Wydawała się idealna, a stała się moim największym cierpieniem.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Wydawała się idealna. A okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Alicję, pomyślałem, iż przede mną stoi kobieta z moich snów — delikatna, subtelna, z oczami, w których kryły się całe światy. Zbliżyliśmy się szybko. Wozłem ją po ulubionych miejscach w Gdańsku, gotowaliśmy w domu proste dania, śmialiśmy się z drobiazgów. Byłem pewien: to ta jedyna. Gdy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był kameralny i pełen ciepła. Skromne przyjęcie z rodziną, biała suknia, cichy taniec przy nastrojowej muzyce. Życie wydawało się sielanką. Alicja była troskliwa, zawsze uważna, lekko zdystansowana — ale tłumaczyłem to jej charakterem. niedługo jednak w tę spokojną fasadę wkradły się pęknięcia.

Zaczęła zostawać po pracy. To spotkania z „koleżankami z pracy”, to „ważne zebrania”. Czasem plątała się w zeznaniach. Starałem się ignorować podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem: jej telefon, którego zwykle nie wypuszczała z rąk, leżał na kuchennym stole — odblokowany. Nie chciałem wchodzić… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię — Krzysiek. Treść nie pozostawiała wątpliwości: „Wkrótce się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku”. Alicja odpowiadała z taką samą namiętnością. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim on był? Co ich łączyło?

Następnego dnia zacząłem drążyć głębiej. Znalazłem jej stare konto w mediach społecznościowych. Zdjęcia z imprez, półnagie fotki na plaży, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji do pożądania, wolności, przelotnych romansów. Ta Alicja, którą znałem, i ta z tych zdjęć — to były dwie różne kobiety. Nie mogłem uwierzyć. Ale czułem, iż prawda pozostało gorsza.

Po kilku tygodniach trafiłem na jej dziennik. Przypadkiem — a może tak miało być. Na okładce napis: „Nie otwierać”. Otworzyłem. Każda strona paliła jak ogień:

„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo pragnę uczuć. Dotyku. Jednego to za mało”.
„Krzysiek prosił, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja — całą paletę pragnień”.
„Darek jest naiwny. Wierzy, iż jesteśmy sobie przeznaczeni. Szkoda, iż nie wie o Tomku…”.

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja — a jednak nie moja. Trzech mężczyzn. Zdrady. Życie jak teatr.

Zainstalowałem program na jej telefonie. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze — Krzysiek. A potem był Tomek. Żonaty. Pisała do niego: „Jesteś najgorętszy. Przy tobie czuję się żywa. Ale nie proś o więcej”.

Byłem złamany. A jednak bałem się konfrontacji. Aż w końcu nie wytrzymałem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko płakała. Czekałem na wyjaśnienia. Słowa. Wyszeptała:

— Boję się być sama. Nie potrafię być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Muszę czuć, iż jestem pożądana. Jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To było gorsze niż wyznanie zdrady. To było wyznanie, iż dla niej jestem nikim. Bezpiecznym portem. Zapleczem. Ale nie mężczyzną, którego pragnie.

Tydzień później złożyliśmy pozew o rozwód. Wyszedłem. Ona została w mieszkaniu — i w swojej pajęczynie kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

„Przepraszam. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam”.

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, by ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy nie poznamy naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału