Po "Obiecującej. Młodej. Kobiecie" i "Saltburn" Emerald Fennell wzięła na warsztat książkę, w której zaczytywała się, gdy była jeszcze nastolatką. "Wichrowe wzgórza" są arcydziełem angielskiej literatury, w którym autorka Emily Brontë pod pozorem "tragicznego romansu" i w gotyckim obiektywie rozprawia się z problematyką klasizmu czasów rewolucji przemysłowej, nierówności płci i destrukcyjnej natury człowieka.
Pierwszy zwiastun adaptacji, która najwyraźniej traktuje książkę dość powierzchownie, i jej najnowszy plakat sprawiły, iż nie jestem już tak cięta na Fennell, jak byłam jeszcze kilka miesięcy temu. najważniejsze w tym wszystkim jest słowo "inspirowane".
"Wichrowe wzgórza" Emerald Fennell nie będą wierną adaptacją, ale...
Emerald Fennell od początku promowała swoją adaptację jako wielki powrót do największej historii miłosnej wszech czasów, choć oryginał wcale nie był tak romantyczny, jak wskazuje na to film reżyserki. Owszem Brontë czerpała inspiracje z literatury okresu romantyzmu, ale jej powieść miała przede wszystkim znamiona dzieła gotyckiego.
Nad opisanymi w książce wrzosowiskami hrabstwa Yorkshire unosi się groza, potęgowana dodatkowo przez nadprzyrodzone zjawiska. Gotycki aspekt "Wichrowych wzgórz" widzimy również we wnętrzu głównych postaci: w skąpanym w mroku Heathcliffie i jego ukochanej Catherine Earnshaw.
Film Fennell, który jak na ironię trafi do kin w Walentynki 2026 roku, odchodzi znacząco od powieści Brontë. I tak, dotychczasowe materiały promocyjne dały nam już wiele powodów, by sformułować tak jasne stanowisko wobec nowej adaptacji. Kompletne zignorowanie prawdziwego pochodzenia książkowego Heathcliffa, nieadekwatne dla czasów, w których rozgrywa się akcja, kostiumy i charakteryzacja – to tylko wierzchołek góry lodowej.
A jednak Emerald Fennell powolutku przekonuje mnie do swojej wizji. Ostatni zwiastun oraz plakat "Wichrowych wzgórz" w jej wykonaniu sugeruje, iż widownia ma do czynienia z produkcją zahaczającą o uwspółcześnioną reinterpretacją powieści w stylu dramatu kostiumowego "Maria Antonina" Sofii Coppoli z 2006 roku.
Ponadto zasadniczą kwestią w podejściu do scenariusza może mieć wspomniane wyżej zamiłowanie nastoletniej reżyserki do historii Cathy i Heathcliffa.
Nowy plakat i zwiastun "Wichrowych wzgórz". Emerald Fennell bawi się w Sofię Coppolę
W zwiastunie "Wichrowych wzgórz", w którym słyszymy stworzoną na potrzeby filmu hyperpopową muzykę Charli XCX, pada równoważnik zdania: "Inspirowane największą historią miłosną". Najnowszy plakat adaptacji – zresztą tak jak poprzedni – przywodzi na myśl plakat "Przeminęło z wiatrem" Victora Fleminga z 1939 roku, który jest mylnie nazywany... "największą historią miłosną" w kinie.
Nadmieńmy, iż tytuł psychologicznego dramatu zapisano w cudzysłowie, co z jednej strony oznacza, iż "Wichrowe wzgórza" Fennell są przesiąknięte ironią, a z drugiej – reżyserka podtrzymuje tradycję szkoły plakatu Złotej Ery Hollywood, kiedy cudzysłów na grafice był czymś powszechnym.
Laureatka Oscara za "Obiecującą. Młodą. Kobietę" niejednokrotnie podkreślała, jak w młodości ciągle wracała do "Wichrowych wzgórz". Skłaniałabym się więc w kierunku teorii, zgodnie z którą na duży ekran zostaną przeniesione jej nastoletnie wyobrażenia na temat prozy Brontë. To wyjaśniałoby, dlaczego Cathy i Heathcliff wyglądają jak wyjęci z żurnala, dom Earnshawów jest baśniowy, a relacja głównych postaci kręci się wokół szalejących hormonów.






