Od czasu do czasu lubię, w ramach tak zwanego odmóżdżenia, poczytać jakiś lekki romans. Zero stresów, mili bohaterowie, urocza historia. No idealna pozycja na wyjazdy czy cięższe czasy. Czy Unromance spełnia te wymagania?
Historia Unromance opowiada o Sawyer oraz Masonie. Ona jest pisarką romansów z blokadą twórczą. On z kolei – aktorem, gwiazdą opery mydlanej i nieuleczalnym romantykiem. Gdy przez awarię lądują zamknięci razem w windzie, rozpoczyna się ich wspólna podróż. On postara się dać jej natchnienie, a ona wyleczyć go z nieuleczalnego romantyzmu. W tym celu odgrywają najbardziej klasyczne i oklepane sytuacje z filmów i książek (jak na przykład wspólne kupowanie choinki, gdzie on koniecznie ma flanelową koszulę). Stawiają sobie jedną, podstawową zasadę: nie zakochać się.
Brzmi jak idealny romans. Oboje walczą z uczuciem, dużo uroczych, wręcz filmowych scen. Tylko, iż coś tu poszło bardzo nie tak.
Zacznijmy od Sawyer Greene, głównej bohaterki Unromance. Od protagonistów oczekuje się tego, iż się ich polubi i będzie się im kibicować. Ja miałam niestety zupełnie odwrotne uczucia. W dosłownie każdym rozdziale musiało być podkreślone, jaka to ona jest napalona, jakie ma fantazje, kiedy ostatnio z kim spała i jak nazwała swoje wibratory. Oczywiście są to rzeczy ludzkie i warto przełamywać tabu, ale wypadałoby również podejść do tego ze smakiem i wyczuciem. jeżeli w każdym rozdziale czytam o tym, iż między jej nogami jest gorąco, to wydaje mi się jakby bohaterka nic innego sobą nie reprezentowała. I w sumie trochę tak jest – tak naprawdę jedyne co mogę o niej powiedzieć, to iż jest napalona, ma blokadę twórczą i ubiera się w specyficzny sposób. Nie ma w niej żadnej głębi. Nic, co mogłoby ją urealnić i sprawić, iż będę trzymać za tę postać kciuki.
Kolejnym problemem jest Mason. On, co prawda, ma minimalnie więcej charakteru i życia wewnętrznego, jednak za każdym razem zostaje to popsute przez nabrzmiałość jego męskości. I tak samo jak u Sawyer — ludzka rzecz. Ale czy przypadkiem nie za często? U mężczyzn w tym wieku to zjawisko nie występuje chyba co jakieś dziesięć minut. Pomijając to, Mason nie lubi swojej pracy, ale boi się z niej odejść i spełniać marzenia o niezależnym studiu filmowym. Co więcej, zawsze umawia się z koleżankami z planu, które potem z nim zrywają (zresztą w takim momencie go poznajemy), co daje mediom pożywkę.
Nie jestem psychologiem, ale po opisie jego poprzednich związków i relacji z matką mam dla Masona radę, która może być skuteczniejsza od nie-randek z Sawyer: idź na terapię. Chłopak szuka uczucia i czułości, których nie miał u matki, przez co osacza swoje partnerki. Te z kolei uciekają. To da się przepracować – ale nie wtedy, gdy jest się wiecznie podnieconym przy napalonej pisarce.
Pozostali bohaterowie w Unromance pojawiają się jedynie po to, żeby było widać, iż ktokolwiek tam jest. Nie mają żadnych cech charakteru ani nie pełnią żadnej istotnej roli w całości opowieści.
Znalazłam w omawianej książce jeden plus: przy każdym rozdziale podana jest klisza z typowych romansideł, która będzie motywem danej części. To bardzo interesujący zabieg, szczególnie w kontekście zadania bohaterów.
Czy poleciłabym komukolwiek Unromance? No nie – ta książka jest dla mnie aczytalna. Z reguły tego typu literaturę pochłaniam w chwilę, jednak w tym przypadku już po kilku stronach musiałam robić przerwy, żeby wyjść z zażenowania. Ta pozycja zdecydowanie obrzydziła mi romanse na dłużej.
Autor: Erin Connor
Tłumacz: Adriana Celińska
Okładka: Daniela Medina
Wydawca: Wydawnictwo WAB
Premiera: 09.04.2025 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 423
Cena katalogowa: 49,99 zł