Towarzystwo Ochrony Kaiju – recenzja książki. Godzilla to dopiero początek

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

Kto by pomyślał, iż tak zatrważające monstra jak kaiju też potrzebują ochrony?

Podczas epidemii COVID-19 w Nowym Yorku, Jamie Gray wiedzie nudny, pozbawiony jakichkolwiek emocji i wyzwań żywot jako dostawca jedzenia, którą uwięzieni w swoich domach mieszkańcy zamawiają dzięki popularnej aplikacji. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy dostarcza posiłek mężczyźnie którym okazuje się jego starym znajomym. Tom, który pracuje w jak sam to określa „organizacji chroniącej prawa zwierząt” prosi Jamiego o pomoc. Zespół z którym ma wyruszyć na misję terenową potrzebuje jeszcze jednego członka. Jamie, który tylko czekał na taką okazję, natychmiast się zgłasza.

Tom nie uprzedził jednak Jamiego, iż zwierzęta, którymi zajmuje się jego zespół nie ma na Ziemi. Przyjemniej nie na naszej Ziemi. W alternatywnym wymiarze olbrzymie, przypominające dinozaury stworzenia nazywane Kaiju wędrują po ciepłym, pozbawionym niszczycielskiego wpływu ludzkości świecie. To największe i najniebezpieczniejsze pandy we wszechświecie. I mają kłopoty. A to wszystko dlatego iż nie tylko „Towarzystwo Ochrony Kaiju” trafiło do alternatywnego świata. Inni też tam trafili i przez swoją nieostrożność mogą spowodować śmierć milionów mieszkańców naszej Ziemi.

– opis wydawcy

Towarzystwo Ochrony Kaiju to powstała w okresie pandemii powieść Johna Scalziego, autora m.in. omawianej już przeze mnie Wojny starego człowieka. Przy okazji poprzedniej powieści autor ten dał mi się poznać jako gość ze sporym potencjałem do dołączenia do grona moich ulubionych pisarzy i choć TOK nie jest aż tak dobry jak jego poprzedniczka, to wciąż dał radę przybliżyć go do tejże zaszczytnej listy.

Najnowsza powieść Scalziego opowiada o czymś w deseń multiwersum, w którym starannie wyselekcjonowani ludzie (plus Jamie) mogą przedostawać się do świata pełnego gigantycznych monstrów. Przejść pomiędzy tymi światami jest kilka, wszystkie starannie ukryte przed oczami niewtajemniczonych. Jest jednak jeden kłopot – w barierze między wymiarami dziurę wyrwać może eksplozja atomowa, natomiast wszystkie kaiju mają wewnątrz siebie coś na wzór reaktora jądrowego, który wybucha, gdy umierają. Problemem jednak nie jest choćby to, iż któreś monstrum może przejść przypadkiem na naszą stronę. Większym zagrożeniem są ludzie, którzy mogliby chcieć dostać się do kaiju – i to właśnie przed nimi TOK musi chronić swoje potworki.

Chociaż nie przepadam za motywem równoległych wymiarów, uważam, iż pomysł na fabułę tej książki jest całkiem ciekawy. Co prawda mieliśmy już w popkulturze okazję widzieć podobne koncepty w Godzillach i innych Kongach, jednak u Scalziego jest to dla mnie o tyle bardziej interesujące, iż nie uczłowiecza on swoich monstrów, ale też jednocześnie nie sprowadza ich do roli tępych kloców. Owszem, tutejsze kaiju z perspektywy człowieka są głupie jak but, jednak kiedy przyjrzysz im się bliżej, możesz dostrzec, że, jak zresztą zauważa jeden z bohaterów, one tak naprawdę też są stworzeniami inteligentnymi. Myślą jak najbardziej logicznie – po prostu nie w sposób zgodny z naszą, ludzką logiką. Te stwory żyją w zupełnie innym świecie i potrzebują innych umiejętności, by przetrwać, niż my. Człowiecza inteligencja by się u nich nie sprawdziła, więc po co im ona?

