Wydała się idealna, ale stała się moim największym bólem.

newsempire24.com 12 godzin temu

Wydawała się idealna. A okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Agnieszkę, pomyślałem, iż to kobieta z moich snów — spokojna, subtelna, z oczami, w których kryły się całe światy. gwałtownie się do siebie zbliżyliśmy. Oprowadzałem ją po ulubionych zakątkach Poznania, gotowaliśmy w domu proste potrawy, śmialiśmy się z drobiazgów. Byłem pewien: to właśnie ta. Kiedy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był skromny i ciepły. Kameralne przyjęcie z bliskimi, biała suknia, powolny taniec przy cichej muzyce. Życie zdawało się sielanką. Agnieszka była troskliwa, zawsze uważna, choć czasem zdystansowana — myślałem, iż to jej natura. niedługo jednak w tej harmonii zaczęły pojawiać się pęknięcia.

Najpierw zaczęła zostawać po pracy. To „spotkania z koleżankami”, to „projekty w biurze”. Czasem gubiła się w tłumaczeniach. Starałem się odpędzać podejrzenia, aż pewnego dnia zauważyłem, iż jej telefon — zwykle przyklejony do dłoni — leżał odblokowany na kuchennym stole. Nie chciałem w niego zaglądać… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię — Krzysiek. Nagminne: „Niedługo się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku”. Agnieszka odpowiadała z równie gorącym zaangażowaniem. Serce ścisnęło mi się w piersi. Kim on był? O co tu chodzi?

Następnego dnia zacząłem drążyć. Znalazłem jej stare konto w social mediach. Zdjęcia z imprez, półnagie fotki nad morzem, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji do namiętności, wolności i przelotnych romansów. Ta Agnieszka, którą znałem, i ta z internetu — były dwiema różnymi kobietami. Nie mogłem uwierzyć, ale przeczuwałem, iż prawda pozostało gorsza.

Parę tygodni później przypadkiem trafiłem na jej pamiętnik. Na okładce napis: „Nie czytać”. Otworzyłem. Każda strona bolała jak nóż:

„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo pragnę uczuć. Dotyku. Jednego mu nie starcza”.
„Krzysiek prosił, żebym została. Już prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja mam tylko wir pożądania”.
„Tomek jest naiwny. Wierzy, iż jesteśmy sobie przeznaczeni. Gdyby tylko wiedział o Pawle…”.

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja — a jednak nie moja. Trzech mężczyzn. Zdrada. Życie jako przedstawienie.

Zainstalowałem śledzącą aplikację na jej telefon. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze Krzysiek. A oprócz niego — Paweł. Żonaty. Pisała mu: „Jesteś najgorętszy. Przy tobie czuję, iż żyję. Ale nie proś o więcej”.

Byłem złamany. Mimo to bałem się konfrontacji. Aż w końcu nie wytrzymałem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko płakała. Czekałem na wyjaśnienia, słowa. Wysłuchałem jedynie:

— Boję się być sama. Nie umiem być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Muszę czuć, iż jestem pożądana. Ty jesteś dobry. Ale nie umiesz rozpalić we mnie ognia.

To było gorsze niż przyznanie się do zdrady. To było przyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpieczną przystanią. Tyłem do oparcia. Ale nie mężczyzną, którego chce.

Po tygodniu podaliśmy o rozwód. Wyprowadziłem się. Ona została w mieszkaniu — i w swojej sieci kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

„Wybacz. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam”.

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno przestałem się złościć. Chcę tylko, by ktoś, czytając to, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale za nimi często kryją się dusze, których nigdy nie poznamy do końca.

Idź do oryginalnego materiału