Ucieczka Panny Młodej

newsempire24.com 2 dni temu

**Dziennik osobisty**

Z dworca wyszedłem zmęczony, pożegnałem się z konduktorką i skierowałem się ku niskiemu, zniszczonemu budynkowi. W środku panował półmrok, a w powietrzu unosił się zapach starych drewnianych ławek i kiepskiej kawy. Przy ścianach stały kioski z gazetami, a na środku – rzędy połączonych metalowych krzeseł. Za bufetem, przy którym krzątała się korpulentna kobieta, czekało kilkanaście osób na swój pociąg.

— Młody, masz może dziesięć złotych? Brakuje mi na bilet — usłyszałem chrapliwy głos. Kobieta o nieokreślonym wieku, z rozmazanym makijażem i ostrym zapachem alkoholu, wyciągnęła rękę.

— Może lepiej kupię pani kanapkę? — zaproponowałem, chwytając ją delikatnie za łokieć i kierując w stronę bufetu.

— Zostaw mnie! — warknęła, szarpnąwszy się gwałtownie. — Z takiego porządnego, a tu…

Przez sekundę w poczekalni zapanowała cisza, ale zaraz rozmowy znów się rozległy. Kobieta odeszła, mamrocząc pod nosem przekleństwa.

— Dobrze pan zrobił, iż nie dał — mruknęła bufetowa. — Codziennie tu żebrze. A była taka ładna… Miłość potrafi zniszczyć. — Kobieta westchnęła. — Kawę z drożdżówką?

— Nie, dziękuję. Muszę dojechać do Woli. Gdzie tu zatrzymuje się autobus?

— Ostatni już odjechał. Następny dopiero jutro o piątej trzydzieści. — Kobieta zauważyła moją minę. — Na zewnątrz często stoją kierowcy, którzy podwożą za opłatą. Pewnie wezmą drogo…

Podziękowałem i wyszedłem. Na dworze gwałtownie zapadł zmrok. Wyjąłem telefon, ale nikt nie odebrał.

Nagle obok budynku zatrzymało się srebrne auto, z którego wyskoczyła dziewczyna i przebiegła obok mnie na dworzec. Wydała mi się znajoma, choć nigdy tu nie byłem. Wróciłem do środka. Rozmawiała z bufetową.

— Może herbaty? — pytała kobieta.

— Dzięki, ciociu Irenko, już jadę. — Dziewczyna odwróciła się i niemal na mnie wpadła. — Przepraszam, nie widziałam pana.

Zobaczyłem niebieskie jak jeziora oczy i dołeczki w policzkach. Najpiękniejsza twarz, jaką widziałem.

— A właśnie, Kasia jedzie do Woli. Kasieńko, podwieziesz pana? — zaproponowała bufetowa.

Dziewczyna przyjrzała mi się uważnie.

— Do widzenia, ciociu. Chodźmy — powiedziała krótko i wyszła.

Ledwo za nią nadążyłem. Otworzyła bagażnik i wyjęła dużą torbę.

— Pomogę? — wyciągnąłem rękę.

— Nie trzeba. To welon i kwiaty — uśmiechnęła się, a dołeczki znów się pojawiły. — Otwórz proszę drzwi.

Gdy wsiadłem, rozpoznałem ją. — Katarzyna! Myślałem, skąd znam tę twarz… Wyglądasz jeszcze lepiej niż na zdjęciu — powiedziałem szybko, widząc jej zdziwienie. — Przyjechałem na ślub z Wiktorem. Służyliśmy razem. Tylko on nie odebrał telefonu…

— Dzisiaj ma wieczór kawalerski — odparła, a dołeczki wróciły.

Samochód jechał wąską drogą przez las. Reflektory odpychały ciemność, odsłaniając korzenie i mchy.

— Nie boisz się jeździć sama nocą? — zapytałem.

— Nie. Zwykle jeździmy razem, ale dziś Wiktor nie mógł.

— A nie było kwiatów w Woli? — zaintrygowałem się.

— Były. Ale chciałam coś specjalnego.

— gwałtownie to u was… Zaledwie rok po wojsku.

— Umówiliśmy się jeszcze przed służbą, iż jak wróci, weźmiemy ślub — odparła wesoło.

— Więc wychodzisz z obowiązku, nie z miłości? — spytałem ciszej.

— Z miłości też — odpowiedziała, nie wyczuwając mojego tonu.

Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu.

— Dobrze prowadzisz — przerwałem ciszę.

— Wiktor nauczył mnie w liceum. Gdzie mam pana wysadzić?

— Pewnie pod hotelem.

— Wie pan co? Zawiozę pana od razu na imprezę kawalerską. A walizkę zatrzymam u siebie.

Zgodziłem się. Patrzyłem na ciemność za szybą, przypominając sobie inną fotografię, którą kiedyś widziałem u Wiktora.

— Kto to? — spytałem, widząc rudowłosą dziewczynę.

— Podoba ci się? — zaśmiał się krzywo. — Zapomnij. I wyrwał mi zdjęcie.

— Katarzyna jest ładniejsza — powiedziałem wtedy.

Wiktor nie odpowiedział. Wieczorem w koszarach chwalił się, ilu miał kobiet przed wojskiem. „Palcem kiwnę, a już moja” — przechwalał się.

Dobry chłopak, ale jego zarozumialstwo działało mi na nerwy. Żal mi było Katarzyny. Wiktor by ją zdradzał, zniszczyłby jej życie. Miesiąc temu nagle zadzwonił i zaprosił na ślub. Czemu nie odwiedzić kolegi z wojska?

— Możemy przejść na „ty”? — zaproponowałem.

— Jasne.

Wysadziła mnie pod klubem. Poprosiła, bym dopilnował Wiktora, żeby się nie upił. Potem odjechała.

Stałem na chłodnym powietrzu, patrząc za jej samochodem. W głowie miałem tylko jej oczy i uśmiech.

„Taką dziewczynę ma dostać ten zarozumialec?” — Wszedłem do środka.

— O, Kamil! Wreszcie! — Wiktor machał rękami. — To mój wojskowy kumpel!

Objął mnie, a ja poczułW klubie Wiktor już był dobrze podpity, jego oczy mgliste, a głos ochrypły od śpiewów i śmiechu, gdy ktoś wetknął mi kieliszek wódki do ręki, a ja wciąż myślałem tylko o tym, jak uratować Katarzynę przed błędem, który miała popełnić.

Idź do oryginalnego materiału