Tekken 8 – krajobraz przedpremierowy. Relacja z rozgrywki

moviesroom.pl 1 rok temu

Do nie tak dawna wydawało się, iż Bandai Namco wypuści najnowszą część kultowej serii bijatyk jeszcze w tym roku kalendarzowym. Ostatecznie jednak przez wzgląd na gatunkowy tłok (Street Fighter 6 latem, Mortal Kombat 1 jesienią) najwyraźniej stwierdzono, iż lepiej zrobić sobie nieco miejsca i zaatakować pod koniec stycznia. Otrzymałem jednak zaproszenie na zamknięty pokaz Tekken 8 z możliwością ogrania kilku trybów (w okrojonej wersji, oczywiście) i zmierzenia się w pojedynkach z innymi.

Naprawdę mile wspominam “siódemkę”. Co więcej, do dziś zdarza mi się ją ogrywać u boku znajomych. o ile jednak miałbym wystosować jakieś zarzuty, prawdopodobnie wśród nich znalazłoby się Story Mode. Nie oczekiwałem oczywiście żadnych fajerwerków, ale minimalny poziom byłby jednak nie od rzeczy. Da się bowiem w tym gatunku utkać coś, co jako tako angażuje, a świetnie demonstrują to kolejne części Mortal Kombat. Tymczasem ostatnio Bandai Namco dało nam historyjkę “na autopilocie” z zaledwie kilkoma ciekawszymi sekwencjami. Dlatego też bardziej byłem zainteresowany efektów zawieruchy z końcówki Tekken 7.

Już po tych czterech pierwszych rozdziałach mogę powiedzieć, iż jest całkiem dobrze. Zaczynamy od mocnego uderzenia – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – gdzie powracający na dobre Jin Kazama dostanie parę lekcji. Jest dynamicznie i intrygująco, bo w dramatycznych okolicznościach rozpoczyna się nowy turniej (i to o jaką stawkę!), a poza znanymi twarzami pojawia się też nieco nowych. Dwie szczególnie mogą ciekawić: tajemnicza Reina, zaskakująco potężna młoda dziewczyna, której styl walki mocno przypomina pewnego weterana serii, oraz Victor Chevalier – twórca jednostki Raven, a wciela się w niego sam Vincent Cassel. Po wstępnych rundach czekam na więcej w okolicach premiery.

Ale udało mi się także pograć w inne tryby. Arcade Quest to taka osobliwa, nawołująca do nostalgii rozgrywka, gdzie tworzymy postać, idziemy do salonu gier i wyzywamy kolejnych graczy do pojedynków przy staroszkolnych automatach. Nie powiem, żeby sam ten koncept mnie jakoś niesamowicie wciągnął, ale przez wzgląd na dawne czasy – gdy samemu walczyło się na blaszakach – to było całkiem przyjemne. Bardzo miły był również powrót Tekken Ball, gdzie nawalamy się dzięki piłki plażowej na piaszczystej plaży. Co się tyczy samej rozgrywki, walki na PS5 w żaden sposób nie traciły płynności, więc poza pewnymi problemami z audio (które równie dobrze mogły być kłopotem tylko na owym pokazie) wszystko było w porządku. Dostępne postacie, z Brianem i Leroyem na czele, także także zaliczają udany powrót, a mechanika gameplayu ulega pewnym zmianom. Postawiono na ofensywę. Heat System można uruchamiać raz na rundę i wydłużać w przypadku skutecznej i agresywnej walki. Jak dotąd bawiłem się przy tym całkiem dobrze – także w walce z żywym przeciwnikiem.

Podsumowując, Tekken 8 prezentuje się bardzo dobrze, do znanej z poprzedniej odsłony rozgrywki wprowadzając kilka obiecujących niespodzianek. Nie mogę się doczekać, gdy stanę do kultowego turnieju już we adekwatnej wersji gry na początku przyszłego roku.

Idź do oryginalnego materiału