Oficjalnie wiemy jedynie, iż będzie lepiej, szybciej i drożej.
Wolfkill podzieliła się jeszcze refleksją na temat motywu przewodniego nadchodzącego sezonu: Powiedziałabym, iż jednym z tematów stanowiących fundament serialu jest poświęcenie, które stanowi niejako warunek konieczny do heroizmu mówiła. Bohaterów nie produkuje się w fabryce, nikt się takowym nie rodzi. Wystawianie kogoś na ciągłe próby pomaga zrozumieć istotę człowieczeństwa i wydaje mi się, iż jest to temat, który seria zawsze podejmowała. Ale, nie oszukujmy się, najbardziej interesuje nas wszystkich to, czy nareszcie akcja przeniesie się na tytułowy pierścień, o co nie omieszkałem zapytać Schreibera. Szanse są zawsze. Bądźmy optymistami!, odpowiedział.
Cóż, niektórych tajemnic nie odsłoni choćby i zdjęte embargo.
Drugi (i pierwszy) sezon "Halo" można oglądać na platformie SkyShowtime.