Suicide Squad Kill the Justice League — recenzja (PC & PS5). Jak wypadł nowy tytuł stworzony przez Rocksteady?

pograne.eu 7 miesięcy temu

Kilka tygodni temu napisałem parę akapitów na tematach moich oczekiwań związanych z Suicide Squad Kill the Justice League. W tekście opisałem pięć punktów, które według mnie przyczyniłyby się do sukcesu przygód Ligi Samobójców. Czy londyński deweloper sprostał moim wymaganiom? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musiałem rozłożyć poszczególne elementy na czynniki pierwsze. Po dokładnym przeanalizowaniu każdego z aspektów rozgrywki, fabuły oraz struktury łupów doszedłem do pewnych konkluzji. Nie mogę jednak od razu podzielić się z Wami wynikiem badań, dlatego zacznę od wyciągniętych wniosków. Żeby nie przedłużać, przejdźmy do recenzji Suicide Squad Kill the Justice League.

Zrzuty ekranu pochodzą z wersji na PlayStation 5 z wyjątkiem screenów z galerii, które zrobiłem na laptopie.

Zabić superbohaterów nie jest łatwo

Główna linia fabularna jest prosta. Podczas inwazji przeprowadzonej przez Brainiaca superbohaterowie, którzy zwykle ratują świat przed złem i występkiem, zostają poddani praniu mózgów. Praworządni meta-ludzie obracają się przeciwko planecie, której z takim zapałem bronili. Jednak przejęcie kontroli nad Ligą Sprawiedliwości to tylko część planu antagonisty. Jego głównym celem jest całkowite przekształcenie Ziemi na podobieństwo swojego rodzinnego świata — Colu. Aby temu zapobiec szefowa państwowej agencji A.R.G.U.S., Amanda Waller, wszczepia w zagłowie czterech indywiduów ładunki wybuchowe i wysyła ich na samobójczą misję zgładzenia drużyny herosów. Task Force X, czyli kwartet Harley Quinn, Boomerang, King Shark oraz Deadshoot ze sporą dozą niechęci zabierają się do działania. Jest to oczywiście tylko zarys wątku.

Niby jedno zdanie, a tyle pytań.

Wrażenia z historii w Suicide Squad Kill the Justice League

Jeśli macie nadzieję na nieoczekiwane zwroty akcji, to nie znajdziecie takowych zbyt wiele. Co prawda jest kilka scen, które zapadały mi w pamięci, ale większość najważniejszych wydarzeń potoczyła się tak, jak podejrzewałem. Spaczone osobowości naszych przeciwników naprawdę przypadły mi do gustu. Pozbawione uczuć skorupy wzbudzały lęk nie tylko w moich wirtualnych awatarach. Jedyne czego według mnie zabrakło to kilku momentów z członkami Ligi Sprawiedliwości którzy, choć na chwilę, umknęli spod wpływu Brainiaca. Odniosłem wrażenie, iż o ile gracz nie zna tych postaci, zadanie, które ma przed sobą, nie wywrze zbyt dużego wpływu na odbiór Suicide Squad Kill the Justice League jako całości.

Zmartwiła mnie również sama końcówka. Tak naprawdę przyniosła więcej pytań niż miałem na początku. Wolę pominąć szczegóły, żeby nie popsuć komuś zabawy, dlatego napiszę tylko jedno. Po przemyśleniu tematu doszedłem do wniosku, iż tytuł należy traktować jako pilot serialu. Założyłem, iż w przeciągu najbliższych kilku miesięcy Rocksteady z każdym kolejnym sezonem dołoży do historii następną cegiełkę. Czy do tego dojdzie? Tylko czas pokaże. Niestety użytkownicy mający ochotę na dobry scenariusz najprawdopodobniej odejdą zawiedzeni. Szczególnie gdy są fanami poprzednich odsłon produkcji osadzonych w Arkhamversie lub entuzjastami komiksów DC. Warto natomiast zajrzeć do sekcji z audio logami. Jest tam wiele ciekawych informacji na temat postaci oraz wydarzeń poprzedzających inwazję.

Jak widać nie każdy przepada za Drużyną Samobójców.

Miłe chwile z Task Force X

Pomimo wszystkiego, co napisałem, przez cały czas uważam, iż te dwanaście godzin prowadzących do napisów końcowych jest naprawdę przyjemne. Jest to głównie zasługa sporej ilości cutscenek oraz wspaniale dobranych aktorów użyczających głosów postaciom pierwszoplanowym. Tara Strong (Harley Quinn), Daniel Lapaine (Boomerang), Joe Seanoa (King Shark) oraz Bumper Robinson (Deadshoot) wykonali kawał doskonałej roboty. Role drugoplanowe wcale nie wypadają dużo gorzej. Zresztą twórcy również pokazali, na co ich stać. Tak fantastycznych animacji twarzy chyba jeszcze nie widziałem. Dotyczy to przede wszystkim modeli Harleen Frances Quinzel i George’a Harknesa. Nie oznacza to jednak, iż przy reszcie obsady deweloper odstawił fuszerkę.

