Własne mieszkanie, zero krewnych.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Mieszkanie Oli — i zero rodziny

Ola zmywała naczynia, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu, jak grom z jasnego nieba, stała teściowa.

— Cześć, Oluńciu — powiedziała z udaną czułością Halina Zygmuntowa. — Postanowiłam wasz odwiedzić. Wpadłam tak na herbatkę!

Ola zaprosiła ją do kuchni, postawiła czajnik i zawołała męża:

— Bartek, twoja mama przyszła!

Po chwili cała trójka siedziała przy stole. Teściowa powoli mieszała cukier w herbacie, zerkała na synowę z tym charakterystycznym przymrużeniem oka, które Ola dawno nauczyła się rozpoznawać — to znaczyło, iż rodzi się kolejna manipulacja.

— Wiesz, Bartku — zaczęła Halina — Krzysiek zaproponował Kasi, żeby się do niego wprowadziła. Wyobrażasz sobie? Jeszcze przed ślubem!

— No to mu podpadł — zaśmiał się Bartek. — Nasza Kasia mu pokaże! Spokojnego życia nie będzie.

— Nie masz racji! — odparowała dumnie teściowa. — Kasia to zupełnie inna historia. Skromna, rozsądna, nie to co niektóre…

Ola złapała ten wzrok. Kamień, jak zawsze, leciał w jej stronę. I znowu udawała, iż nie widzi.

— A wiesz, co Krzysiek jeszcze zrobił? — triumfalnie uniosła palec Halina. — Kupił jej mieszkanie! Wyobrażasz? Na ślub! Prawdziwy mężczyzna!

Bartek skrzywił się.

— Zobaczymy, co tam kupił. Póki nie zobaczę papierów, nie uwierzę.

— No właśnie, to się nazywa dobry wybór! — nie ustępowała Halina. — A ty, przypominam, masz żonę z mieszkaniem, a sam choćby nie jesteś współwłaścicielem.

Ola wyszła z kuchni. Serce ścisnęło jej się w głodzie. Znów to samo — „wpisz się na pół”, „gdzie sprawiedliwość”, „przecież to wspólna rodzina”. Minął rok od ślubu, a Halina Zygmuntowa wciąż próbowała wycisnąć choć kawałek mieszkania synowej.

Bartek też zaczął naciskać — niby to się z niego śmieją, facet bez mieszkania. A przecież sam kupił samochód, zrobił remont, meble — a wszystko w cudzym.

— Nikt cię nie oszukał, Bartek — odpowiadała Ola. — Nie ożeniłeś się z mieszkaniem, tylko ze mną. Czyż nie?

Milczał. Do następnej wizyty mamy.

Gdy do domu wpadła władcza ciotka Bartka, mój mąż zaczął snuć bajki.

— Tak, kupiliśmy mieszkanie. Głównie za moje pieniądze — oświadczył pewnie.

Ola aż zakrztusiła się herbatą. Kłamał jak z nut. Milczała. Nie dla niego — dla siebie.

Potem przyszedł kolega Marek. Bartek znów rozwinął skrzydła:

— Wchodź, czuj się jak u siebie. Mieszkanie przecież nasze, z Olą!

— No brawo! — zachwycił się kolega. — Ożeniłeś się, mieszkanie masz. I samochód super!

Ola patrzyła i nie wierzyła własnym oczom. Gdzie ten miły, prosty chłopak, z którym się spotykała?

Spakowała rzeczy i wyjechała do rodziców.

— Mamo, nie daję rady. Czuję się nie jak żona, tylko jak inwestycja. On się pewnie ożenił tylko przez to mieszkanie…

— Zastanów się, córeczko. Ale mieszkania — nikomu, słyszysz? Ani kawałka!

Ola wróciła. A niedługo zjawiła się teściowa. Bez zapowiedzi, roztrzęsiona, ze łzami w oczach.

— Bartek, tragedia! Kasia i Krzysiek się rozstali. Ślubu nie będzie. A ona nabrała kredytów: samochód, ciuchy, telefon…

— A my tu co mamy z tym wspólnego? — zmięszał się Bartek.

— Trzeba pomóc. Niech Ola wpisze cię na połowę mieszkania. Weźmiecie kredyt, spłacimy dług. Potem wszystko oddamy!

Ola zdrętwiała. Ale gwałtownie ochłonęła.

— Nigdy! To mieszkanie to prezent od moich rodziców. choćby na jeden procent go nie dostaniecie!

— Bez serca! — wrzasnęła Halina.

Ola wyszła do pokoju, ale podsłuchała, jak matka z synem szeptają pod drzwiami.

— Zrobiłam, co mogłam, synku. Ale ona — twarda…

— Spróbuję jeszcze coś wymyślić — mruknął ponuro Bartek.

Ola otworzyła drzwi gwałtownie:

— Wymyślajcie! Wymyślajcie dalej! Tylko pamiętajcie — mieszkania nie zobaczycie. Ani kawałka. Chcecie żyć na swoim — pracujcie, jak wszyscy!

Następnego dnia Bartek wyprowadził się do mamy.

Ola złożyła pozew o rozwód. Późno zrozumiała, ale lepiej późno, niż oddać im to, co swoje. Bo cudze apetyty są nieskończone. A godność — tylko jedna.

Idź do oryginalnego materiału