Tajemniczy list: jak jedno zaproszenie przerwało dwudziestoletnią ciszę

polregion.pl 1 tydzień temu

Cień zapomnianego listu: jak jedno zaproszenie przerwało dwadzieścia lat milczenia

Wanda przepracowała na poczcie ponad trzydzieści lat. Przez te lata przewinęły się przez jej ręce tysiące listów: od radosnych kartek pocztowych po pogniecione koperty z nekrologami. Ale ten list, który znalazła pewnego listopadowego poranka, od razu wytrącił ją z równowagi.

Koperta była zwykła, szara, bez adresu zwrotnego. Ale ten charakter pisma… ten charakter pisma był boleśnie znajomy. Ten sam, którego nie widziała od dwudziestu lat.

— Niemożliwe… — szepnęła, osuwając się na stołek w sortowni.

W środku było zaledwie kilka słów:

„Mamo, zapraszam cię. Jutro jest mój wielki dzień. Wesele. Wciąż na ciebie czekam. jeżeli przyjdziesz — będę szczęśliwa. jeżeli nie — zrozumiem. Krysia.”

Dłoń jej zadrżała. Krysia. Jej córka. Ta sama, z którą nie rozmawiała od dwóch dekad. Wanda pamiętała tamten dzień jak dziś — Krysia, jeszcze studentka, pełna marzeń i miłości, przyszła i powiedziała:

— Mamo, wychodzę za Darka.

Wanda omal nie upuściła kubka. Ten Darek nigdy jej się nie podobał — wątły, bez stałej pracy, bez własnego mieszkania. I przede wszystkim — nie ten, którego chciała widzieć u boku córki.

— Albo on, albo ja! — odcięła twardo.

— Dobrze, mamo — cicho odpowiedziała Krysia. — Więc on.

I wyszła. Bez histerii. Bez łez. Tylko drzwi cicho zatrzasnęły się za nią.

Najpierw Wanda myślała, iż wróci. Potem — iż zaprosi na chrzest dziecka. Dowiedziała się od sąsiadki, iż Krysia urodziła syna. Wnuka. Ale duma, ciężka jak betonowa płyta, przygniatała jej serce. Ani listu, ani telefonu. Tylko cisza. Wanda wmawiała sobie: córka ją zdradziła. A w środku — tępa pustka, której nic nie zagłuszy.

A teraz — to zaproszenie. Po dwudziestu latach. Jeden list. Jak krzyk w pustkę.

Całą noc Wanda nie spała. Serce waliło jak młot. Jechać? A jeżeli ją wyproszą? A jeżeli Krysia napisała tylko z grzeczności? Albo z litości?

Ale o świcie, gdy za oknem wył wiatr, Wanda usiadła na łóżku, narzuciła stary szal i szepnęła:

— Wybacz mi, córeczko.

Pociąg do miasta, gdzie mieszkała Krysia, odjeżdżał o dziewiątej. Na peronie stała młoda kobieta w białym płaszczu, z bukietem w dłoniach. Gdy Wanda podeszła bliżej, tamta podniosła głowę i zastygła. Miała oczy matki — te same szaroniebieskie, z upartymi kącikami.

— Mamo…

I Wanda rozpłakała się. Po raz pierwszy od wielu lat — naprawdę. Nie z powodu żalu. Z ulgi.

Wesele odbyło się w ciepłej, niemal domowej atmosferze. Pan młody trzymał Krysię za rękę i dziękował Wandzie, iż przyszła. A mały chłopiec z wielkimi oczami przytulił się do niej i cicho zapytA w sercu Wandy, po raz pierwszy od dwudziestu lat, zagościł spokój.

Idź do oryginalnego materiału