Jakub Wojtaszczyk: Czy „O (albo uniwersalny traktat o tym, dlaczego sprawy mają się tak, a nie inaczej)”, powieść Mikiego Liukkonena, którą przetłumaczyłeś, była w Finlandii literackim fenomenem?
Sebastian Musielak: Na pewno była czymś nowym, przy czym Liukkonen był już znany w Finlandii. W 2017 roku, w okolicy premiery książki napisał esej w magazynie literackim „Parnasso”, w którym bardzo skrytykował stan współczesnej literatury fińskiej. Wypunktowywał, iż książki tamtejsze są bezpieczne, nieeksperymentalne, wygodne. Zatem publikacja „O” była jednym z najbardziej oczekiwanych medialnych wydarzeń literackich. Gdy wreszcie powieść się ukazała, jasne stało się, iż nikt wcześniej tak nie pisał jak Miki, tym bardziej, iż jego wcześniejsza, pierwsza książka, „Lapset auringon alla” („Dzieci pod słońcem”), była krótsza, nie aż tak ambitna. „O” było jak grom z jasnego nieba.



JW: Powiedziałeś, iż nikt nie pisał tak jak Liukkonen. Czyli jak?

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
SM: Nikt wcześniej się tak totalnie nie odżegnywał od wpływów własnej kultury literackiej. Liukkonen miał silne poczucie swojej wyjątkowości. I rzeczywiście stworzył rzecz wyjątkową, tyle że, mam wrażenie, jakby wzorował się na literaturze amerykańskiej, z Davidem Fosterem Wallace’em i Thomasem Pynchonem na czele. Zresztą Miki sam o nich wspominał jako inspiracjach. Podobieństwa są oczywiście spore. Również w tym sensie, iż ogromne i długie jest samo „O”. Do tego opatrzone mnóstwem przypisów i przypisów do przypisów, co jest bardzo pynchonowskie.
JW: Czy Liukkonen jest dla ciebie, jako tłumacza, pisarzem istotnym?
SM: Każdy z tłumaczonych przeze mnie pisarzy jest dla mnie istotny z różnych powodów. Natomiast rzeczywiście Miki jest taką osobą, która zapadła mi najbardziej w pamięć.
Ze wszystkimi autorami wymieniam listy, a ich ilość zależy od tego, jak trudne jest dzieło i jak długie.
W wypadku Mikiego nasza korespondencja liczyła ponad 250 wiadomości, więc mam wrażenie, iż byliśmy znajomymi. Przede wszystkim jednak bardzo lubię taki sposób pisania – to literatura gęsta, klarowna, poetycka.
JW: Wasza korespondencja skończyła się wraz z samobójczą śmiercią pisarza w 2023 roku. Zanim jednak do niej doszło, czy możesz zdradzić, o co go pytałeś?
SM: W pierwszym mailu, adekwatnie niezależnie od autora czy autorki, których tłumaczę, pytam o to, co dla nich jest najważniejsze w konkretnej powieści. Na czym szczególnie zależy im w przekazie. Miki wspomniał o muzykalności języka, o kontrolowanym rytmie, o niuansach metafor.
Pisał, iż jest miłośnikiem języka w znaczeniu joyce’owskim. Język jest zawsze pierwszy, a dopiero potem fabuła, więc najważniejsze jest piękno słów, zdań. Językowy przesyt miał odzwierciedlać nadprodukcję informacji, z jaką stykamy się na co dzień.

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
Oczywiście, muzykalność języka i to, jak ją przekazać, to zawsze kwestia umowna. Natomiast, jak wspomniałem, lubię język Liukkonena. W „O” jest mnóstwo bardzo piętrowych, rozbudowanych zdań, których nie skracałem, ale też i nie wydłużałem krótkich. Zawsze starałem się zachowywać pierwotną długość zdania.
Pamiętam, iż dużo z Mikim rozmawialiśmy o interpunkcji.
W fińskiej trochę inaczej działają średniki, myślniki. Albo tam, gdzie u nas chciałoby się postawić dwukropek, Finowie czasem mają średnik. Tam, gdzie jest przecinek, u Mikiego czasem trzeba było wstawić myślnik, szczególnie w piętrowych, wielokrotnie złożonych zdaniach. Gdy go o to pytałem, odpisywał: „Jak trzeba, to rób”.
JW: Porozmawiajmy o tytule. „O” wcale nie jest głoską, prawda?
SM: Tak, rzeczywiście tytuł wygląda jak „O” i wszyscy tak go czytają, bo jakoś go trzeba wymówić, jakoś o nim powiedzieć. Trudno z kolei mówić „krąg”, co rzeczywiście byłoby bliższe intencji autora.
Sam symbol jest ważny, bo ma pomóc zrozumieć świat, który Liukkonen opisuje.
Poza tym „O” przypomina słońce. To jest bardzo typowy motyw u Mikiego – ciało niebieskie, które świeci na niebie i patrzy na śmieszne poczynania ludzi. Ale też słońce rozumiane jest u niego jako symbol w różnych religiach czy wyznaniach. Takich symboli w książce jest znaczenie więcej.
JW: Podobnie jak trudno w pełni odczytać tytuł, tak niełatwo jest streścić powieść…

