Trzy lata temu w sanatorium poznałem pewną kobietę. Dziś mam 68 lat, a Grażyna — 54. Po powrocie do domu nie przestaliśmy się kontaktować: dzwoniliśmy do siebie, spotykaliśmy się, spacerowaliśmy po parku, piliśmy herbatę i rozmawialiśmy godzinami o wszystkim. Nie mam własnego mieszkania, mieszkałem wtedy u ciotki. Właśnie wtedy Grażyna zaproponowała, żebym zamieszkał z nią — w jej mieszkaniu. Była niezwykle ciepłą, serdeczną i mądrą kobietą. Myślałem, iż los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Ale nasze szczęście nie trwało długo — po tygodniu przyszły do nas jej dorosłe córki

przytulnosc.pl 4 dni temu

Trzy lata temu, latem, pojechałem na leczenie do sanatorium. Nie spodziewałem się, iż właśnie tam spotkam kogoś tak wyjątkowego. Grażyna — kobieta po pięćdziesiątce, spokojna, życzliwa, skromna, pracuje w szkolnej stołówce. Z początku rozmawialiśmy nieśmiało, ale gwałtownie poczułem, iż rozumiemy się bez słów. Od dawna nie poznałem kogoś, z kim rozmowa byłaby tak lekka i naturalna.

Po powrocie z sanatorium nasz kontakt się nie urwał. Pisaliśmy, dzwoniliśmy, spotykaliśmy się co tydzień. Po miesiącu postanowiliśmy zamieszkać razem.

Nie mam swojego mieszkania — po rozwodzie zostawiłem wszystko byłej żonie i naszym dzieciom. Od tamtej pory pomieszkiwałem u ciotki. Kiedy opowiedziałem o tym Grażynie, tylko się uśmiechnęła:
— To żaden problem. Mam swoje mieszkanie, wystarczy miejsca dla nas obojga.

Byłem szczęśliwy jak dawno nie byłem. Myślałem, iż wreszcie spotkałem kogoś, z kim spokojnie spędzę resztę życia. Kobietę, z którą mogę dzielić zwyczajny poranek, ciszę wieczoru, herbatę w kuchni.

Ale po tygodniu przyszły jej córki. Dorosłe, pewne siebie, stanowcze. Zaczęły od pytań, kim jestem i dlaczego mieszkam w ich domu. Potem zażądały, żebym się wyprowadził.
— Mamo, on chce tylko twojego mieszkania! — mówiły.

Grażyna próbowała tłumaczyć, iż to jej życie, iż jest dorosła i wie, co robi. Ale córki nie słuchały. Powiedziały, iż jeżeli mnie nie wyrzuci, niech nie liczy na ich pomoc, gdy zachoruje czy się zestarzeje.

Nie wiem, jak im wytłumaczyć, iż nie chodzi mi o żadne mieszkanie, iż naprawdę kocham ich matkę. Nigdy nie miałem złych intencji. Chciałem po prostu być z nią, bo przy niej czułem się spokojny i potrzebny.

Teraz nie wiem, co robić. Nie chcę, by przez mnie kłóciła się z dziećmi, ale też trudno odejść, zostawić kogoś, kto wlał w twoje życie światło, kiedy już dawno myślałeś, iż wszystko się skończyło.

Idź do oryginalnego materiału