Klonów Helloween nie brakuje, ale jak widać popyt na takie kapele i muzykę jest, bo niemiecki Turbokill nie boi się iść tą drogą. Starają się czerpać garściami z wczesnych dokonań starszych kolegów po fachu i jest ku temu powód. Mają naprawdę udany klon Kiske i mowa tutaj o utalentowanego Stephana Dietrich, który ma podobną manierę i styl śpiewania. Możliwości śpiewania w górnych rejestrach też są, więc można działać i tworzyć kolejne wariacje Helloween. Mają za sobą debiut "Vice World" i teraz po 5 latach powracają z nowym dziełem zatytułowanym "Champion". Płyta skierowana do maniaków helloween, Stratovarious, Insania, czy klasycznego europejskiego power metalu.
Nie jest to płyta idealna. Już pomijam wtórność i kopiowanie znanych nam patentów Helloween, ale czasami po prostu sam pomysł na kompozycje jest co najwyżej dobry czy bardzo dobry i brakuje w tym błysku geniuszu. Dobrze spisuje się duet gitarzystów Kanzler/Schuster, ale to po prostu bardzo dobra praca. Jest krew, pot i łzy, ale nie wbija to w fotel, nie sieje zniszczenia. Takich solówek jest pełno.
Band na pewno zadbał o detale, bo dostajemy dopracowane brzmienie i typową okładkę power metalową. Wszystko się zgadza. Jest pełno hitów i taki "A Million Ways" czy "Wings of The thunder hawk" to taki klasyczny power metal, który czerpie garściami z Helloween z czasów Keepera, ale też z Stratovarius. Oczywiście są też słabsze momenty jak "Mirage Mirror", które niczym specjalnym się nie wyróżniają. 6 minutowy "Shine on" też jest bez wyrazu i ikry. Niestety tu też wieje nudą. Mam kilka swoich faworytów, które zapadają w pamięci. Przebojowy "Tear it down", który brzmi jak miks stratovarius i helloween. Nie brakuje wpływów Kaia Hansena i utwór łatwo wpada w ucho. Agresywny "Power Punch" pokazuje bardziej drapieżne oblicze zespołu. Jest moc i pazur! Kolejny hicior to "Sons of the Storm" , który pokazuje potencjał tej grupy. Imponująca praca gitar, podniosły refren i jeszcze znakomite popisy wokalne Stephana. Wszystko robi wrażenie. Na wyróżnienie zasługuje również ostrzejszy "Overcome", w którym band podejmuje próbę oderwania się od rasowego Helloween. Mimo tylu dobrych utworów moim nr 1 gwałtownie został "Time to Wake". Tak zdaje sobie sprawę, iż to kalka Helloween i Stratovarius, ale jakoś ten prosty riff, a przede wszystkim przebojowy refren skradły moje serce. Utwór, który mógłby zdobić album jednej z tych wielkich grup.
Płyta roku to nie jest, choćby jako kalka Helloween też troszkę brakuje do pełni zachwytu. Na pewno brawa dla wokalisty, bo brzmi jak Kiske, a to już spory sukces. Nie brakuje też hitów i genialnych utworów, ale jest też sporo rzemiosła, też słabsze momenty są. Jest spory potencjał i to słychać. Na pewno jeszcze o nich usłyszymy. euforia z odsłuchu jest, ale album jest nie równy i to jego największa bolączka. Turbokill dziękuje przede wszystkim za świetny "Time to Wake"! Do następnego razu!
Ocena: 7/10