„Kręcimy zwykle 10 lub 12 godzin dziennie, więc nie jest źle”. Ekipa „Franczyzy” HBO zdradziła nam kulisy powstawania komedii o filmach superbohaterskich, a także opowiedziała o tym, co tak naprawdę jest dla nich celem satyry.
„Franczyza” to serial komediowy HBO, który można oglądać także w serwisie Max. W obsadzie produkcji pokazującej, jakim koszmarem jest praca na planie przeciętnego filmu superbohaterskiego, są m.in. Himesh Patel („Stacja Jedenasta”), Aya Cash („The Boys”) oraz Billy Magnussen („Stworzona do miłości”), a twórcą serialu jest Jon Brown („Sukcesja”). A jak to, co oglądamy we „Franczyzie”, ma się do kulis samego serialu?
Franczyza od HBO jak The Office? Ekipa o kulisach serialu
Kilka miesięcy temu redakcja Serialowej odwiedziła plan „Franczyzy” w studiu Warner Bros. pod Londynem, gdzie mieliśmy okazję porozmawiać z osobami pracującymi po drugiej stronie kamery. W czasie rozmowy Julie Pastor i Jim Klaverweis, producenci wykonawczy „Franczyzy”, zapewniali nas, iż celem ich serialu nie jest obśmiewanie kina superbohaterskiego – a przynajmniej nie głównym.
— Przede wszystkim jesteśmy komedią o miejscu pracy, chodzi nam o ekipę pracującą na planie i interakcje między nimi. Więc tak naprawdę nie robimy satyry na filmy o superbohaterach. To po prostu obszar, w którym pracujemy. Używając przykładu „The Office”, oni sprzedają papier. My robimy filmy o superbohaterach. Chodzi więc o dynamikę w ekipie i wszystko, co ich otacza – plan zdjęciowy odzwierciedlający to, co akurat kręcą, kostiumy i wszystkie te rzeczy. Ale tak naprawdę nie chcemy wyszydzać filmów – powiedział Jim Klaverweis.
A jak wyglądała w takim razie praca tym prawdziwym planie, na którym kręcono „Franczyzę”? Jim Klaverweis objaśnił nam, iż wszystko zaczyna się od dobrego planowania.
— Musisz ułożyć sobie dni, więc oprócz kreatywnego jest element logistyczny, o którym tak naprawdę się nie mówi. To wyczerpujące fizycznie i emocjonalnie. Jesteś z dala od swojej rodziny, oboje jesteśmy z dala od naszych rodzin. Trudno jest być z dala, choćby gdy pracujesz i wracasz do domu wieczorem. Zabierasz swoją pracę ze sobą. Próbujesz zostawić ją za drzwiami, ale tego nie robisz. Presja jest na tobie. To budżet. To czas. To integralność twórcza. I jedna mała rzecz może wszystko zepsuć. Jedna osoba zachoruje i nagle pojawia się pytanie, co robimy przez resztę dnia. Wszyscy ci ludzie polegają na sobie nawzajem, wyrwiesz jednego i wszystko może się rozpaść.
Oczywiście dzień każdej osoby pracującej na planie może wyglądać inaczej. Pracująca na planie „Franczyzy” Naomi Donne, charakteryzatorka trzykrotnie nominowana do Oscara (ostatnio za „Batmana” z 2022 roku), opowiedziała nam, jak wyglądało to z perspektywy jej i jej zespołu.
— Pojawiamy się na planie bardzo wcześnie rano, przyjeżdżamy około 6, czasami wcześniej. Jesteśmy tu do samego końca, ponieważ kiedy oni kończą się prace, musimy umyć twarze aktorów, zająć się nimi, odesłać ich do domu. Więc jesteśmy wśród ostatnich ludzi, którzy wychodzą. Kręcimy zwykle 10 lub 12 godzin dziennie, więc nie jest źle. Kiedy mieszkałam w Stanach i kręciliśmy po 14-18 godzin, to było straszne, ponieważ tam nikt nie martwi się o godziny, zdrowie psychiczne, wyczerpanie.
Franczyza – blockbuster z telewizyjnym budżetem?
Jak się okazuje, praca charakteryzatorek, które jako pierwsze każdego dnia na planie spotykają się z aktorami, wykracza jednak poza zwykłe nakładanie makijażu.
— Dni są bardzo podobne, więc wstajemy, przychodzimy i sprawdzamy, jaka praca nas dziś czeka. Wyciągamy wszystkie nasze notatki dotyczące ciągłości charakteryzacji, zdjęcia referencyjne, a potem przychodzą aktorzy i wtedy trzeba ocenić, jak się mają, czy są w dobrym lub złym humorze. Zwykle są w porządku. Robisz im herbatę, sprawiasz, iż czują się tutaj mile widziani i ich malujesz. Zastanawiasz się, jaki rodzaj muzyki włączyć, wszystko kręci się wokół nich. Chodzi o stworzenie środowiska, w którym aktorzy czują się bezpiecznie i czują się zaopiekowani.
Naomi Donne przyznaje, iż w przypadku „Franczyzy” makijaż, który wykonywała, z pewnością nie należał do najbardziej skomplikowanych i czasochłonnych.
