Wydawała się idealna, ale stała się moim największym cierpieniem.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wydawała się idealna. A okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Kingę, pomyślałem, iż to kobieta z moich snów — cicha, subtelna, z oczami, w których kryły się całe światy. Zbliżyliśmy się szybko. Oprowadzałem ją po ulubionych zakątkach Gdańska, gotowaliśmy w domu proste potrawy, śmialiśmy się z drobiazgów. Byłem pewien: to ta jedyna. Gdy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był skromny i ciepły. Kameralne przyjęcie z rodziną, biała suknia, powolny taniec przy cichej muzyce. Życie wydawało się sielanką. Kinga była troskliwa, uważna, tylko czasem lekko oddalona — ale zrzucałem to na jej charakter. niedługo jednak w tej spokojnej fasadzie pojawiły się rysy.

Zaczęło się od spóźnień po pracy. To “spotkania z koleżankami”, to “narady”. Czasem gubiła się w swoich opowieściach. Starałem się ignorować podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem jej telefon, zwykle przytwierdzony do dłoni, leżący odblokowany na kuchennym stole. Nie chciałem grzebać… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię — Kuba. Treść nie pozostawiała wątpliwości: “Wkrótce się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku”. Kinga odpisywała z takim samym żarem. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim on był? Co ich łączyło?

Następnego dnia zacząłem drążyć głębiej. Odnalazłem jej stare konto w mediach społecznościowych. Zdjęcia z imprez, półnagie fotki na plaży, obcy mężczyźni. Opisy pełne aluzji do namiętności, wolności, przelotnych romansów. Ta Kinga, którą znałem, i ta z tych postów — to były dwie różne kobiety. Nie chciałem wierzyć. Ale czułem, iż prawda pozostało bardziej przerażająca.

Po dwóch tygodniach natknąłem się na jej dziennik. Przypadkiem — a może tak miało być. Na okładce napis: “Nie otwierać”. Otworzyłem. Każda strona paliła jak ogień:

“On myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo jestem głodna uczuć. Dotyku. Jednego mi za mało.”
“Kuba chciał, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja — całą tęczę pragnień.”
“Krzysiek jest naiwny. Wierzy, iż będziemy razem na zawsze. Szkoda, iż nie wie o Marku…”

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja — a jednak wcale nie moja. Trzech mężczyzn. Miłość na boku. Życie jak przedstawienie.

Zainstalowałem program na jej telefon. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze Kuba. Był jeszcze Marek. Żonaty. Pisała mu: “Jesteś najbardziej namiętny. Przy tobie czuję, iż żyję. Ale nie proś o więcej.”

Byłem złamany. Mimo to bałem się jej konfrontować. Aż w końcu wybuchnąłem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko płakała. Czekałem na wyjaśnienia. Odpowiedzi. Wyszeptała:

— Boję się być sama. Nie potrafię być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Muszę czuć, iż jestem pożądana. Jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To było gorsze niż wyznanie zdrady. To było przyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpieczną przystanią. Zapleczem. Ale nie mężczyzną, którego wybiera.

Tydzień później wnieśliśmy o rozwód. Wyprowadziłem się. Ona została w mieszkaniu — i w swojej sieci kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

“Przepraszam. Byłeś prawdziwy. A ja… tylko szukałam siebie. I nie znalazłam.”

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, żeby ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy do końca nie poznamy.

Idź do oryginalnego materiału