Trzecia pokój — tylko dla wybranych

twojacena.pl 3 godzin temu

Dzisiaj znów przyszło mi przeżyć trudne chwile.

— Nie waż się tam wchodzić! — krzyknęłam, wybiegając z kuchni z mokrymi dłońmi. — Ile razy mam ci powtarzać?

Dziesięcioletni Kacper zastygł w pół kroku, obrócił się, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Wzrok miał pełen zdziwienia i tej typowej dziecięcej urazy.

— Babciu, co tam jest? Chciałem tylko zobaczyć…

— Nic tam nie ma! Tylko kurz! — gwałtownie podeszłam, zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam klucz. — Idź lepiej klocki poukładać albo bajki obejrzeć.

Kacper wzruszył ramionami i powlókł się do salonu, ale widziałam, jak zerkał przez ramię na te przeklęte drzwi. Westchnęłam ciężko, chowając klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdża na wakacje, zaczyna się ta sama historia.

— Mamo, po co go straszysz? — Magdalena wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. — To dziecko, wszystko go ciekawi.

— A ciebie nie ciekawi? — rzuciłam ostro.

Zamarła w pół kroku, ręcznik zwisł bezwładnie w jej dłoni.

— Mnie… wystarczy, jak jest. Po co rozdrapywać stare rany?

— No właśnie. I Kacprowi też nie trzeba. Niech lepiej na świeżym powietrzu się bawi, a nie po cudzych kątach się kręci.

Magdalena chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Znała mój ton, wiedziała, iż nie ma sensu się sprzeczać. Lepiej czymś zająć uwagę syna.

Wróciłam do kuchni, włączyłam czajnik. Dłonie trzęsły mi się, gdy wyjmowałam filiżanki. Dwadzieścia lat minęło, a serce wciąż się ściska, gdy tylko pomyślę o tamtym pokoju. O tym, co w nim zostało.

Po obiedzie Kacper rozłożył się na kanapie z tabletem, Magdalena czytała książkę w fotelu. Ja zmywałam naczynia i kątem oka obserwowałam wnuka. Chłopiec był bystry, spostrzegawczy. Zbyt spostrzegawczy.

— Babciu — zapytał nagle, nie odrywając wzroku od ekranu — dlaczego masz trzypokojowe mieszkanie, a żyjecie tylko w dwóch pokojach?

Upuściłam talerz do zlewu, zadzwonił o metal.

— Skąd wiesz, iż trzypokojowe? — spytałam ostrożnie.

— No przecież widzę drzwi! Tam twoja sypialnia, tu pokój, gdzie śpię, a tam — zawsze zamknięte.

Magdalena podniosła wzrok znad książki, spojrzała na mnie. Stałam plecami do nich, ramiona miałam napięte.

— Tam… są stare rzeczy — powiedziałam cicho. — Nic ciekawego.

— Mogę zobaczyć? Obiecuję, iż nic nie zepsuję.

— Nie! — Odwróciłam się gwałtownie. — I nie proś więcej!

Kacper drgnął, choćby Magdalena uniosła brwi.

— Mamo, o co chodzi? — wstała. — Nigdy nie krzyczysz na Kacpra.

Oparłam się o zlew, przetarłam dłonią twarz.

— Przepraszam, wnusiu. Po prostu… jestem dziś zmęczona. Nie gniewaj się na starą babcię.

Skinął głową, ale zdziwienie w jego oczach nie zniknęło. Bystry chłopak. Zbyt bystry.

Wieczorem, gdy Kacper zasnął, Magdalena przysiadła się do mnie w kuchni.

— Mamo, może już czas?

— Czas na co?

— No… żeby w końcu posprzątać ten pokój. Minęło dwadzieścia lat. Taty nie ma, a ty wciąż…

— Nie waż się! — Zerwałam się tak gwałtownie, iż krzesło przechyliło się z hukiem. — Nie waż się tam wchodzić!

— Mamo, uspokój się. Chodzi mi tylko o to, iż to niezdrowo tak żyć. Sama siebie męczysz.

Podniosłam krzesło, usiadłam ponownie. Dłonie znów drżały.

— Nie męczę się. Tylko… tak jest lepiej. Wiedzieć, iż wszystko jest na swoim miejscu. Że nic nie zostało poruszone.

— Ale Kacper rośnie, niedługo będzie potrzebował własnego pokoju, gdy przyjeżdża. I co, wciąż ma spać na kanapie?

— Jeszcze zdąży. Na razie jest mały.

Magdalena westchnęła. Pamiętała tamten pokój. Pamiętała, jak wyglądał dwadzieścia lat temu, gdy ostatni raz do niego weszła. Biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie — ślady życia, które skończyło się za wcześnie.

— Pamiętasz, jak się na ciebie złościł? — powiedziała nagle cicho. — Gdy sprzątałaś w jego pokoju? Krzyczał, iż ma swój porządek, iż nie wolno niczego dotykać.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

— Pamiętam. Taki samodzielny był. Wszystko sam, nikomu nie pozwalał pomagać. choćby brudnych naczyń nie dał wynieść, sam nosił. Mówił, iż mężczyzna powinien sam po sobie sprzątać.

— Miał dopiero siedemnaście lat, mamo.

— Tak, tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział, we wszystkim się orientował. Pamiętasz, jak dyskutował z ojcem o polityce? Godzinami mógł mówić, przytaczał jakieś liczby, fakty…

Magdalena skinęła głową. Pamiętała swojego młodszego brata, jego śmiech, upór, marzenia. Pamiętała, jak szykował się na studia, jak planował przyszłość.

— Czasem śni mi się, iż tylko wyjechał — szepnęłam. — Że jutro wróci, otworzy swój pokój i powie: „Mamo, czemu zamknęłaś? Kluczyki zostawiłem!”

— Mamo…

— Wiem, wiem, to głupie. Ale łatwiej mi myśleć, iż jest w jakiejś dalekiej podróży. A gdy wróci, wszystko będzie jak dawniej.

Magdalena wzięła mnie za rękę.

— Nie wróci, mamo. A jego pokój też go nie przywoła.

— To co ma mnie uleczyć? — Oparłam głowę na dłoniach. — Co sprawi, iż zapomnę, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze tylko wzruszali ramionami? Jak modliłam się, obiecywałam Bogu wszystko, byle tylko żył?

Magdalena milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Patryk przechodził przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nigdy nie odzyskując przytomności.

— A pamiętasz — powiedziałam nagle — jak uczył mnie lepić pierogi? Mówił, iż źle zawijam brzegi, iż się rozgotują. Sam pokazywał, taki poważny stał obok,I nazajutrz, gdy klucz leżał już nie w kieszeni fartucha, ale na półce w przedpokoju, a trzecie drzwi stały otworem, poczułam, iż chociaż Patryka nie ma, to jednak w jakiś sposób wrócił do nas, teraz w opowieściach i wspomnieniach, które mogłam w końcu dzielić z Kacprem.

Idź do oryginalnego materiału