Kilka lat temu Disney podbił serca widowni swoją nową produkcją – Vaiana: Skarb Oceanu. Idąc za ciosem, wytwórnia zdecydowała się na kolejne produkcje (jak niedawna druga część animacji czy aktualnie kręcona wersja live-action), a teraz fani mogą cieszyć się komiksem.
Dawno, dawno temu półbóg o imieniu Maui ukradł serce Te Fiti, wyspy-matki, co wytrąciło naturę z równowagi. Ziemię zaczęła ogarniać ciemność. Od tamtej pory nikt z wyspy Motunui nie wypłynął na szerokie wody. Jak więc miałaby to zrobić Vaiana? Nie umie żeglować, nie wie, co znajduje się za rafą ani gdzie znaleźć Mauiego! Ale serce Te Fiti musi zostać zwrócone za wszelką cenę, a ocean powierzył tę misję właśnie Vaianie. Czy nastolatka zdoła udowodnić, iż ocean dokonał adekwatnego wyboru?
– opis wydawcy.
Jeśli ktokolwiek widział oryginał, to z pewnością zauważy, iż jest to dokładnie ta sama fabuła. Komiks jest więc przełożonym 1:1 na papier filmem.

W przypadku grafiki tu też nie ma żadnych zaskoczeń – postaci są takie same jak w bajce. Przez chwilę miałam wrażenie, iż lekko postarzono główną bohaterkę, ale po sprawdzeniu Vaiana jest taka sama. To moja pamięć się zestarzała.
Fabuła jest przedstawiona wiernie, aczkolwiek nie jest aż tak magiczna jak pierwowzór. Piosenki, które były jedną z głównych przyczyn sukcesu produkcji, siłą rzeczy się nie mogły pojawić. Zostały jedynie wzmianki i nawiązania do chociażby Drobnostki czy Błyszczeć.
Ze względu na swój format opowieść o Vaianie została mocno skrócona. W filmie dziewczyna długo podróżowała, podczas gdy tu kilka kafelków i koniec. Autorom nie udało się tak oddać emocji czy relacji między postaciami jak filmowcom. Z epickiej przygody Vaiana stała się krótką historyjką.

Lektura ta skłoniła mnie do pewnych przemyśleń: czy da się zrobić dobrą adaptację komiksową filmu? Mimo, iż to animacja, to pełna jest ona emocji, budowania więzi. choćby jako dorosłej nie było mi łatwo oderwać się od seansu. Przy komiksie jednak to było jak zwykłe przekartkowanie.
Najpewniej co innego by było, gdyby przedstawiono inną przygodę, czy jakiś wątek poboczny. A tak twórcy wystawili się na nieuniknione porównania, które moim zdaniem miażdżą produkcję. Nie pomyślcie jednak, iż komiks o Vaianie jest zły. To estetyczna, interesująca propozycja. Problem jednak jest taki, iż po obejrzeniu dokładnie tego samego na dużym ekranie ciężko jest docenić to przyspieszenie akcji i spłaszczenie postaci.
Ogromnym plusem za to było przedstawienie postaci na samym początku. Są tam cztery strony poświęcone bohaterom ludzkim i boskim. Każdy z nich dostaje swój krótki opis i charakterystykę. Dla osób które nie oglądały produkcji jest to idealne rozwiązanie, ponieważ nie każdy niuans da się pokazać na papierze.

Przedstawiono wszystkich, którzy się pojawili i których… zabrakło. Świnka Pua pojawiła się tylko i wyłącznie na obrazku na samym końcu komiksu. Nie było jej na żadnym innym etapie, a jedynym towarzyszem Vaiany był kogut Heihei. Nie wpłynęło to znacząco na fabułę, jednak pozostawiło niedosyt.
Vaiana w komiksie to propozycja dobra, acz niepozbawiona wad. Polecam tym, którzy chcą sobie przypomnieć fabułę, niekoniecznie oglądając cały film. Samą w sobie wartością jest to po prostu kolejny gadżet dla fanów, bez specjalnego sensu.