Nie czytałem zbyt dużo komiksów ze świata DC, więc nie jestem w stanie w stu procentach stwierdzić czy wariacje stworzone przez londyńskie studio zachowują się jak pierwowzory. Mogę natomiast z czystym sumieniem napisać, iż mnie ogromnie przypadły do gustu. Z początku samolubni, w miarę rozwoju wydarzeń potrafili znaleźć wspólny język. Kwestie są pełne humoru, czasem trochę niesmacznego, a przepychanki słowne między nimi wywoływały wybuchy śmiechu. Miły dodatek stanowią także kwestie wypowiadane podczas misji oraz zwiedzania ulic Metropolis. Jedyne co mi przeszkadza, to słuchanie ich po ukończeniu fabuły, ponieważ jest ich mało i odpalają się zbyt często.

Pamiątkowe zdjęcie z Metropolis.

Miasto moje, a w nim pusto?

Nie będę ukrywał, iż miasto stworzone przez studio Rocksteady w Suicide Squad Kill the Justice League daleko ma do Gotham. To zwyczajnie zupełnie inna lokacja i wcale nie jest taka zła, jak ją malują. Mroczne i zapyziałe zaułki zastąpiła kolorowa, oświetlona metropolia. Zamiast spacerujących więźniów teren patroluje armia Brainiaca. Mieszkańcy, których w serii Arkham zabrakło, pochowali się w schronach lub zabarykadowali we własnych domach, więc ulice są puste. Pojawiające się na niebie drony wyszukują i wyciągają biednych nieszczęśników z zakamarków w celu asymilacji. Riddler poukrywał wszędzie swoje trofea oraz zagadki.

Metropolis żyje własnym życiem, tylko trzeba mu się dobrze przyjrzeć. Ulice i dachy są pełne konstrukcji i sprzętów wybuchających podczas potyczek z przeciwnikami. Eksplodujące samochody mogą zranić uciekających wrogów. Tutaj non-stop coś się dzieje i nie ma czasu w nudę. Dlatego wielka szkoda, iż większość misji w otwartym świecie polega na tym samym.

Nocą Metropolis wygląda niesamowicie.

Struktura kampanii w Suicide Squad Kill the Justice League

Jednym z moich oczekiwań było odejście od powtarzalnych zadań. Niestety w tej kwestii się zawiodłem. Miałem nadzieję, iż chociaż podczas głównego wątku dostaniemy coś ciekawego. Cała kampania składa się tak naprawdę z filmików, pomiędzy którymi w kółko robimy to samo. Odstępstw od tej reguły jest wyjątkowo mało. Stanowią być może ze dwie godziny i wraz z przerywnikami zajmują co najmniej jedną trzecią opowiedzianej historii. Reszta to nic nadzwyczajnego i w większości sprowadza się do pokonania przeciwników, eskortowania pojazdu, ratowania cywilów lub obrony punktów kontrolnych. Walki z bossami mogłyby trochę tę monotonię rozwiać, dlatego żałuję, iż sprawdzają się do ciągłego strzelania w jeden cel. Zabrakło mi w nich jakichś wstawek albo dodatkowej mechaniki urozmaicające rozgrywkę.

Odniosłem wrażenie, iż Rocksteady potrzebowało w jakoś wydłużyć fabułę i zabrakło im pomysłów. choćby zadania poboczne wymagają od nas powtarzania opisanych powyżej czynności. Rozumiem, iż miały one spełniać funkcję samouczka, ale w żaden sposób nie zostało to wytłumaczone. Wszytko to już widzieliśmy w niejednym tytule. Jest to spory minus, który przeszkadzał mi najbardziej. Na szczęście, gdy tylko załapałem, na czym polega walka oraz zacząłem bawić się tonami dostępnego sprzętu, zapomniałem o tym niedociągnięciu.

Super imprezka. Zostajemy do środy, a autografy przez telefon.

Tak samo, a jednak inaczej

Do dyspozycji graczy zostali oddani czterej antybohaterowie: Harley Quinn, Boomerang, King Shark oraz Deadshoot. Przyznam się bez bicia, iż na początku byłem lekko zniesmaczony. Niby każda postać poruszała się inaczej, tylko co z tego, jeżeli brakowało mi w tym płynności. Na domiar złego sama rozgrywka członkami Task Force X wyglądała taka samo. choćby różnice w uzbrojeniu nie potrafiły temu zaradzić.