— Niektóre rzeczy są bardzo proste, na przykład Daniel Brühl praktycznie nie nosi make-upu (…) [W serialu] nie ma naprawdę ogromu makijażu. Richard E. Grant ma dość sporo, jego nałożenie zajmuje około pół godziny (…) i zawsze ma go na sobie. Gdybym tylko wiedziała, iż tak będzie, kiedy projektowałam go do pilotażowego odcinka… W tym odcinku zrobiliśmy też rybich ludzi i zajęło to godziny, ale to był duży protetyczny makijaż, który został wykonany przez Marka Cooneya, który właśnie zdobył Oscara za „Biedne istoty”. (…) Neal [Callow, scenograf serialu] z działu artystycznego, Sinéad [Kidao, projektantka kostiumów) i ja po prostu mieliśmy takie założenie, iż wszystko musi wyglądać drogo, choćby jeżeli nie mamy przy tym takich pieniędzy.
Neal Callow, który we „Franczyzie” odpowiada za projekt scenografii, przyznaje, iż jego zadaniem było właśnie stworzenie wrażenia wielkiego planu filmowego przy jednoczesnym uwzględnieniu telewizyjnych realiów finansowych.
— To było moje zadanie – zaprojektować plan filmowy, ale nie po to, żeby nakręcić film. Chodziło o zaprojektowanie planu ze wszystkimi tymi rzeczami, dźwigami, gośćmi od efektów specjalnych w kącie, wentylatorami, więc musieliśmy mieć takie elementy planu filmowego i wszystko to musiało wyglądać tak realistycznie, jak to tylko możliwe, i te rzeczy wyglądają dokładnie tak, jak wtedy, gdy kręcisz tego typu filmy franczyzowe. Jesteśmy bardzo zaznajomieni z tym, jak wygląda współczesne kręcenie filmów na dużą skalę i to, co próbujemy tutaj zrobić, to w pewnym sensie odtworzyć to, chociaż przy budżecie telewizyjnym.
Franczyza – ile inspiracji z kina superbohaterskiego?
Sinéad Kidao, projektantka kostiumów do „Franczyzy” przyznaje, iż praca nad serialem HBO jest wyzwaniem, bo nie ma żadnego materiału źródłowego, do jakiego można by się odnieść. Serial jednak, co oczywiste, czerpie inspiracje z produkcji superbohaterskich.
— To prawdziwy przywilej w pewnym sensie, ponieważ kiedy pracujesz nad dużymi filmami franczyzowymi, masz komiksy, masz bazę fanów, masz poprzednie filmy, masz spuściznę, jest tak wiele wkładu. I jest mnóstwo, mnóstwo ludzi, którzy się angażują i którzy mają coś do powiedzenia, bo masz lalki, gadżety, wszystkie tego typu rzeczy do rozważenia. Podczas gdy w tym przypadku mamy może dwie linijki tekstu o postaci, a potem mamy wolną rękę. Więc skłaniamy się ku aspektom samych kostiumów, które są typowe dla uniwersum DC lub uniwersum Marvela, albo tego, czego można by oczekiwać od klasycznego superbohatera.
Neal Callow zdradza także, iż ekipa „Franczyzy” pełna jest osób pracujących w przeszłości nad produkcjami Marvela czy DC, dzięki czemu zdecydowanie łatwiej było im wykonywać swoją pracę, gdyż mogli bazować na własnym doświadczeniu.
– Każdy wniósł swoje własne osobiste doświadczenia (…), wszyscy tutaj jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do pracy nad tymi dużymi filmami franczyzowymi. Więc wiemy, jak to wygląda, kiedy jest robione naprawdę. Więc mówimy: „O tak, mieliby to, mieliby tamto, mieliby ten rodzaj cateringu, mieliby takie ułatwienia, wszystkie te rzeczy, a scenografia wyglądałaby tak”. Wiemy, jak to działa w przypadku tych dużych filmów.
Podobnie wyglądała także sytuacja w zespole odpowiedzialnym za kostiumy. Sinéad Kidao zapewnia jednak, iż poziom zaangażowania jej i pozostałej części zespołu był dokładnie taki sam, jak w czasie prac nad prawdziwymi produkcjami superbohaterskimi.
— Wszyscy, których mamy w naszym zespole kostiumowym, pracują nad tymi filmami, więc wszyscy podchodzimy do „Tecto” tak, jak podchodzi się do każdego filmu o superbohaterach. Ci sami ludzie budują te kostiumy i mają ten sam poziom uczciwości, który mielibyśmy, gdyby miał być w filmie Marvela lub DC. I właśnie w to chcieliśmy wierzyć, musieliśmy wierzyć, iż budujemy „Tecto” jako ogromny film z dużym potencjałem i musieliśmy do niego podejść i zaprojektować go z tej perspektywy.
Jak widać ekipa „Franczyzy” włożyła sporo serca i energii w tworzenie serialu, a w ich wypowiedziach można było usłyszeć ogromną pasję. Czyżby zatem praca na planie filmowym nie była takim koszmarem, jak pokazuje to „Franczyza”? Z odpowiedzią spieszy Julie Pastor.
— Cały czas balansujesz na granicy wytrzymałości. To ciężka praca pod dużą presją, ale przynosząca dużo satysfakcji, choć nie jest ona dla wszystkich.
Sprawdźcie także, co obsada „Franczyzy” mówi o pracy na planie, a także o tym jak spędzali przerwy. A jeżeli jeszcze nie widzieliście żadnego odcinka, koniecznie przed seansem przeczytajcie naszą recenzję: Franczyza – recenzja serialu HBO.