Wolność w Polsce zawsze miała melodię. Była śpiewana w piwnicach konspiracyjnych, na scenach studenckich, w salach koncertowych, a później – na ulicach i w internecie. Zmieniał się język, styl i muzyka, ale nie zmieniało się jedno: potrzeba śpiewania o tym, co najważniejsze, gdy słów zaczyna brakować.
Pierwsze piosenki o wolności w XX wieku rodziły się w cieniu okupacji. Śpiewano je po cichu, często anonimowo, aby podtrzymać ducha wspólnoty i dodać otuchy. „Siekiera, motyka”, „Pałacyk Michla”, „Czerwone maki na Monte Cassino” – to utwory, w których rytm zastępował broń, a refren był modlitwą. W tych pieśniach nie ma słowa „wolność”, ale ona cała w nich jest: w nadziei, iż Polska przetrwa w języku, śpiewie i pamięci.
Nowa niewola – lata powojenne
Po 1945 roku wolność nie nadeszła, zmienił się jedynie jej strażnik. Władza komunistyczna gwałtownie zrozumiała, iż piosenka może być równie niebezpieczna jak ulotka. Cenzura i autocenzura tłumiły każdą niepoprawną nutę. Oficjalnie śpiewano o budowie hut i fabryk, ale w domach nucono inne melodie – te, które przypominały o wojnie, o utraconych bliskich, o marzeniach niespełnionych. Na emigracji śpiewali Władysław Szpilman czy Mieczysław Fogg, przechowując pamięć o dawnych czasach, gdy wolność miała imię ojczyzny.
Wolność młodych – big-beat i kontrkultura
Lata sześćdziesiąte przyniosły gitarę, dżinsy i nowy język buntu. Młodzi nie chcieli już śpiewać o partii i planach produkcyjnych. Czerwone Gitary, Skaldowie, Niebiesko-Czarni, a przede wszystkim Czesław Niemen w „Dziwny jest ten świat” otworzyli nowy rozdział – wolność rozumianą jako prawo do indywidualności, odmienności, miłości i własnego głosu. To był bunt bez polityki, ale z wielkim ładunkiem emocji.
Piosenka jako broń – lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte
W czasie kryzysu społecznego i nasilającej się opresji państwowej muzyka znów stała się orężem. Pojawili się twórcy, którzy mogli jeszcze występować oficjalnie, ale po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku zostali praktycznie zmuszeni do zejścia do drugiego obiegu. Cenzura nie dopuszczała ich na sceny ani do mediów, dlatego piosenki zaczęły krążyć na kasetach magnetofonowych kopiowanych w prywatnych mieszkaniach, wśród znajomych, a potem w szerokich kręgach opozycyjnych.
Obok Jacka Kaczmarskiego, którego „Mury” stały się hymnem „Solidarności”, największą popularność zdobyli: Jan Krzysztof Kelus, Przemysław Gintrowski i Leszek Wójtowicz. Choć każdy z nich miał własny styl i ton, łączyło ich przekonanie, iż wolność trzeba ocalać słowem i dźwiękiem – i iż w czasach kłamstwa to właśnie piosenka może być przestrzenią prawdy.
Tworzyli w odmiennych stylistykach, które uzupełniały się o ironię i osobistą refleksję, moralny apel o przyzwoitość, patos i powagę historycznego doświadczenia. Wspólnym mianownikiem było jednak to samo – głos niezależny, wyrzucony poza oficjalny obieg, a mimo to słyszany przez tysiące ludzi. Każda kaseta magnetofonowa stawała się w istocie małym manifestem wolności, przenoszonym z rąk do rąk, z mieszkania do mieszkania.
W tym samym czasie narodziła się „Ballada o Janku Wiśniewskim”, będąca odpowiedzią na tragiczną śmierć młodego robotnika w grudniu 1970 roku w Gdańsku. Stała się hymnem oporu, symbolem solidarności i walki o prawa człowieka – pieśnią, która łączy dramat jednostki z doświadczeniem narodu.
Każdy z tych utworów udowadniał, iż wolność nie jest tylko pojęciem abstrakcyjnym – to konkretne działanie, wybór i odwaga w codziennym życiu.
1989 – Wolność zdobyta i zagubiona
Transformacja przyniosła radość, ale też pytania. Kiedy wolność stała się faktem, wielu artystów zastanawiało się, jak z niej korzystać. Obywatel G.C. w „Nie pytaj o Polskę” tworzył portret kraju, który kocha się mimo wszystko – w całym jego chaosie i brzydocie. Chłopcy z Placu Broni śpiewali prostym językiem: „Kocham wolność”, przypominając, iż uczucie to trzeba pielęgnować.
Agnieszka Chylińska w „Wolności” krzyczała o prawie do bycia sobą, do samostanowienia – wolność osobista stała się centralnym tematem. W 1994 roku ukazała się płyta Marka Grechuty „Dziesięć ważnych słów”. Wśród utworów znalazła się kompozycja pt. „Wolność”.
XXI wiek – wolność cyfrowa, kobieca i niepokorna
Nowe tysiąclecie przyniosło inne zagrożenia: presję rynku, mediów i internetu. Rap i hip-hop stały się językiem wolności pokolenia wychowanego w sieci. Paktofonika, O.S.T.R., Taco Hemingway, Mata mówią o wolności wewnętrznej, o potrzebie bycia sobą mimo schematów.
Równocześnie pojawiły się nowe pieśni protestu. Po 2020 roku, podczas ulicznych demonstracji, kobiety i młodzi artyści tworzyli utwory dosadne, emocjonalne, często anonimowe, które nie trafiły do radia, ale miały siłę masowego oddziaływania. Wyrażały sprzeciw wobec ograniczania praw obywatelskich i dążyły do odzyskania przestrzeni dla jednostki. To współczesna kontynuacja tradycji: muzyka, która powstaje wtedy, gdy wolność zaczyna być zagrożona. „Piosenka patriotyczna”
jest najważniejszym utworem politycznym od czasu „Murów”. To hymn młodych Polek ze słynnym refrenem „Jebać PiS”. Także uznani wykonawcy reagowali na wydarzenia w kraju: Big Cyc „Twierdza”, Kazik „Twój ból jest lepszy niż mój” i in.
Śpiew, który trwa
Każda epoka w Polsce ma swoją pieśń o wolności. Dla jednych był to powstańczy marsz, dla innych ballada Kaczmarskiego, rapowy manifest, „Ballada o Janku Wiśniewskim” czy współczesny protestowy refren krzyczany na ulicy. Zmieniał się język, styl i instrumenty, ale sens pozostawał ten sam: śpiew pojawia się zawsze tam, gdzie kończy się milczenie.
Dopóki Polacy śpiewają o wolności, choćby gniewnie, choćby wbrew regułom – dopóty ona istnieje.
→ M. Baryła
5.10.2025
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• czytaj także: > „Same hity! Wednesday – pełna lista utworów wykorzystanych w serialu”