Nazwisko Helen Mirren od dekad króluje w kinie, teatrze i telewizji. Dziś widzowie znają ją przede wszystkim z roli Elżbiety II w filmie "Królowa" w reżyserii Stephena Frearsa z 2006 roku oraz Cary Dutton w prequelu popularnego "Yellowstone", czyli "1923", gdzie grała u boku Harrisona Forda ("Gwiezdne wojny" i "Indiana Jones").
Brytyjska aktorka ma dziś 79 lat, a początek jej aktywności scenicznej przypada na lata 60. Jako córka rosyjskiego arystokraty, którego rodzina została wygnana z ojczyzny w trakcie rewolucji październikowej, od dziecka miała wiele możliwości, by rozwijać swoją pasję.
Pierwszy raz zagrała w przedstawieniu w szkole podstawowej, a w wieku 18 lat przeszła pomyślnie przesłuchanie do prestiżowego National Youth Theatre i niemalże od razu zadebiutowała na scenie kultowego Old Vic jako Kleopatra w tragedii "Antoniuszu i Kleopatrze" Williama Szekspira.
Jak Helen Mirren wyglądała w młodości? (ZDJĘCIA)
W 1965 roku dołączyła do zespołu teatralnego Royal Shakespeare Company, z którym wystawiła takie szekspirowskie sztuki jak komedia "Wszystko dobre, co się dobrze kończy", "Dwaj panowie z Werony" oraz "Troilus i Kresyda". W połowie lat 70. Mirren skorzystała z szansy odegrania Lady Makbet w The Royal Shakespeare Theatre w mieście Stratford-upon-Avon, z którego pochodził wybitny dramaturg. Na scenie towarzyszyli jej równie znakomici aktorzy co ona, czyli legendarny Laurence Olivier ("Książę i aktoreczka") oraz Malcolm McDowell ("Mechaniczna pomarańcza").
Mirren była teatralnym fenomenem do tego stopnia, iż już na początku jej kariery nakręcono o niej dokument ("Doing Her Own Thing").
Gdy w latach 80. krytycy zachwycali się jej występem w przedstawieniach "Faith Healer" Briana Friela i "Księżna Malfi" Johna Webstera, aktorka spróbowała swoich sił w pracy z kamerą. Widzowie ujrzeli ją m.in. w dramacie historycznym "Kaligula", epickim filmie fantasy "Excalibur", filmie "Wyspa Pascaliego" z Benem Kingsleyem ("Gandhi") i odcinku "Dead Woman's Shoes" serialu "Strefa mroku".
Gwiazda "Gosford Park", "Dziewczyn z kalendarza" i "Hitchcocka" do dziś określana jest przez fanów mianem piękności, choć sama krytykuje powszechną obsesję na punkcie piękna. Nadmieńmy, iż w wywiadach z lat 70. telewizyjni dziennikarze skupiali większość swojej uwagi na jej wyglądzie, zamiast na osiągnięciach.
Zdobywczyni czterech telewizyjnych Oscarów (czyli nagród Emmy) przyznała w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Guardian", iż nie chce powtarzać banałów w stylu: "na starość wyglądam lepiej". – O nie, zdecydowanie nie wyglądam teraz lepiej, niż kiedy byłam młoda. [...] Najlepsze w starzeniu się jest to, iż tak naprawdę masz takie rzeczy w nosie. Nie wyglądam tak dobrze jak kiedyś, ale nie obchodzi mnie to – oznajmiła.
Dodajmy, iż Mirren nie nazywa siebie wprost feministką, gdyż – jak sama tłumaczy – jest to przecież "cholernie oczywiste". Niedawno aktorka wyznała, iż nigdy nie przepadała za Jamesem Bondem. Jako powód swojej niechęci podała ten sam argument, którym posługuje się wiele widzek / krytyczek prozy Iana Fleminga. – Cała seria o agencie 007 nie jest dla mnie. Naprawdę nie jest. Nigdy nie lubiłam Bonda. Nigdy nie lubiłam tego, w jaki sposób przedstawia kobiety. Sam pomysł jest przesiąknięty seksizmem – powiedziała na łamach magazynu "The Standard".