Remake kultowego (i cudownie kiczowatego) thrillera Curtisa Hansona z lat 90. trafił od razu do streamingu – w USA na Hulu, a w Polsce i reszcie świata na Disney+. Już sama ta decyzja zrodziła pytania, bo Disney zwykle decyduje się choćby na ograniczoną dystrybucję kinową. "Ręka nad kołyską" ominęła jednak sale całkowicie. Czy studio wiedziało, iż nie ma w rękach hitu, a raczej klęskę? Patrząc na efekt końcowy, trudno się nie zastanawiać.
Nowa "Ręka nad kołyską" na Disney+ to niewypał
W nowej wersji poznajemy Polly (Maika Monroe z "Kodu zła"), nianię, która wchodzi w życie pewnej rodziny, udając idealną opiekunkę dzieci. gwałtownie okazuje się, iż pod jej chłodną, zdystansowaną powierzchnią kryje się niecny cel. Chce zdobyć nie tylko sympatię dzieci, ale i… uwagę ich ojca. A przy okazji – usunąć matkę (gwiazda "Scott Pilgrim kontra świat" Mary Elizabeth Winstead) z równania.
Brzmi jak klasyczny thriller lat 90.? Nic dziwnego, reżyserka Michelle Garza Cervera zmienia wiele szczegółów znanych z oryginału, ale trzon historii zostaje ten sam: nieznajoma w domu, matka podejrzewająca, iż dzieje się coś złego, rodzina ignorująca jej rosnący niepokój. Do tego dorzucono wątek psychiatryczny, który ma podkręcić poczucie niepewności: czy Caitlin rzeczywiście widzi zagrożenie, czy znowu popada w paranoję?
Tyle iż Cervera obiera zupełnie inną drogę niż jej poprzednik. Zamiast przerysowanej, kampowej energii oryginału dostajemy film cichy, powolny, budujący napięcie bardziej sugestią niż akcją. Problem w tym, iż atmosfera "powolnej grozy" sprawdza się tylko wtedy, gdy scenariusz ma czym ją podtrzymać, a tutaj... po prostu nie ma.
Zamiast rosnącego napięcia widz dostaje serię drobnych, nie zawsze logicznych sygnałów, z których wiele prowadzi donikąd. A nie ma nic gorszego niż dziury fabularne. Do tego film próbuje być psychologiczny, ale brakuje mu konsekwencji. Gdy już dochodzi do konfrontacji, twórcy wybierają ton bardziej "porozmawiajmy o tym" niż klasyczne zderzenie bohaterów, co dodatkowo odbiera historii moc. Nie na to czeka widz.
Krytycy i widzowie nie zostawili na nowej "Ręce nad kołyską" suchej nitki
Na Rotten Tomatoes film ma zaledwie 43 proc. od krytyków i 27 proc. od widzów. A recenzje? Łaskawe nie są. "Płaski i niepotrzebny remake, który marnuje swój potencjał przez zagmatwaną fabułę i mierne dreszcze. Ratuje go jedynie zaangażowana rola Maiki Monroe" – czytamy w podsumowaniu na RT.
Inni krytycy piszą wprost: "Nie uwierzyłem w ani jedno słowo", "Dialogi są tak słabe, iż wywołują zażenowanie zamiast strachu", "Tyle dziur fabularnych, iż trudno się w to wszystko zaangażować". Praktycznie wszyscy chwalą za to Monroe i Winstead – całkowicie zasłużenie, szczególnie w przypadku gwiazdy "Fargo". Tyle iż choćby świetne aktorki nie są w stanie uratować filmu, któremu przede wszystkim brakuje dobrego scenariusza i... charakteru.
Mimo słabych ocen film "Ręka nad kołyską" błyskawicznie wskoczył do czołówki najchętniej oglądanych tytułów Disney+ w Polsce. Pewnie działa tu nostalgia – wielu widzów chce sprawdzić, jak wypadła współczesna wersja kultowego thrillera z 1992 roku.
Niestety, sądząc po reakcjach, większość jest rozczarowana. To niby nowa wersja klasyka, ale nie wnosi absolutnie nic nowego. Może już czas, by Hollywood przestało bawić się w odświeżanie wszystkiego jak leci? Kasa kasą, ale ile można tych remake'ów...














