Pięć lat temu mój mąż Krzysztof rozwiódł się ze swoją byłą żoną Jagodą. Ich małżeństwo nie trwało długo — rozpadło się, gdy Jagoda zdradziła go i niedługo ponownie wyszła za mąż. Dwa lata później poznałam Krzysztofa, pokochaliśmy się i od trzech lat jesteśmy małżeństwem.
Wydawałoby się, iż sprawa jest prosta – ludzie się rozstali, każdy poszedł własną drogą. Ale okazało się, iż nie dla wszystkich. Jego rodzice, a zwłaszcza teściowa, utknęli w przeszłości, wciąż widząc „idealną rodzinę” ich syna z Jagodą. Moje próby bycia uprzejmą, neutralną i pełną szacunku rozbijały się o mur – po prostu nie chcieli mnie zaakceptować. Powód? Krzysztof i Jagoda mają wspólną córkę, więc w oczach teściowej to oni są prawdziwą rodziną, a ja jestem tylko chwilową towarzyszką.
Gdy zaczynaliśmy się spotykać, Krzysztof był wolny, a Jagoda już ułożyła sobie życie. Od początku był szczery – kocha swoją córkę całym sercem i spędza z nią każdą wolną chwilę. Jagoda nie utrudniała im kontaktu, wręcz była wdzięczna, iż nie zniknął z życia dziecka, jak to często bywa. Ich relacje ograniczały się do spraw związanych z córką – bez emocji, spokojnie.
Ale właśnie to doprowadzało teściową do szału. Marzyła, by za wszelką cenę przywrócić tamtą „swoją” rodzinę. A ja? W jej oczach byłam tylko „młodą i ładną”, która jeszcze zdąży znaleźć „własnego” męża. choćby na naszym ślubie rzuciła:
— Po co ci to? On już ma rodzinę! Tam jest dziecko!
Próbowałam tłumaczyć, iż szanuję fakt, iż mój mąż ma córkę, to wspaniały ojciec, ale rodzina to nie tylko pieczątka w dowodzie i wspólna przeszłość. Teściowa nie słuchała. Jej serce należało tylko do Jagody.
Gdy Jagoda rozstała się z drugim mężem, teściowa uznała to za życiową szansę. W końuk wszystko się ułoży! Natychmiast zaczęła zapraszać Jagodę na wszystkie rodzinne uroczystości, jak gdyby przez cały czas była „żoną syna”. Przy każdym stole słyszałam te same słowa:
— O, Jagódka to była dobra żona… A ty, no cóż, też jesteś w porządku, ale…
Jagodę to chyba mało obchodziło. Przychodziła, kiedy ją zapraszano, uśmiechała się uprzejmie, kiwała głową. Żadnego ciepła, żadnej chęci powrotu – tylko obojętność, którą zdawała się zdobywać sympatię teściowej. Ta nazywała ją „ugodową”, „pokorną”, „kobiecą”. A ja byłam, widać, zbyt „żywiołowa”.
Krzysztof widział to wszystko i próbował przemówić matce do rozsądku:
— Mamo, dość, między mną a Jagodą nic nie ma. Wychowujemy dziecko, jesteśmy rodzicami, ale nie parą. Dlaczego nie chcesz zaakceptować mojej żony?
Teściowa udawała, iż słucha, a po kilku dniach znów dzwoniła:
— Jesteś teraz z żoną? Chyba u Jagody?
— Synku, zajrzyj do Jagody po słoiki, a przy okazji sprawdź, jak ona tam sama z dzieckiem…
Próbowała wzbudzić we mnie zazdrość, ale nie dałam się złapać. Wiem, iż Krzysztof jest mi wierny. Dba o córkę – płaci, kupuje, wozi na zajęcia, czasem córka zostaje u nas na całe tygodnie. Nie mam konfliktów z Jagodą. Wszystko jest jasne i uporządkowane. Tak właśnie powinni zachowywać się dorośli po rozwodzie.
Ale teściowa żyje w jakimś wymyślonym świecie, gdzie tylko ona wie, co jest słuszne. Gdzie tamta rodzina była prawdziwa, a ja pozostaję obca i tymczasowa. Nie czuję zazdrości ani upokorzenia – czuję złość. Ile można walczyć o uznanie, którego i tak się nie dostanie?
Ostatnio Krzysztof powiedział, iż wszystko się zmieni, gdy urodzę dziecko. Że wtedy matka odpuści, zrozumie, iż ma nową rodzinę. Ale wątpię. choćby wspólne dziecko jej nie powstrzyma. Pewnie tylko powie:
— No i co? Ma już jedno. A Jagódka lepiej się sprawdzała jako matka…
Krzysztof nie jest ślepy. Widzi to wszystko i stara się mnie chronić, być po mojej stronie. Ale matka to matka – nie można jej po prostu wyłączyć. Rozumiem go. Ale jestem zmęczona byciem między młotem a kowadłem. Nie proszę o miłość teściowej. Nie żądam oklasków. Chcę tylko szacunku. I spokoju.
Czy narodziny dziecka zmienią jej stosunek do nas? Czy może jej serce na zawsze pozostanie tam, w tej starej rodzinie, w której ja jestem intruzem?
Niektórzy ludzie nie potrafią pogodzić się z tym, iż życie płynie dalej. Czasem warto odpuścić walkę o uznanie tych, którzy i tak nie chcą widzieć prawdy. Prawdziwa rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim wzajemny szacunek i zrozumienie.