Wydawała się idealna, ale stała się moim największym bólem.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wydawała się idealna. A okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz ujrzałem Dominikę, pomyślałem, iż to kobieta z moich snów – spokojna, subtelna, o oczach, w których kryły się całe światy. Zbliżyliśmy się szybko. Wodziłem ją po ukochanych miejscach we Wrocławiu, gotowaliśmy proste dania w domu, śmieliśmy się z błahostek. Byłem pewien: to ta jedyna. Gdy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był ciepły i pełen szczerości. Kameralne przyjęcie z rodziną, biała suknia, skromny taniec przy cichej muzyce. Życie wydawało się sielanką. Dominika była troskliwa, uważna, czasem nieco zdystansowana – ale zrzucałem to na karb jej charakteru. niedługo jednak w tej harmonii zaczęły pojawiać się pęknięcia.

Najpierw zaczęła zostawać po pracy. „Spotkania z koleżankami”, „dodatkowe zebrania”. Czasem plątała się w opowieściach. Próbowałem odpędzać podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem: jej telefon, którego nigdy nie wypuszczała z rąk, leżał odblokowany na kuchennym stole. Nie chciałem w niego zaglądać… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię – Bartek. Treść nie pozostawiała wątpliwości: „Wkrótce się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku”. Dominika odpowiadała z tą samą namiętnością. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim był? Co ich łączyło?

Następnego dnia zacząłem drążyć głębiej. Znalazłem jej stare konto w mediach społecznościowych. Zdjęcia z imprez, półnagie kadry na plaży, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji o pożądaniu, wolności, przelotnych romansach. Ta Dominika, którą znałem, i ta z tych zdjęć – to były dwie różne osoby. Nie mogłem uwierzyć. Ale czułem, iż prawda jest o wiele straszniejsza.

Dwa tygodnie później trafiłem na jej pamiętnik. Przez przypadek – a może tak miało być. Na okładce widniał napis: „Nie otwierać”. Otworzyłem. Każda strona bolała jak nóż w serce:

„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo głodna jestem uczuć. Dotyku. Jednego to za mało”.
„Bartek prosił, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale ma rodzinę. A ja – całą paletę pragnień”.
„Krzysiu jest naiwny. Sądzi, iż jesteśmy sobie przeznaczeni. Szkoda, iż nie wie o Marku…”.

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja – a jednak wcale nie moja. Trzech mężczyzn. Romans za romansem. Życie jako teatr.

Zainstalowałem program na jej telefon. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze – Bartek. Był jeszcze Marek. Żonaty. Pisała do niego: „Jesteś najmocniejszy. Przy tobie czuję się żywa. Ale nie proś o więcej”.

Byłem złamany. Mimo to bałem się odezwać. Aż w końcu nie wytrzymałem:

– Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko zapłakała. Czekałem na wyjaśnienia. Słowa. Wyszeptała:

– Boję się być sama. Nie potrafię być tylko żoną. Chcę więcej. Chcę czuć, iż jestem pożądana. Jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To bolało bardziej niż wyznanie zdrady. To było wyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpieczną przystanią. Pewnym oparciem. Ale nie mężczyzną, którego wybiera.

Tydzień później złożyliśmy pozew o rozwód. Ja odszedłem. Ona została w mieszkaniu – i w swojej sieci kłamstw.

Ostatnią wiadomość brzmiała:

„Przepraszam. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam”.

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, by ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy nie poznamy naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału