Czy choćby w największym mroku można znaleźć światło? „Światełko”, serial dostępny na Disney+, pokazuje, iż tak, a tym światłem może być każdy z nas, nie trzeba bohaterów.
O pamiętniku Anne Frank, młodej żydowskiej dziewczyny, która dwa lata II wojny światowej spędziła w ukryciu, słyszeli niemal wszyscy. „Światełko„, miniserial National Geographic, który w Polsce możemy od dziś oglądać na Disney+, rzuca za to więcej światła na postać Miep Gies – odważnej kobiety, u której Anne i jej rodzina znaleźli schronienie przed prześladującymi Żydów nazistami. Miep, cicha bohaterka, otrzymała tym samym pomnik w postaci serialu i jest to pomnik zdecydowanie godny jej czynów.
Światełko – o czym jest serial dostępny na Disney+?
Historię II wojny światowej i Holokaustu zna chyba każdy. Wszyscy wiemy, jak dojście nazistów do władzy w Niemczech w latach 30. na zawsze wpłynęło na losy świata, a los milionów ludzi zamieniło w koszmar – tylko dlatego, iż według wodza, który omamił wściekły i biedny naród, ich pochodzenie było nieodpowiednie. Wszyscy słyszeliśmy o ludziach trafiających do obozów zagłady, o ludziach, którzy ich tam wysyłali. Ale też wszyscy słyszeliśmy o tych, którzy w najmroczniejszych czasach w historii ludzkości potrafili przeciwstawić się złu i stanąć po stronie dobra. To właśnie ci ludzie są tytułowym światełkiem.
Taką bohaterką, takim światełkiem jest właśnie Miep Gies (Bel Powley, „The Morning Show”), którą w serialu poznajemy w roku 1933, gdy ma 24 lata, a jej życie znajduje się na zakręcie. Tylko dzięki swojemu uporowi Miep otrzymuje pracę w małym biurze prowadzonym przez Otto Franka (Liev Schreiber, „Ray Donovan”) – wtedy jeszcze nie może wiedzieć, iż ta praca na zawsze zmieni jej życie. W 1942 roku, gdy naziści będą okupowali Holandię, bohaterka da schronienie swojemu szefowi i jego rodzinie, którzy spędzą w jej domu ponad dwa lata.
Na przestrzeni ośmiu odcinków oczywiście lepiej poznamy wszystkich bohaterów, nie tylko Miep i Otto. Zobaczymy, jaką przemianę przejdzie chociażby mąż głównej bohaterki, Jan (Joe Cole, „Gangi Londynu”), bliżej przyjrzymy się także samej Anne (Billie Boullet, „Fatalna czarownica”), która przez większość czasu będzie zdawała się być pełna nadziei i, mimo całego zła, jakie ją spotkało – wiary w ludzi. Anne z serialu i ta z pamiętników będą do siebie bardzo podobne, twórcy naprawdę zadbali o zgodność ich charakterów. Zresztą, sam serial, choć oczywiście jest tylko fabularyzowaną wersją prawdziwych wydarzeń – i czasem korzysta z praw, jakie mu dzięki temu przysługują – stara się jak najwierniej oddać wydarzenia, o których traktuje.
Światełko – serial National Geographic chwyta za gardło
„Światełko” to w dużej mierze fantastyczna rola Bel Powley, która świetnie portretuje Miep i jej przemianę na przestrzeni lat. Brytyjska aktorka rewelacyjnie oddaje całą siłę, jaka tkwi w jej bohaterce – siłę, której nikt by się po niej nie spodziewał. I to ogromny plus serialu, którego twórcy, Tony Phelan i Joan Rater („Chirurdzy”), nie poszli na łatwiznę, skupiając całą uwagę na rodzinie Franków. Zamiast tego postawili w centrum postać, która do tej pory zwykle znajdowała się w cieniu, a przecież dokonała czegoś, co należy nagłaśniać – choćby jeżeli prawdziwa Miep Gies do końca pozostawała skromną osobą i nie lubiła, gdy mówiono o niej jak o bohaterce.
Na osobną uwagę zasługuje również Liev Schreiber w roli Otto Franka, głowy rodziny i człowieka, który – choć jego życie układało się naprawdę dobrze – nagle musi zdać się na łaskę innych ludzi. Choć Schreibera kojarzyć możemy głównie z ról twardzieli pokroju Raya Donovana, tutaj jesteśmy w stanie zobaczyć go od zupełnie innej strony. Okupacja Holandii przez nazistów i konieczność ukrywania się przed zesłaniem do obozu zagłady zdecydowanie odciskają piętno na jego bohaterze, którego na początku trudno byłoby podejrzewać o odczuwanie strachu.
Jak każda produkcja poruszająca temat Zagłady, także „Światełko” nie jest wolne od patosu. Nie może przecież być. To serial, który wiele razy ściśnie nas za gardło i złamie serce, mimo iż wielu widzów, pewnie choćby większość, wie, jak potoczyły się losy rodziny Franków. Ale choćby w tym mrocznym świecie, gdzie nad bohaterami wciąż wisi widmo dekonspiracji, serial potrafi znaleźć odrobinę lekkości, humoru i nadziei – znów, tytułowe światełko w ciemności. Nic z tego nie wydaje się wciśnięte na siłę, każdy z takich momentów jest bardzo ludzki i przynosi odrobinę ukojenia.
Światełko – czy warto oglądać serial historyczny Disney+?
Takim ukojeniem może być także historia miłosna Miep i Jana, która jest bardzo ważnym wątkiem w serialu zdominowanym przez pokazywanie realiów życia w okupowanym przez nazistów kraju. Wpływ Jana na życie Miep i podejmowane przez nią działania był nie do przecenienia, mężczyzna sam działał także w holenderskim ruchu oporu. Choć ich związek najpierw wydawał się istnieć głównie z rozsądku, oboje z czasem zaczęli żywić wobec siebie coraz bardziej żarliwe uczucia, a twórcom serialu udaje się tę zmianę w ich relacji oddać w scenariuszu sposób wiarygodny i pokazać, jak wzmocniło ją właśnie niesienie pomocy innym.
W ogóle scenariusz to jeden z najmocniejszych punktów serialu. Jak wspomniałem – większość z widzów oglądających „Światełko” będzie prawdopodobnie znała finał historii rodziny Franków. A mimo to twórcom udaje się nieraz utrzymać widza w napięciu, gdy ten będzie drżał o los bohaterów. „Światełko” możecie oglądać na Disney+ tydzień po tygodniu, ale jest też sens – piszę to na podstawie wszystkich ośmiu odcinków udostępnionych mi wcześniej do recenzji – możecie poczekać i obejrzeć je w dwa wieczory, zamiast dawkować sobie w małych, tygodniowych porcjach.
Do recenzowania produkcji takich jak „Światełko” trudno podchodzić zupełnie bez emocji, które mogłyby nieco wpłynąć i zniekształcić finalną ocenę serialu. Próbując jednak odłożyć te emocje na bok, mogę z czystym sumieniem serial NatGeo polecić. Nie bójcie się, nie ma nic złego w fakcie, iż wyprodukowała go stacja kojarzona z produkcjami dokumentalnymi. „Światełko” nie jest zwykłą lekcją historii, daleko mu także od taniego dydaktyzmu. To raczej serial, który – zupełnie jak dzienniki Anne Frank – ma przynieść ludziom nadzieję i pokazać, iż choćby w największym mroku można znaleźć światło.