Uwielbiam skandynawskie kryminały, ale hit Netfliksa mnie zawiódł. Dałam się oszukać

natemat.pl 3 godzin temu
"Morderstwa w Åre", nowy szwedzki serial, jest "jedynką" na Netfliksie, co raczej nikogo nie dziwi. W końcu to kryminał ze Skandynawii, a już to wystarczy, żeby przyciągnąć tłumy widzów. Oczywiście też dałam się skusić. I owszem, oglądało się to gwałtownie i całkiem przyjemnie, ale... to adekwatnie tyle. jeżeli liczycie na poziom "Mostu nad Sundem" czy choćby "Karppi", będziecie rozczarowani.


Dlaczego dałam się oszukać? Bo spodziewałam się kolejnego mocnego nordic noir. Wiecie, skandynawskiego serialu kryminalnego z surowym północnym klimatem, mroczną atmosferą, pesymistycznym tonem, skomplikowanymi śledztwami, złożonymi postaciami i pogłębioną analizą społeczną.

Niestety "Morderstwa w Åre" na podstawie dwóch powieści z serii "Åremorden" autorstwa Viveki Sten, tego "nie dostarczają" – oprócz mroźnego, śnieżnego klimatu i górskiego kurortu – udowadniając, iż nie każdy kryminał ze Skandynawii jest strzałem w dziesiątkę.



O czym są "Morderstwa w Åre"? Szwedzki serial kryminalny to hit Netfliksa


Na papierze wszystko wydaje się na miejscu. Oto zawieszona w pracy i porzucona przez chłopaka detektywka Hanna Ahlander ze Sztokholmu (to zawsze jest detektywka z problemami) przyjeżdża do wakacyjnego domku swojej siostry w malowniczym Åre. Ma odpocząć, ale... średnio to potrafi, więc angażuje się w poszukiwania zaginionej nastolatki.

Hanna dołącza do lokalnej policji, a to oznacza przymus współpracy z lokalnym detektywem Danielem Lindskogiem, mężem i młodym ojcem, z którym początkowo zupełnie nie umie się dogadać (oczywiście). Stopniowo policjanci zaczynają sobie ufać i zbliżają się do siebie emocjonalnie, a ich relacja zaczyna robić się dwuznaczna (kolejny "kryminalny" check).

Samo śledztwo okazuje się oczywiście bardziej skomplikowane niż początkowo się wydawało, a na jaw wychodzą brudy kolejnych mieszkańców Åre.

Dodajmy jednak, iż w "Morderstwach w Åre" śledztw będzie aż dwa – drugie będzie dotyczyć szczątek znalezionych w śniegu – co już odróżnia hit Netfliksa od większości współczesnych kryminałów, w których jedna sprawa ciągnie się przez cały sezon. To było rozczarowanie numer jedne.

Recenzja "Morderstw w Åre". Skandynawski kryminał zawodzi


Kolejne rozczarowanie? "Morderstwa w Åre" niestety są dość proste i przewidywalne, w obu sprawach łatwo zgadnąć, "kto to zrobił". Są sztampowe i pełne stereotypów: zdradzający mąż, zazdrosny partner, lokalni bogacze z tajemnicami, pastor, który wcale nie jest ucieleśnieniem chrześcijańskiego miłosierdzia itd.

Tam, gdzie pojawia się przestrzeń na rozwinięcie społeczno-obyczajowego wątku, kamera ucieka, a historia się ucina. A mamy sporo "srok", za których ogony możemy złapać: przemoc domowa, homofobia w policji, nielegalna produkcja alkoholu, wpływ kościoła na lokalną społeczność, współczesna praca przymusowa w "dobrych" firmach...

Twórców (reżyserami są Joakim Eliasson i Alain Darborg, a scenariusz napisali Karin Gidfors i Jimmy Lindgren na podstawie książek Viveki Sten) albo to nie interesuje, albo zwyczajnie nie mieli czasu. W końcu odcinków jest pięć: trzy na pierwsze śledztwo, a dwa na drugie. To naprawdę mało na złożoną historię rodem z duńskiego "The Killing". Ciężko poznać bohaterów śledztwa i poznać ich motywy.

W rezultacie wszystko jest po łebkach i po powierzchni. Jedynie moczymy stopę w całej opowieści, nie mamy możliwości zanurzyć się po szyję. Sama atmosfera też zawodzi, bo owszem jest pesymistycznie i nie za wesoło, ale nie jest to ciemność i napięcie, jak w "Moście nad Sundem", "Kasztanowym ludziku", a choćby słabszych od nich "Karppi" czy "The Valhalla Murders". "Morderstwa w Åre" to bardziej zwykły kryminał niż nordic noir.

A sami główni bohaterowie, Hanna i Daniel? Są dość stereotypowymi postaciami (detektywi z problemami, którym trudno połączyć pracę w policji z życiem osobistym i rodzinnym), a ich relacja – przyjacielska, ale pełna napięcia i w stylu will they or won't they – to motyw co drugiego kryminału, nie tylko ze Skandynawii.

Mimo wszystko to właśnie oni – wraz z resztą ekipy policyjnej – są najmocniejszym punktem "Morderstw w Åre". Nie ma tu miejsca na głębokie analizy psychologiczne czy rozbudowane życiorysy postaci, ale bohaterowie są sympatyczni (szczególnie interesujący jest wątek policjanta Antona) i dobrze zagrani. Carla Sehn przyciąga uwagę subtelną, ale niezwykle emocjonalną grą – każde uczucie potrafi oddać samym spojrzeniem, a Kardo Razzazi świetnie jej partneruje.

Hannah i Daniel mają świetną chemię, a ich interakcje ogląda się naprawdę dobrze. Fabuła pędzi jednak tak szybko, iż trochę trudno nam uwierzyć, jak w stosunkowo krótkim czasie stali się sobie tak bliscy. Cóż, w końcu to tylko pięć odcinków…

Czy warto obejrzeć "Morderstwa w Åre"? To zależy...

Warto też zauważyć, iż szwedzka pisarka Viveka Sten nie jest Henningiem Mankellem czy Stiegiem Larssonem. Jej kryminały (niektóre są wydane w Polsce, jednak nie seria "Morderstwa w Åre") to fajne kryminały na wakacje czy weekend, ale nie jest to kolejne "Millenium". Można byłoby jednak "ukręcić" z nich lepszy serial.

Wydaje mi się, iż powtórzono tu błąd brytyjskiej serii bestsellerowych kryminałów autorstwa Roberta Galbraitha (to pseudonim J.K. Rowling). Pierwsze sezony "Cormorana Strike" BBC miały podobny vibe, co "Morderstwa w Åre": fabuła leciała na łeb na szyję, a postaci były ledwo zarysowane, co było sporym zawodem dla fanów. Dopiero później wczuto się w klimat i świetny materiał źródłowy.

Szwedzki hit Netfliksa ogląda się lekko, przyjemnie i gwałtownie – to dobry wybór na wieczorny seans bez większych oczekiwań. jeżeli powstanie drugi sezon, na pewno go obejrzę, choć nie ukrywam, iż głównie z ciekawości, co dalej z Hanną i Danielem. jeżeli jednak – tak jak ja – liczyliście na kolejny świetny skandynawski kryminał w stylistyce nord noir, to niestety nie ten adres.

Idź do oryginalnego materiału