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
SM: To bardzo postmodernistyczne, prawda? Mamy tu do czynienia ze śmiercią wielkich narracji. Miki nie opowiada historii od początku do końca, nie śledzi życia jednej osoby czy jednej rodziny. Co nie oznacza, iż nie obcujemy z mikrosagami. choćby poznajemy konkretne postacie, wręcz parę pokoleń wstecz, w takich migawkach, które też mają swój sens i cel. Niemniej ta narracja nie układa się w jedną całość.
Najprościej rzecz ujmując – mamy siedem dni, podczas których coś się dzieje. Poznajemy około stu bohaterów i bohaterek. Niektórych śledzimy bardziej wnikliwie, innych mniej. Niektórych moglibyśmy nazwać pierwszoplanowymi, inni znajdują się na coraz to dalszym planie.
I rzeczywiście, można oczywiście powiedzieć, co się z tymi ludźmi działo przez te siedem dni. Dzięki retrospekcjom możemy choćby zobaczyć, co sprawiło, iż znaleźli się w danym momencie. Ale nie wydaje mi się, żeby nacisk był położony właśnie na fabułę, a raczej na chwilę – na „tu i teraz”.
Liukkonen opisywał wydarzenia maniakalnie, głęboko.
Pojawiają się szczegóły szczegółów, które same układają się w osobną powieść. Są ucieczki w nerwice, natręctwa, są obsesje i paranoje. Niektórzy bohaterowie spotykają się ze sobą, inni operują na zupełnie innych orbitach, które mają się spotkać, ale ostatecznie tego nie robią.



JW: Sam autor powiedział, iż rdzeniem „O” jest samotność, co nawiązuje do jego poczucia wyobcowania, które czuł od dzieciństwa. Są tu też wspomniane przez ciebie kompulsje, zaburzenia, neurozy. Czy można powieść czytać autobiograficznie?

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
SM: Samotność zdecydowanie mocno wybija się zwłaszcza w „O”, czego krytycy nie dostrzegli, co zdziwiło samego Liukkonena. To dla niego jeden z najważniejszych wątków, które chciał poruszyć. Ta samotność o różnym nasileniu towarzyszy wszystkim bohaterom. Czasami wręcz to jest samotność stworzona celowo, jako sposób, aby uchronić się przed światem i odizolować od innych. jeżeli chodzi o wątki autobiograficzne, to myślę, iż w każdej powieści Mikiego ich trochę jest – poza ostatnią, pt. „Vierastila.” („Tryb gościa”), w której jest ich bardzo dużo.
Pisze w niej o sobie dosyć otwarcie, może nie podając tytułów własnych książek, ale od razu widać, iż jest to opowieść autobiograficzna, o niezrozumieniu, które go spotkało.
W „O” jest tyle różnych neuroz i problemów psychicznych, iż oczywiście nie jest możliwe, by Miki wszystkie znał z autopsji. Niemniej myślę, iż o wielu z nich mógł powiedzieć z własnego doświadczenia.
JW: O których?
SM: Choćby uzależnienie od leków. Miał dużą świadomość ich działania, skutków. Wiem też, iż miał problem z alkoholem, więc i tu mógłby powiedzieć coś z pierwszej ręki. Miewał okresy nasilonych natręctw, OCD. To chyba nie był jego główny problem psychiczny, ale bywały takie epizody.
JW: Czy któraś z postaci w „O” jest bliżej autora?

fot. Krystian Daszkowski
SM: W wielu postaciach pojawiają się te same motywy – poszukiwania sensu, chęć zrobienia czegoś wielkiego, albo refleksje nad tym, iż coś już się stworzyło, ale nie zostało to docenione. Jest chociażby Jan Gade, awangardowy twórca teatralny, który kiedyś studiował fizykę. Co prawda Miki sam nigdy niczego nie studiował, ale był samoukiem, bo tak intensywnie przygotowywał się do opisu poszczególnych postaci.
Pamiętam, iż kiedyś odpowiadał komuś na Instagramie i powiedział, iż mógłby dziś zdać egzaminy na kilkanaście różnych kierunków. Tak dobrze znał farmakologię, chemię, psychologię, neurologię i inne rzeczy.
Zanim poznałem Mikiego, myślałem, iż narrator jest jego alter ego. Okazało się jednak, iż po prostu niesamowicie potrafi imitować, wejść w jakąś rolę.
JW: A Caesar Jensen, projektant artystycznych zjeżdżalni?

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
SM: Na pierwszy rzut oka można by szukać tu podobieństw: Jensen miał kiedyś swoją chwilę chwały, coś stworzył, miał realny wpływ, artystyczny zapał. Potem jednak czasy się zmieniły i bohater został zmarginalizowany, musiał zacząć robić rzeczy, którymi gardził. Miał poczucie utraty sensu, konieczności „klepania” projektów bez wartości. A przecież głęboko w środku pozostał artystą. Z drugiej strony są też wyraźne różnice. Jensen ma obsesję na punkcie rodziny, tęskni za nią, jest to dla niego przestrzeń nieprzepracowana.
Zdradził żonę, co go prześladuje, budzi problemy psychiczne. Więc te podobieństwa mają swoje granice.
Tak naprawdę mam wrażenie, iż nie ma w tej książce jednej postaci, która byłaby „Mikim Liukkonenem w przebraniu”. Raczej różnym postaciom autor „pożycza” coś z siebie. Niektórzy są do niego podobni tylko w jednym momencie życia, inni – może mentalnie, światopoglądowo. Jednym dał więcej z siebie, innym tylko jakiś cień emocji, doświadczenia.
JW: Powieść nie ma fabularnego rdzenia, pojawiają się wspomniane przypisy, anegdoty, nieustanny zalew informacyjny. Myślisz, iż to komentarz do naszego rozedrganego przez social media świata?
SM: Ta książka jest przesycona informacjami – i to nie przez przypadek. To było zamierzone. Jej objętość, ciężar, to wszystko jest wynikiem decyzji formalnej: miała być powieścią encyklopedyczną. I tak właśnie działa. Powieść jest przepełniona wiedzą, szczegółami, terminami, wręcz całymi polami tematycznymi. To nie tylko psychologia czy psychiatria, ale też teatr, muzyka, chemia, farmakologia, neurologia. choćby rzeczy bardzo przyziemne, jak konkretne modele zjeżdżalni wodnych z katalogów istniejącej firmy.

Sebastian Musielak, fot. Krystian Daszkowski
Czasami autor zatrzymuje się na jednym słowie, które tłumaczy w przypisie. A przypis niekiedy zajmuje pół strony. I co więcej – w tym przypisie może być kolejne słowo z odsyłaczem do kolejnego przypisu. W taki sposób „O” ma odzwierciedlać nadmiar informacyjny, który nieproszony wpycha się do naszego życia.
Nie tylko informacja nas przytłacza. To, co Miki naprawdę chciał uchwycić, to przemiana, jakiej media – a zwłaszcza media społecznościowe – dokonują w człowieku. Bo nie chodzi tylko o to, iż konsumujemy obraz innych. Nie jesteśmy już tylko bierną publicznością. Teraz my sami stajemy się producentami. Sami siebie tworzymy, kreujemy, formujemy na potrzeby odbiorców. I ten obraz nas później zaczyna prześladować, a choćby kształtować. Autor sam w tym uczestniczył, bo przecież prezentował się w określony sposób zarówno w internecie, jak i w bardziej klasycznych mediach. Sądzę, iż ta książka jest właśnie o tym. Nie tylko o nadmiarze wiedzy, ale o utracie tożsamości w świecie nadmiaru.
Sebastian Musielak – tłumacz literacki, wydawca i popularyzator literatury fińskiej, nauczyciel przekładu. Tłumaczy z języka angielskiego oraz z fińskiego, dotychczas były to między innymi: powieści Sofi Oksanen, Wierzyliśmy jak nikt Rebekki Makkai (2020), Rok zająca Arto Paasilinny (2020) i Polowanie na małego szczupaka Juhaniego Karili (2021). Wyróżniony nagrodą „Literatury na Świecie” i nagrodą państwową Ministerstwa Kultury Finlandii.