Po kolacji Kamila usiadła z nogami na kanapie i wzięła książkę. Ledwie zagłębiła się w przygody bohaterki powieści, gdy do pokoju weszła mama z wibrującym telefonem w ręku. Na ekranie uśmiechała się całą buzią Ania Kowalska.
Kamila niechętnie odłożyła książkę i odebrała, rzucając mamie wymowne spojrzenie. Ta w końcu zrozumiała, iż przeszkadza, i wyszła z pokoju. Kamila nie miała wątpliwości, iż mama teraz stoi pod drzwiami i podsłuchuje.
Przez kilka minut rozmawiały o niczym, aż w końcu Ania zaprosiła ją na swoje urodziny, które miały się odbyć w sobotę w domku letniskowym.
— Przecież twoje urodziny były miesiąc temu, nie? — zdziwiła się Kamila.
— Co za różnica? Mogę świętować codziennie. To tylko pretekst, żeby się spotkać.
— Po co? Można się po prostu spotkać bez okazji — odparła Kamila.
— Nie, musi być nutka tajemnicy, oczekiwanie. Przyjeżdża kolega mojego Darka z Niemiec. Nie wie, kiedy mam urodziny. Gdyby mu zaproponować zwykłe spotkanie, mógłby odmówić, ale urodziny to coś ważnego. Asia, moja przyjaciółka, pamiętasz ją? Wrzeszczała z radości, kiedy się dowiedziała, iż przyjeżdża. Podobno jest reżyserem albo coś w tym stylu, nieważne. W każdym razie związany z filmem. A Asia marzy o aktorstwie. Przykleiła się do niego jak rzep do swetra, nie daje mu spokoju.
— Aha, to teraz rozumiem. A ja po co ci jestem potrzebna?
— Jak to po co? To urodziny! — Ania zaczęła się irytować niezrozumieniem.
— Żeby było więcej gości? — domyśliła się w końcu Kamila. — A czemu na działce? Przecież jeszcze śnieg leży.
— Nie bądź naiwna, Kamilo. Żeby nie uciekł — zaśmiała się zadowolona z siebie Ania. — No to jedziesz? Pobawimy się, zjemy kiełbaski z grilla. Mamy tam jeszcze choinkę. Po świętach nie zdążyliśmy jej sprzątnąć. I śniegu nasypało, pewnie byśmy nie dojechali. No proszę, zrób to dla mnie — dodała Ania, a Kamila wyobraziła sobie jej nadąsaną, wydętą dolną wargę.
— No dobrze — westchnęła Kamila.
Zgodziła się, bo do soboty zostały jeszcze cztery dni — w tym czasie mogło się zdarzyć wszystko. Na przykład mogła zachorować albo Ania, albo coś innego, i wyjazd by się nie odbył.
Kamila odłożyła telefon, a do pokoju natychmiast weszła mama.
— Dokąd cię zapraszała?
— Mamo, przecież słyszałaś — uśmiechnęła się Kamila.
Mama wcale się nie speszyła.
— No to jedź. Zawsze siedzisz w domu. Zaraz czterdzieści lat, a ty nie zamężna. Ja się wnuków nie doczekam.
— Mamo, kandydaci na mężów nie rosną na działce jak przebiśniegi — zażartowała Kamila. — Mam dopiero trzydzieści dwa, całe osiem lat do czterdziestki. A dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie dlatego, iż ty chcesz wnuków…
Mama zacisnęła usta, machnęła ręką i wyszła, ale po chwii wróciła i znów stanęła przed Kamilą.
— Całe dnie czytasz. Żyjesz cudzymi życiami, a twoje życie ucieka. Książki nie pomogą ci wyjść za mąż. Czas leci…
— Przecież słyszałaś, iż jadę. Przywiozę ci stamtąd wnuki — znów zażartowała Kamila.
Mama pokręciła głową z wyraźnym rozżaleniem.
— Przepraszam, mamo — Kamila zerwała się z kanapy i przytuliła ją.
W piątek znów zadzwoniła Ania, przypomniała o wyjeździe, kazała się ubrać odświętnie, żeby nie zawstydzić się przed zagranicznym gościem, i powiedziała, iż z mężem będą pod domem punktualnie o siódmej.
— Po co tak wcześnie? — oburzyła się Kamila.
— Droga, trzeba napalić w domku, przygotować wszystko… Ledwo zdążymy przed wieczorem.
O szóstej rano zadzwonił budzik. Kamila nie mogła sobie przypomnieć, po co nastawiła go tak wcześnie w weekend. Wtedy weszła mama i oznajmiła, iż śniadanie gotowe.
Kamila przypomniała sobie o działce, urodzinach i jęknęła. Żegnaj, spokojny weekend. Powłóczyła się do łazienki. Gdy godzinę później wyszła przed blok, auto Darka już czekało. Kamila wsiadła na tylnKamila w milczeniu patrzyła przez okno, a w jej sercu powoli rodziła się myśl, iż czasem najlepsze przygody zaczynają się wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy.