What If…? – recenzja 3. sezonu. To dopiero jest odlot

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Dokładnie rok temu recenzowałam drugi sezon animowanego What If…? i wtedy myślałam, iż gorzej się nie da. Niestety, trzecia odsłona serialu wyprowadziła mnie z tego błędu.

Ten sezon, tak samo jak dwa poprzednie, składa się z kilku pojedynczych historii. Epizody te, w założeniach, miały ukazywać nam alternatywne wersje wydarzeń znanych z innych odsłon MCU. Coś poszło jednak nie tak. Zauważyłam to już w poprzednim sezonie, jednak teraz z o wiele większą pewnością mogę stwierdzić, iż twórcy nie rozumieją tego, co tworzą lub pogubili się we wspomnianej koncepcji. Trzecia odsłona serialu to infantylne historie z jeszcze bardziej absurdalnymi rozwiązaniami.

kadr z serialu

Odcinek pierwszy, który nosi nazwę A gdyby… Hulk walczył z Mech Avengers?, jest świetnym zwiastunem tego, co nas czeka. Co ciekawe, tytuł tego epizodu kompletnie nie zgadza się z jego fabułą, a oglądając go, zastanawiasz się, czy to jeszcze Marvel, czy może już Godzilla, czy też podrobiona wersja Power Rangers. Najgorsze otwarcie sezonu, jakie widziałam. Druga historia o tytule A gdyby… Agatha podbiła Hollywood? na pewno nie „podbiła” natomiast mojego serca, a choćby doprowadziła do niemałego zażenowania.

Trzeci odcinek serialu to jedyna dobra rzecz tego sezonu. interesująca wspólna podróż Red Guardiana i Zimowego Żołnierza, która rzeczywiście mogła się wydarzyć. Nie uświadczymy tutaj kiczu ani absurdu. Dostajemy faktycznie jedną małą zmianę w historii, którą mogliśmy poznać w filmach, a także jej konsekwencje. Czyli otrzymujemy dokładnie to,czym w założeniach miał być cały serial. Ten odcinek z całą pewnością wypada najlepiej.

Czas na odcinek czwarty. Kontynuuje on poboczny wątek jednego z odcinków pierwszego sezonu. Opiszę w uproszczeniu jego fabułę, więc uwaga na spoilery. Darcy i Kaczor Howard mają dziecko (what?). Jest nim jajo (?!). Muszą je chronić. Nie dają sobie z tym rady, więc ich dziecko-jajo (??!!) zaczyna świecić i ratuje całą rodzinę przed złolami. Tyle. Wydaje mi się, iż mój szerszy komentarz jest tutaj zbędny…

kadr z serialu

Jeśli myśleliście, iż to koniec absurdu, to się mylicie. Czas omówić epizod piąty. Widzimy tutaj alternatywną historię Ziemi. Nikt nie uratował tej planety przed narodzinami Celestiala Tiamuta (wątek znany widzom MCU z filmu Eternals). Ziemia rozpada się na kawałki. Zawładnąć jej szczątkami decyduje się Mysterio. Ostatecznie, staje się on ich zasilaczem (?!), prądem (?!) czy może wszystkim tym naraz.

Ostatnia historia przed wielkim finałem to Dziki Zachód z 1872 roku. Jak prawie każda w tym sezonie jest ona totalnie absurdalna. Obserwujemy dwie postaci, które całkowicie nie pasują do takiej konwencji. Są to Kate Bishop i Shang-Chi. Dodatkowo możemy zobaczyć, jak w najgorszy możliwy sposób można wprowadzić nową postać. Jest nim The Hood.

kadr z serialu

Dwa finałowe odcinki serialu to dopiero jest odlot. Zastanawiam się tylko,kto pierwszy tu odleciał – Ci, którzy pisali te odcinki czy może Ci, którzy zdecydowali się je wyprodukować. Pojawiają się w nich między innymi Ultron Nieskończoności z pierwszego sezonu i Eminencja, który obserwuje Obserwatora. Otrzymujemy również drużynę Peggy Carter (tak, ja również nie wiem, co to za dziwna mieszanka osobowości w tej drużynie), której członkowie zostają Obserwatorami.

Podsumowując, żałuję straconych czterech godzin. Znalazłam tylko jeden plus tego sezonu – jest to ostatnia już odsłona tej produkcji. Czyli możemy odetchnąć z ulgą.


Źródło obrazka głównego: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału