Z teściowej do mamy

twojacena.pl 1 tydzień temu

Wyjechałam od teuściowej do mamy

Gdy moja teściowa, Halina Stanisławowa, oświadczyła: „Ewa, umowa to umowa, weź kredyt!”, poczułam, jakby we mnie wszystko pękło. To nie była rada – to ultimatum, rzucone mi w twarz przed całą rodziną. Mój mąż Krzysztof milczał, jego krewni udawali, iż nic się nie dzieje, a ja stałam jak zwierzę w pułapce, widząc, iż nikt mnie nie wesprze. W tamtej chwili podjęłam decyzję: spakowałam rzeczy i pojechałam do mamy, Bronisławy Janowej. Dość znosćenia tego – nie zamierzam żyć tam, gdzie moje uczucia są ignorowane, a mną sterują jak marionetką.

Z Krzysztofem jesteśmy małżeństwem od roku, ale przez cały ten czas starałam się być „dobrą synową”. Halina Stanisławowa od początku dawała mi do zrozumienia, iż mam się dostosować do ich rodziny. Mieszkaliśmy w jej dużym apartamencie – tak zdecydował Krzysztof, bo „mamie samotnie jest ciężko”. Zgodziłam się, myśląc, iż dam radę. Ale teściowa krytykowała wszystko: moje gotowanie, sprzątanie, choćby ubieranie się. „Ewa, musisz wyglądać bardziej dostojnie, jesteś żoną mojego syna!” – mówiła. Znosiłam to, bo kochałam Krzysztofa i chciałam zachować spokój. ale sprawa z kredytem stała się ostatnią kroplą.

Wszystko zaczęło się od tego, iż Halina Stanisławowa postanowiła wyremontować domek letniskowy. Chciała nowy taras, drogie meble, choćby basen. „To dla całej rodziny!” – przekonywała. Ale brakowało jej pieniędzy, więc zaszłypliła, byśmy z Krzysztofem wzięli kredyt. Byłam przeciw – mamy przecież swoje zobowiązania, a ja oszczędzałam na kurs, by zmienić pracę. „Halina Stanisławowo, to zbyt drogie, nie udźwigniemy” – próbowałam tłumaczyć. Ona tylko machnęła ręką: „Ewa, nie bądź egoistką, to dla wspólnego dobra!” Krzysztof, jak zawsze, nie odezwał się ani słowem, a ja poczułam, iż spychają mnie pod ścianę.

Na rodzinnym obiedzie teściowa postawiła sprawę jasno: „Krzysiu, Ewa, bierzecie kredyt, już dogadałam się z projektantem. Umowa to umowa!” Sprzeciwiłam się: „Nie mogę, mam swoje zobowiązania!” Ale przerwała mi: „Jeśli nie chcecie, sama go wezmę, ale spłacać będziecie wy!” Krzysztof tylko bąknął: „Mamo, pomyślimy”, a jego siostra z mężem wbili wzrok w talerze, jakbym była powietrzem. Nikt nie powiedział: „Ewa ma rację, to niesprawiedliwe”. Poczułam się obca w tym domu, gdzie moje słowo nic nie znaczy.

Nocą nie spałam, rozmyślając, co robić. Gdy próbowałam porozmawiać z Krzysztofem, odparł: „Ewka, nie dramatyzuj, mama chce tylko dobrze”. Dla kogo? Dla siebie? A moje marzenia, moje nerwy – to się nie liczy? Zrozumiałam: jeżeli zostanę, zmiażdżą mnie. Rano spakowałam walizkę. Krzysztof był w szoku: „Gdzie idziesz?” Odpowiedziałam: „Do mamy. Nie mogę dłużej tak żyć”. Próbował zatrzymać: „Ewka, pogadajmy!” Ale moja decyzja była już twarda. Halina Stanisławowa, widząc moje rzeczy, prychnęła: „Uciekaj do mamusi, skoro nie szanujesz rodziny”. Rodziny? To ona nazywa rodziną?

Mama, Bronisława Janowa, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. „Ewa, zrobiłaś słusznie. Nikt nie ma prawa cię zmuszać” – powiedziała. Wreszcie poczułam się jak u siebie. Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko kiwała głową: „Jak można tak naciskać na człowieka?” Zaproponowała, bym została, póki nie zdecyduję, co dalej. A ja jeszcze nie wiem. Część mnie chce wrócić do Krzysztofa, ale tylko jeżeli zrozumie, iż nie jestem jego dodatkiem, tylko człowiekiem. Druga część myśli: może to szansa, by zacząć od nowego?

Koleżanka, której się zwierzyłam, przyklasnęła: „Ewka, brawo, iż wyszłaś. Niech sami się martwią o kredyt!” Ale dodała: „Porozmawiaj z Krzysztofem, daj mu szansę”. Szansę? Dam, ale tylko jeżeli stanie po mojej stronie, nie po mamusiowej. Na razie dzwoni, błaga, bym wróciła, ale słysz, iż wciąż się wąha. „Ewka, mama nie chciała cię urazić” – mówi. Nie chciała? A co chciała? Żebym wzięła kredyt i żyła pod jej dyktando?

Teraz szukam nowej pracy, by stać się niezależna. Mama pomaga i czuję, jak wracają mi siły. Halina Stanisławowa pewnie nie przeprosi – należy do tych, co zawsze mają rację. Ale już nie będę jej marionetką. Wyjechałam nie tylko do mamy – wyjechałam do siebie. Niech Krzysztof zdecyduje, czy chce być ze mną, czy z mamusiowym domem. Ja już wiem: dam sobie radę, choćby jeżeli trzeba zacząć od zera.

Czasem odejście to nie ucieczka, a pierwsza samodzielna decyzja, która uczy, iż własny spokój jest więcej warty niż cudza władza.

Idź do oryginalnego materiału