Dużą ludzką inteligencją cechują się za to kumple głównego bohatera – bądź co bądź to najlepsi specjaliści w swoich dziedzinach, inaczej by tam nie trafili. Podobnie jak w przypadku Wojny starego człowieka, Jamie ma tu bowiem swoją drużynę „Avengersów” – Niamh, Aparnę i Kahurangiego, zgraję nerdów, z którymi zapoznał się po drodze do świata kaiju. Wszyscy oni są naprawdę sympatyczni; może nie jakoś szczególnie głębocy, ale dostatecznie charyzmatyczni, by ich lubić. Podobnie zresztą jak… no cóż, wszyscy inni bohaterowie. Wygląda na to, iż po prostu lubię sposób pisania postaci Scalziego oraz ich poczucie humoru (którego jest tu naprawdę sporo). choćby jeżeli zawsze działają na podobnej zasadzie, to wciąż mi się jeszcze nie znudziły.

Sam zamysł uniwersum wielkich bestii wypada tutaj całkiem w porządku, choć trudno nie dostrzec, iż wiele jego elementów jest dość wtórnych. Przerośnięta dżungla z równie przerośniętą fauną. Brzmiało mi to trochę jak coroczne blockbustery z Dwaynem Johnsonem, tylko z dodanymi wielkimi, żywymi reaktorami jądrowymi. Wewnątrz konwencji to działa, jednak nie ma tu chyba niczego szczególnie odkrywczego. Zresztą, jeżeli dobrze zrozumiałam z posłowia – nie miało być, więc w sumie wszystko zgodnie z planem. Towarzystwo Ochrony Kaiju to po prostu przyjemna, ale nieodkrywająca koła na nowo rozrywka.

Na koniec jeszcze parę słów o oprawie graficznej. Książkę tę wydał Vesper, więc pewnie spodziewacie się już, iż o warstwie technicznej trudno powiedzieć jakiekolwiek złe słowo. Korekta jest dobra, a grafiki prześliczne. Jedyne, co mi nie do końca pasuje, to fakt, iż widniejące na froncie potwory nie przypominają mi tych, o których była mowa w książce. Zgodnie z opisami, kaiju Scalziego to raczej gigantyczne abominacje, którym bliżej do Cthulhu niż ziemskich stworzeń. Nie przypominały dinozaurów, a raczej wielkie góry mięcha ze skrzydłami. Te tutaj natomiast wyglądają bardziej jak klasyczne interpretacje kaiju, takie jak chociażby we wcześniej wspominanej serii filmów o Godzilli. Są bardzo ładnie narysowane, ale w moim odczuciu nie do końca adekwatne.

Podsumowując, Towarzystwo Ochrony Kaiju to dobry akcyjniak do przeczytania dla rozluźnienia – tylko tyle i aż tyle. Nie znajdziecie tu nic szczególnie odkrywczego, aczkolwiek wciąż możecie skutecznie rozerwać się przy tej lekturze. Fabuła jest prosta, ale ciekawa, humor prosty, acz zabawny, a bohaterowie sympatyczni. Określiłabym tę pozycję jako taki książkowy blockbuster – przyjemny, choć niewnoszący nic szczególnego. jeżeli taki opis Was nie odstrasza, to polecam serdecznie przeczytać. Z jednym tylko disclaimerem – znajdziecie tu relatywnie sporo nieheteronormatywnych bohaterów, więc jeżeli stanowi to dla Was problem, lepiej jednak odpuścić tę pozycję.


Autor: John Scalzi
Tłumacz: Lesław Haliński
Okładka: Michał Loranc
Wydawca: Vesper
Premiera: 31 października 2024 r.
Oprawa: twarda
Stron: 338
Cena katalogowa: 59,90


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Vesper. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały prasowe – kolaż (Vesper)

Idź do oryginalnego materiału