Własne mieszkanie — bez rodziny

newsempire24.com 5 dni temu

Mieszkanie Julii — i zero rodziny

Julia zmywała naczynia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu, jak grom z jasnego nieba, stała jej teściowa.

— Cześć, Julciu — powiedziała z przesadną czułością Cecylia Januszewska. — Postanowiłam was odwiedzić. Wpadłam na pogawędkę!

Julia zaprosiła ją do kuchni, nastawiła czajnik i zawołała męża:

— Krzysiu, przyszła twoja mama!

Po kilku minutach cała rodzina siedziała przy stole. Teściowa powoli mieszała cukier w herbacie, spoglądając na synową z charakterystycznym przymrużeniem oczu, które Julia dawno nauczyła się rozpoznawać jako zapowiedź manipulacji.

— Wiesz, Krzysiu — zaczęła Cecylia — Bartek zaproponował Elżbiecie, żeby się do niego wprowadziła. Wyobrażasz sobie? Jeszcze przed ślubem!

— No to mu się dostanie — zaśmiał się Krzysztof. — Nasza Ela go urządzi. Spokojnie żyć nie będzie!

— Nie masz racji! — odparła dumnie teściowa. — Ela jest inna. Skromna, rozsądna, nie to co niektóre…

Julia złapała to spojrzenie. Jak zwykle, kamień leciał w jej stronę. I znów udawała, iż go nie widzi.

— A wiesz, co Bartek jeszcze zrobił? — triumfalnie uniosła palec Cecylia. — Da jej mieszkanie! Wyobrażasz? Na ślub! Prawdziwy mężczyzna!

Krzysztof skrzywił się.

— Zobaczymy, co tam da. Póki nie zobaczę dokumentów, nie uwierzę.

— Oto, co znaczy dobry wybór! — nie ustępowała Cecylia. — A ty, swoją drogą, masz żonę z mieszkaniem, a choćby nie jesteś współwłaścicielem.

Julia wyszła z pokoju. Serce jej się ścisnęło. Znów ta sama piosenka — o „przepisaniu połowy”, „o sprawiedliwości”, „wspólnocie rodzinnej”. Minął rok od ślubu, a Cecylia Januszewska wciąż próbowała wycisnąć kawałek przestrzeni życiowej swego zięcia.

Krzysztof też zaczął naciskać: mówił, iż się z niego śmieją, facet bez mieszkania. Kupił samochód, zrobił remont, meble — a wszystko cudze.

— Nikt cię nie oszukał, Krzysiu — odpowiadała Julia. — Nie ożeniłeś się z mieszkaniem, tylko ze mną. Czyż nie?

Milczał. Do następnej wizyty mamy.

Gdy do domu zawitała władcza ciotka Krzysztofa, ten zaczął opowiadać bajki.

— Tak, mieszkanie kupiliśmy. Głównie za moje pieniądze — oznajmił pewnie.

Julia o mało nie zakrztusiła się herbatą. Kłamstwa płynęły wartko. Milczała. Nie dla niego — dla siebie.

Potem przyszedł kolega Marek. Krzysztof znów rozpuścił ogon:

— Wchodź, czuj się jak u siebie. Mieszkanie to nasze, Julki i moje!

— Brawo! — zachwycił się kolega. — Ożeniłeś się, kupiłeś mieszkanie. I auto masz zajebiste!

Julia patrzyła i nie wierzyła własnym oczom. Gdzie ten dobry, prosty chłopak, z którym się spotykała?

Spakowała rzeczy i wyjechała do rodziców.

— Mamo, nie daję rady. Czuję się nie jak żona, tylko jak inwestor. Ożenił się tylko przez mieszkanie…

— Zastanów się, córeczko. Ale mieszkania — nikomu, słyszysz? Ani kawałeczka!

Julia wróciła. I niedługo zjawiła się teściowa. Bez zapowiedzi, roztrzęsiona, ze łzami w oczach.

— Krzysiu, tragedia! Bartek rzucił Elę. Koniec ze ślubem. A ona nabrała kredytów: auto, ciuchy, telefon…

— A my co do tego? — zmieszał się Krzysztof.

— Na ratowanie trzeba. Niech Julia przepisze połowę mieszkania na ciebie. Zastawisz, spłacimy dług. Potem wszystko zwrócimy!

Julia oniemiała. Ale gwałtownie otrząsnęła się.

— Nigdy! To mieszkanie to prezent od moich rodziców. choćby na jeden procent nie macie co liczyć!

— Bezduszna! — wrzasnęła Cecylia.

Julia wyszła do pokoju, ale podsłuchała, jak matka i syn szepczą pod drzwiami.

— Zrobiłam, co mogłam, synku. Ale ona — twarda jak skała…

— Spróbuję jeszcze coś wymyślić — mruknął Krzysztof.

Julia otworzyła drzwi:

— Wymyślajcie! Wymyślajcie sobie dalej! Tylko wiedzcie: mieszkania nie zobaczycie. Ani kawałka. Chcecie żyć na swoim — pracujcie, jak wszyscy!

Następnego dnia Krzysztof wyprowadził się do matki.

Julia złożyła pozew o rozwód. Późno zrozumiała, ale lepiej późno niż oddać im to, co jej. Bo apetyty innych nie mają granic, a godność — tylko jedną.

Idź do oryginalnego materiału