Mój syn błagał mnie, żebym wyprowadziła się do domku letniskowego, ale odmówiłam.
W przytulnym miasteczku na południu Polski, gdzie stare ceglane domy sąsiadują z zielonymi alejami, moje życie wywróciło się do góry nogami przez prośbę syna, która złamała mi serce. Ja, Krystyna, zawsze starałam się dać mojemu młodszemu synowi, Jakubowi, wszystko, co najlepsze. Jego ostatnia prośba postawiła mnie jednak przed wyborem, który podzielił naszą rodzinę.
Byłam przeciwna temu, żeby Kuba żenił się tak wcześnie. Nie dlatego, iż nie podobała mi się jego wybranka, Ania — po prostu w wieku 26 lat dopiero zaczynał budować karierę. Dopiero co znalazł porządną pracę, a już z ogniem w oczach przekonywał, iż jest gotów utrzymać rodzinę. Kuba nigdy nie potrafił czekać — jego impulsywny charakter zawsze brał górę. Pół roku temu ożenił się z Anią, wynajęli mieszkanie w centrum Warszawy. niedługo jednak młodzi małżonkowie zderzyli się z trudną rzeczywistością — czynsz pochłaniał ponad połowę ich dochodów.
Kuba i Ania postanowili oszczędzać na własne mieszkanie. Marzyli o zgromadzeniu wkładu własnego na kredyt hipoteczny — cel szlachetny, ale trudny. Pewnego dnia syn przyszedł do mnie z poważną rozmową, po której krew ścięła mi się w żyłach.
— Mamo, z Anią wpadliśmy na pomysł, jak szybciej uzbierać na mieszkanie — zaczął, patrząc mi prosto w oczy. — Wyprowadź się, proszę, do naszego domku letniskowego. My z Anią na ten czas zamieszkamy w twoim mieszkaniu. W ten sposób zaoszczędzimy na czynszu i szybciej zbierzemy na wkład.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Domek, o którym mówił, był maleńkim budynkiem na obrzeżach osiedla, z minimalnymi wygodami. Kuba mówił dalej, jakby nie widział mojego szoku:
— Tam jest kanalizacja, woda, wszystko, co trzeba. Mamo, pomyśl! Jak tylko uzbieramy na wkład, wrócisz do swojego mieszkania. To tylko tymczasowe rozwiązanie!
Jego słowa zabrzmiały jak zdrada. Patrzyłam na syna, którego wychowywałam sama, odmawiając sobie wszystkiego, żeby on miał wszystko, i nie mogłam uwierzyć, iż prosi mnie, żebym poświęciła swój komfort dla jego marzeń. Nie potrzebowałam dużo czasu, by podjąć decyzję, ale dałam sobie noc, żeby ochłonąć.
Znałam mojego syna. Gdyby on i Ania wprowadzili się do mojego mieszkania, ich zapał do oszczędzania gwałtownie by wygasł. Po co się starać, skoro można żyć w gotowym lokum? Kuba jest człowiekiem, który łatwo przyzwyczaja się do wygód. Wystarczy, iż wyjdzie ze strefy dyskomfortu, i przestanie rozwiązywać swoje problemy. Po prostu zostałby w moim mieszkaniu, a ja tkwiłabym w zimnym domku letniskowym, z dala od miasta.
Poza tym nie byłam gotowa zrezygnować z własnego życia. Wciąż pracuję, a dojazd z osiedla do miasta zajmujełby godzinę. Domek letniskowy to nie miejsce do życia, tylko do odpoczynku. Nie ma tam normalnego ogrzewania, a zimą trudno się tam choćby dostać. Dlaczego mam poświęcać swój komfort, żeby syn przestał walczyć o swój cel? To nie byłaby pomoc, tylko niedźwiedzia przysługa.
Następnego dnia zaprosiłam Kubę i Anię, żeby postawić kropkę nad i. Mój głos drżał, ale byłam nieugięta.
— Nie wyprowadzę się do domku letniskowego — powiedziałam stanowczo. — To nie podlega dyskusji. Ale mogę wam pomóc finansowo, żebyście mogli dalej wynajmować mieszkanie i oszczędzać na swoje.
Kuba zbladł. Jego oczy, zawsze tak ciepłe, teraz błyszczały urazą. Ania milczała, spuszczając wzrok.
— Myślisz tylko o sobie — rzucił syn. — Prosimy nie na zawsze, a ty choćby nie chcesz pomóc!
— Pomóc? — powtórzyłam, czując łzy napływające do gardła. — Całe życie ci pomagałam, Kuba. A teraz chcesz, żebym porzuciła swoje życie dla twoich planów? To nie fair.
Wyszli, nie mówiąc już ani słowa. Od tamtego dnia nasze relacje stały się chłodne jak zimowy wiatr. Kuba i Ania przestali dzwonić, a gdy próbowałam się skontaktować, odpowiadali oschle, jakbym była obca. Moja dusza pękała z bólu — straciłam więź z jedynym synem, którego tak kochałam. Ale wiedziałam, iż postąpiłam słusznie.
Nie mogłam pozwolić, by syn zatrzymał się w pół drogi do marzeń, przyzwyczajając się do wygodnego życia w moim mieszkaniu. I nie byłam gotowa poświęcić siebie, żeby uniknął trudności. Moje życie też ma wartość, i zasłużyłam na prawo do życia we własnym domu, wśród znajomego ciepła. Kuba się obraził, ale wierzę, iż kiedyś zrozumie — mój odmowa nie była egoizmem, tylko próbą nauczenia go samodzielności. A tymczasem żyję z bólem w sercu, mając nadzieję, iż czas uleczy naszą rodzinę.