Wydawała się idealna, ale stała się moim największym cierpieniem.

twojacena.pl 6 dni temu

Wydawała się idealna. Okazała się największym bólem mojego życia.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Kornelię, pomyślałem, iż to kobieta z moich snów — delikatna, elegancka, z oczami, w których kryły się całe światy. gwałtownie się do siebie zbliżyliśmy. Oprowadzałem ją po ulubionych miejscach w Gdańsku, gotowaliśmy w domu proste dania, śmialiśmy się z błahostek. Byłem pewien: to ta jedyna. Gdy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był skromny i pełen ciepła. Kameralne przyjęcie z bliskimi, biała suknia, spokojny taniec przy cichej muzyce. Życie wydawało się sielanką. Kornelia była troskliwa, zawsze uważna, czasem nieco zdystansowana — zrzucałem to na karb jej charakteru. Ale niedługo w tej harmonii pojawiły się rysy.

Najpierw zaczęła zostawać po pracy. Raz „spotkanie z koleżankami”, innym razem „nadgodziny”. Czasem plątała się w zeznaniach. Starałem się odpędzać podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem, iż jej telefon, którego zwykle nie wypuszczała z rąk, leżał odblokowany na kuchennym stole. Nie chciałem wchodzić… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię — Tomek. Treść nie pozostawiała wątpliwości: „Wkrótce się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku”. Kornelia odpowiadała z takim samym ogniem. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim on był? Jak daleko zaszliśmy?

Nazajutrz zacząłem drążyć. Znalazłem jej stare konto w mediach społecznościowych. Zdjęcia z imprez, półnagie fotografie na plaży, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji do namiętności, wolności, przelotnych romansów. Kornelia, którą znałem, i ta z tych zdjęć — to były dwie różne osoby. Nie chciałem wierzyć, ale czułem, iż prawda pozostało gorsza.

Po dwóch tygodniach natknąłem się na jej dziennik. Przypadkiem — a może tak miało być. Na okładce napis: „Nie otwierać”. Otworzyłem. Każda strona bolała jak nóż:

„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo pragnę uczuć. Dotyku. Jednego mu nie wystarcza.”
„Tomek prosił, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja — całą tęczę pragnień.”
„Darek jest naiwny. Wierzy, iż jesteśmy sobie przeznaczeni. Szkoda, iż nie wie o Krzysztofie…”

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja — a jednak nie moja. Trzech mężczyzn. Romans za romansem. Życie jako jedna wielka gra.

Zainstalowałem na jej telefonie program śledzący. We wtorki i czwartki jeździła pod miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze Tomek. A potem był Krzysztof. Żonaty. Pisała mu: „Jesteś najgorętszy. Przy tobie ożywam. Ale nie proś o więcej.”

Byłem złamany. I wciąż bałem się mówić. Aż w końcu wybuchnąłem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko płakała. Czekałem na wyjaśnienia. Słowa. Wyszeptała:

— Boję się samotności. Nie potrafię być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Potrzebuję czuć, iż ktoś mnie pożąda. Ty jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To bolało bardziej niż sama zdrada. To było przyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpieczną przystanią. Zapleczem. Ale nie mężczyzną, którego pragnie.

Tydzień później złożyliśmy pozew o rozwód. Ja wyszedłem. Ona została w mieszkaniu — i w swojej sieci kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

„Wybacz. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam.”

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, by ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy do końca nie poznamy.

Idź do oryginalnego materiału