Pewnego pochmurnego wieczoru, przeglądając stare rzeczy w rodzinnym domu, Kinga natknęła się na rozmowę, która przewróciła jej życie do góry nogami. Siedziała w swoim pokoju, gdy z kuchni dobiegł ją pełen niepokoju głos matki:
— Kinga, może jednak wrócisz do niego? No jak możesz tak rzucić wszystko i wyjechać?
— Mamo, mówiłam ci, iż to tylko na chwilę — odparła zmęczona Kinga. — Wynajmujący zaraz wyprowadzą się z dziadkowej kawalerki w Krakowie, wtedy się tam wprowadzę. Nie chcę wam zawadzać.
— Jakie zawadzanie, Kinga? — głos matki zadrżał. — Żyliście z Piotrem, wszystko było w porządku. Nie pił, nie imprezował. Czego jeszcze chcesz? Nauczcie się dogadywać, przecież nie pierwszy rok razem!
Kinga gorzko się uśmiechnęła, patrząc przez okno, za którym mżył deszcz. Czula, jak w jej wnętrzu narasta burza. Jak wytłumaczyć matce, iż jej małżeństwo było jak życie pod lupą obcych oczu?
— Mamo, nie wiesz, jak żyłam przez te wszystkie lata — zaczęła, a głos jej zadrżał od tłumionych emocji. — Zasłaniasz firanki na noc? A w sypialni jesteście tylko ty z tatą, czy cała kamienica? A jeżeli chcecie czegoś intymnego, to wszyscy w bloku wiedzą? Nie? U nas było właśnie tak! Jakbym mieszkała w akwarium, gdzie każdy mój krok, każde westchnienie — było na widoku. Nie zdziwię się, jeżeli cała dzielnica wie, jaki kolor ma moja bielizna albo… — zawiesiła głos, — czym zajmowaliśmy się z Piotrem w nocy. I ty uważasz, iż to normalne?
Matka zamilkła, zszokowana. Kinga mówiła dalej, nie mogąc się powstrzymać:
— A wiesz, kto opowiada o tym całej okolicy? Mój mąż! Ten sam, od którego wyszłam i do którego nie wrócę. On nie potrafi trzymać języka za zębami! Proszę: „Piotr, to tylko między nami”, a godzinę później wszyscy już wiedzą. On tylko mruga oczami i mówi: „No przecież w sekrecie, co w tym złego?” — Kinga zaciśniła pięści. — Ostatnio urządził scenę, krzyczał, iż tak ma w zwyczaju, iż jego mama nie ze złości, tylko się martwi. Po co, powiedz mi, jego matce znać dzień, w którym planujemy zajść w ciążę?!
Matka zakryła usta dłonią.
— Tak, mamo, właśnie tak było! — Kinga prawie krzyczała. — Jego mama dzwoni i pyta, jak poszło, martwi się o wnuki. choćby chodziła do jakichś znachorek, podrzucała mi zioła przez Piotra, żeby wsypywał je do herbaty! To była ostatnia kropla. Nie mogę tak żyć! Idę ulicą, a ludzie uśmiechają się, jakby wiedzieli, co robiliśmy wczoraj. Już mam paranoję! Jego mama dzwoni i „troskliwie” pyta, czy stoję na głowie po… no, wiesz. Mam dość!
Kinga umilkła, ciężko oddychając. Matka patrzyła na nią z przerażeniem, nie wiedząc, co powiedzieć.
— A niespodzianka? — kontynuowała Kinga ciszej. — Zrobić niespodziankę? Niewykonalne. On wszystko rozniesie! Kupi prezent, a ja od miesiąca wiem od sąsiadki, co zamierzał. Fajny, tak, nie pije, nie pali, pracowity. Ale ten jego język… Nie daję rady, mamo.
Ojciec, zwykle małomówny, nagle włączył się do rozmowy:
— Daj spokój, matka, nie dręcz dziewczyny! — jego głos był twardy. — Powiedziała, iż nie może, to znaczy, iż nie może. Kto ją wesprze, jak nie my? Mieszkaj, córeczko, ile trzeba.
Odwrócił się do Kingi, łagodniejąc:
— Znałem takich jak twój Piotr. W brygadzie był jeden, przezywany Gadatliwy. Żadnej tajemnicy mu nie powierzyć — zaraz rozniesie. Mówił, iż cała jego rodzina taka, po ojcu odziedziczył. Może i kłamał, kto go tam wie. Ale żyć z takim to męka.
Kinga wdzięcznie skinęła głową ojcu i wyszła do swojego pokoju. Kochała swój przytulny kąt, gdzie wszystko było urządzone z troską. Ale życie z Piotrem, którego gadatliwość niszczyła każdą prywatność, było nie do zniesienia.
Zapukano do drzwi. Weszła matka, nerwowo gniotąc brzeg fartucha.
— Kinga, naprawdę złożysz pozew o rozwód?
— Mamo, daj mi się zastanowić — westchnęła Kinga. — Ale chyba tak. On się nie zmieni.
— A jeżeli jednak się poprawi? — z nadzieją zapytała matka.
— Nie poprawi się — odcięła Kinga. — Myślisz, iż mi z tym łatwo?
Matka wyszła, a Kinga położyła się na łóżku i puściła łzy. Nie spodziewała się, iż jej małżeństwo z Piotrem, tak uroczym, pewnym i dobrym na pierwszy rzut oka, skończy się w ten sposób. Już przed ślubem były sygnały: kiedyś nocowali na działce, a potem wszystkie sąsiadki zaczęły ją witać, uśmiechać się, mówić czule. Teściowa zaś kiedyś rzuciła, iż dzisiejsze dziewczyny są „lekkich obyczajów”, a Kinga — „porządna, czysta”. Po latach, w trakcie kłótni, teściowa wyznała, iż wiedziała o dziewictwie Kingi jeszcze przed ślubem.
— Ty powiedziałeś swojej matce?! — wrzasnęła wtedy Kinga.
— No i co? Tak się cieszyła! — odparł Piotr, nie rozumiejąc jej gniewu.
To był moment przełomowy. Kinga zrozumiała, iż już dłużej nie wytrzyma.
Minęły trzy miesiące. Kinga wyprowadziła się w inną część Krakowa, by zacząć od nowa. Nie spodziewała się tu spotkać Piotra.
— Cześć, Kinga — stał przed jej klatką, niepewnie przestępując z nogi na nogę.
— Cześć — odpowiedziała zimno.
— Pogadamy?
— Nagrywasz? — zjadliwie zapytała Kinga. — Żeby potem opowiedzieć wszystkim słowo w słowo?
Piotr poczerwieniał.
— Właśnie chciałem przeprosić. Zrozumiałem, Kinga. Koniec z głupotami. Beze mnie źle. Już nie będę taki.
— Mnie też bez ciebie źle — przyznała, ale dodała: — Ale ty wybrałeś swoją drogę. Nie potrafisz milczeć — to koniec.
— Złożyłaś pozew? — cicho zapytał.
— Tak.
— Masz kogoś?
— Nikogo — odcięła Kinga. — Ale mam nadzieję, iż będzie. I on, w przeciwieństwie do ciebie, nie będzie gadał o naszych sprawach. Idź już, Piotr.
Odwróciła się i poszła, czującPiotr stał jeszcze chwilę pod blokiem, po czym odwrócił się i odszedł powoli, a krople deszczu mieszały się z łzami na jego twarzy.