Sukces "Wednesday" trudno sprowadzić do jednego czynnika. Dla jednych to zasługa charyzmatycznej i bezbłędnej w roli gotyckiej nastolatki Jenny Ortegi. Dla innych – nostalgii za rodziną Addamsów. Jeszcze inni wskażą na viralowy taniec z pierwszego sezonu, który obiegł TikToka i napędził oglądalność serialu.
Netflix doskonale zdaje sobie sprawę z tej mieszanki, dlatego w drugiej części drugiego sezonu próbuje odtworzyć ten fenomen – tym razem z nowym utworem Lady Gagi, taneczną sekwencją w wykonaniu Emmy Myers i samą artystką w roli tajemniczej Rosaline Rotwood. Problem w tym, iż magii takich momentów nie da się odtworzyć, a cztery nowe odcinki pokazują to wyjątkowo wyraźnie.
O czym jest 2. część 2. sezonu "Wednesday"? Cztery nowe odcinki to pomieszanie z poplątaniem
W drugiej części drugiego sezonu "Wednesday" bohaterka wraca do Akademii Nevermore, by stawić czoła konsekwencjom wydarzeń z pierwszej połowy serii. Jej relacja z Enid przechodzi kolejną próbę, Tyler nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie związane z mroczną przeszłością rodziny Addamsów.
Twórcy dorzucają też wątki wilkołaków, szkolnych rywalizacji i tajemniczych sojuszy – wszystko to prowadzi do wielkiego finału, który ma rozstrzygnąć losy Nevermore i przygotować grunt pod kolejną (już zapowiedzianą) odsłonę.
Dzieje się dużo, za dużo. Tymczasem to, co naprawdę działa w nowych odcinkach, to nie kolejne potyczki z potworami czy pogmatwane intrygi, ale relacje bohaterów. Najlepszy przykład daje szósty epizod, utrzymany w klimacie "Zakręconego piątku". Wednesday i Enid zamieniają się ciałami, co otwiera aktorkom zupełnie nowe możliwości: Ortega bawi się ekspresyjnością Myers, ta z kolei gra stłumioną, chłodną wersję samej Wednesday.
To właśnie ten odcinek – najdłuższy w całym sezonie – jest najlepszym, jaki dotąd powstał. Nieprzypadkowo: tu fabuła przestaje gonić za kolejnym cliffhangerem, a na pierwszy plan wychodzi przyjaźń, która od początku stanowi serce serialu.
Niestety, poza tym pojedynczym błyskiem, druga część sezonu cierpi na nadmiar wątków. Twórcy próbują jednocześnie rozwijać rodzinne sekrety Gomeza i Morticii, tworzyć nowe zagrożenia i rozgrywać konflikt z Tylerem, który już dawno stracił świeżość. Efekt? Serial jest przeładowany, a wiele postaci – jak chociażby Bianca czy Ajax – ginie w tle, by nagle zostać wyciągniętymi do finału, co nie ma żadnego sensu.
Do tego dochodzi problem charakterystyczny dla Netfliksa: podzielenie sezonu na dwie części. Pierwsze cztery odcinki zakończyły się dramatycznym cliffhangerem, a potem nastąpił miesiąc przerwy. Druga połowa wprawdzie zamyka wątki, ale zamiast spójnej całości mamy dwa osobne "półsezony", które różnią się tempem i ciężarem narracji. Zamiast podsycania emocji widz dostaje poczucie rozbicia i fabularnego pośpiechu, chaos i niedosyt.
Na szczęście finał drugiego sezonu zamyka część wątków, ale... otwiera nowe – z typowym dla Netfliksa cliffhangerem, który ma utrzymać widzów w napięciu do premiery trzeciej serii. A ta, jak wiemy, raczej nie pojawi się szybko.
Lady Gaga w "Wednesday" zachwyca, ale twórcy chcą za dużo
Nie znaczy to, iż w nowych odcinkach brakuje atrakcji. Lady Gaga wypada świetnie w swoim krótkim cameo, Joanna Lumley jako babcia Frump kradnie każdą scenę, a powrót fenomenalnej Gwendoline Christie w roli "duchowej przewodniczki" Wednesday to kolejny dowód, iż w tym świecie nikt nie musi odchodzić na zawsze. Do tego świetnie wypada Evie Templeton jako Agnes, która z żartu na marginesie wyrasta na pełnokrwistą bohaterkę.
Największym problemem pozostaje jednak to, iż "Wednesday" za bardzo chce być wszystkim naraz: makabreską, teen dramą, detektywistyczną układanką i horrorem. W rezultacie gubi się w natłoku pomysłów i poci się "pod ciężarem ambicji Tima Burtona".
Kultowy reżyser oraz showrunnuerzy Alfred Gough i Miles Millar wyraźnie nie zdają sobie sprawy, iż to, co zostaje w pamięci, to nie kolejne walki z potworami, ale właśnie "ciche", kameralne sceny między bohaterkami, magia przyjaźni i magia rodziny Addamsów.
Druga część drugiego sezonu to nierówna mieszanka: jest tu najlepszy odcinek w historii serii, ale i sporo fabularnego chaosu. Jednak "Wednesday" wciąż ma ogromny potencjał – i to głównie dzięki duetowi Ortega–Myers, którzy niosą hit Netfliksa na swoich barkach. Gdy twórcy dają im przestrzeń, serial błyszczy. Gdy skupiają się na CGI i niekończących się twistach – kuleje i grzęźnie w przeciętności.
Trzeci sezon "Wednesday" ma szansę naprawić błędy – pod warunkiem, iż twórcy zrozumieją, iż nie trzeba na nowo wymyślać viralowego tańca, żeby widzowie chcieli zostać w świecie mrocznej Addamsówny. Nie o to wcale chodzi, a czasem mniej znaczy więcej.