Ten sequel robi coś, co rzadko udaje się horrorom. I robi to z rozmachem!

glamour.pl 3 godzin temu

Dla fanów gatunku to istotny powrót – „Czarny telefon 2” łączy grozę z wątkiem traumy i rodzinnych sekretów, pozwalając Ethanowi Hawke’owi, Masonowi Thamesowi i Madeleine McGraw zagrać na innych rejestrach emocji niż poprzednio. jeżeli wierzyć pierwszym recenzjom, efekt jest bardziej spójny, mroczniejszy i odważniejszy formalnie.

Traumatyczny powrót: koszmar, który dzwoni choćby po śmierci

Derrickson nie próbuje odtwarzać schematów. W „Czarnym telefonie 2” Finn (Mason Thames) żyje z ciężarem przeżyć z poprzedniej części, a jego siostra Gwen (Madeleine McGraw) znów staje się medium – tym razem odbiera „telefony” we śnie i widzi trzech chłopców dręczonych na zimowym obozie. Trop prowadzi rodzeństwo w miejsce, gdzie prywatna historia splata się z nowym śledztwem, a widmo zabójcy nie znika wraz z jego śmiercią. Ta mieszanka snu, wspomnień i realu tworzy gęstą atmosferę grozy: nie ma tu komfortowych bezpieczników, jest za to narastające wrażenie, iż przeszłość wciąż domaga się odpowiedzi. Ethan Hawke powraca jako Wyłapywacz – nie w prostym powtórzeniu roli, raczej jako widmo, które kształtuje reguły koszmaru. Na drugim planie pojawiają się Demian Bichir, Arianna Rivas i Jeremy Davies, domykając świat opowieści postaciami o niejednoznacznych intencjach.

„Lepszy pod niemal każdym względem”? Pierwsze recenzje zapowiadają hit

Wczesne głosy krytyków są zaskakująco zgodne. Jak stwierdziła jedna z recenzentek: „Czarny telefon 2 przewyższa poprzednika pod niemal każdym względem”. Z kolei inny krytyk chwali reżysera za to, jak zestawia sny, rzeczywistość, przeszłość i teraźniejszość, budując narrację, która „zsuwa się” w koszmar, ale trzyma widza żelazną ręką. Najcelniej podsumowuje to opinia, iż „Czarny telefon 2” działa najlepiej, „gdy odwołuje się do surrealistycznej logiki koszmaru i wykorzystuje strach w kreatywny sposób”. W wielu recenzjach powraca też wątek pracy z formą: montaż, dźwięk i obraz mają tu współpracować nie po to, by straszyć głośniej, tylko sprytniej – bez tanich straszaków, za to z konsekwentnie budowaną grozą. To dokładnie ta ścieżka, na której Derrickson czuje się najpewniej od „Sinistera”.

Czy to najrzadszy przypadek w horrorach: sequel, który rośnie zamiast odcinać kupony?

Jeśli „jedynka” była precyzyjnym thrillerem z elementami nadnaturalnymi, „Czarny telefon 2” wydaje się pełnoprawnym horrorem o pamięci i winie – takim, w którym „telefon” to nie tylko rekwizyt, ale metafora: przeszłość dzwoni, bo nie została wysłuchana do końca. Mason Thames prowadzi film z nową pewnością, Madeleine McGraw ma więcej do zagrania niż klasyczną „wyrocznię”, a Ethan Hawke – choćby „zza zasłony” – potrafi jednym spojrzeniem wyciąć z kadru powietrze. Ważne, iż kontynuacja nie zamienia mitu w atrakcję parkową. Zamiast eskalować tylko skalę, podnosi stawkę emocjonalną. To rzadkość. I właśnie dlatego oczekiwania przed premierą są tak wysokie. Na seans „Czarnego telefonu 2” nie trzeba będzie długo czekać – premiera kinowa zaplanowana jest na 17 października 2025 r. Po wyjściu z kin film najpewniej trafi na VOD/streaming (platformy nie zostały jeszcze oficjalnie ogłoszone). jeżeli polujesz na grozę, która gra na nerwach zamiast krzyczeć do ucha – ten tytuł powinien znaleźć się na twojej liście.

View oEmbed on the source website
Idź do oryginalnego materiału