Dopiero po kilku godzinach coś przeskoczyło w mojej głowie. Zacząłem używać wślizgów i idealnych lądowań, dzięki czemu bieganina po dachach Metropolis zmieniła się nie do poznania. Po odblokowaniu dodatkowych zdolności, efektów typu zamrażanie czy podpalanie oraz granatów potyczki nabrały kolorów.

Rozpracowanie pozostałych smaczków zajęło mi około dwudziestu godzin. Wtedy przekonałem się, jak bardzo się myliłem. Dzięki plecakowi odrzutowym Floyd Lawton może zająć pozycję nad polem walki i zdejmować niemilców celnymi strzałami ze snajperki. Nanaue wykorzystuje brutalną siłę, rozpęd i ogromnego miniguna do potężnych szarż prosto w serce akcji. Digger używa skradzionej rękawicy napędzanej mocą Flasha do umieszczania granatów pomiędzy niczego niespodziewającymi się zastępami oponentów. Harley natomiast przeskakuje z grupki na grupkę, nawalają swoim niezawodnym kijem. Tak przynajmniej zbudowałem swoją drużynę Task Force X. Jestem pewny, iż każdy może znaleźć sposób na zbudowanie postaci tak, aby pasowały do jego stylu rozgrywki. Osiągnąć ten cel można, nie tylko przestawiając opcje w drzewku rozwoju, ale również przez dobranie odpowiedniego sprzętu.

Wyżej trzydziestki nie podskoczę.

Do wyboru, do koloru

Dobry ekwipunek to podstawa w Suicide Squad Kill the Justice League. Czasem zmiana jednej część zestawu wpływa pozytywnie na zadawane obrażenia lub dłuższy żywot naszego awatara. Przedmioty dzielą się na kilka kategorii. Oczywiście najważniejsze są spluwy. Do dyspozycji mamy pistolety, uzi, strzelby, karabiny maszynowe oraz snajperki. Granat ma swój osobny slot. Arsenał składa się również z broni białej, modyfikacji pancerza i specjalnego ruchu, wyjątkowego dla każdej postaci. Pakiet zawiera także dwa dodatkowe przedmioty, które służą do zwiększenia losowych statystyk.

To jednak nie wszystko. Ataki bronią białą można ulepszyć, dodając do niej jeden z czterech statusów. Zanim podejmiemy decyzję, musimy zapoznać się z dobrymi i złymi stronami zakładanego efektu. Zamrażanie, na przykład, unieruchamia cel w miejscu, ale praktycznie niweluje obrażenia zadawane wręcz. Takie sople lodu jednocześnie tracą punkty pozwalające na trafienia krytyczne. Z kolei porażenie prądem powoduje, iż każde trafienie w skwarkę jest krytyczne, ale znacznie zwiększa siłę jej pocisków.

Spluwy to nie tylko niebezpieczne zabawki. Stanowią integralną część wielu zestawów i w bardzo interesujący sposób można je wykorzystać. Zresztą tworzenie jak najbardziej wypasionych buildów jest jednym z najprzyjemniejszych doświadczeń oferowanych przez tę produkcję. Każdy ekwipunek możemy przeładować u jednego ze sprzedawców, podmieniając wszystkie statystyki. Kiedy wynik losowania nas zadowoli, udajemy się do kolejnego sklepikarza, który z kolei pozwoli nam na zmianę pojedynczych bonusów. Cały system jest nieźle pomyślany i stanowi ogromną zaletę. Co więcej, kryje się w nim kilka niespodzianek, które polecam odkryć samemu.

Bonusy, efekty, modyfikatory i synergie to najważniejszy element rozgrywki.

Przeciwnicy w Suicide Squad Kill the Justice League

Czymże jednak byłby przepastny arsenał bez wrogów służących do jego testowania? Powiem szczerze, iż dawno nie widziałem tyle modeli w jednym momencie. Armia Brainiaca to zastępy zwykłej piechoty, wielkich bombardierów, kolosów skaczących przez pół mapy oraz zainfekowanych pojazdów. W zależności od rodzaju przeciwnicy mają słabe punkty, które po trafieniu liczone są jako krytyczne. Część z nich jest chroniona specjalną osłoną, którą można zmiażdżyć tylko bezpośrednim ciosem. Niektórzy potrafią odpalić zdolność specjalną. Pojawia się wtedy znacznik i o ile zdążymy trafić takiego spryciarza, zanim do końca się naładuje, skutecznie pokrzyżujemy jego plany. Oprócz normalnych wersji walczymy też z poczwarami wzmocnionymi przez Brainiaca mocami Ligi Sprawiedliwości.

Podczas potyczek dużo się dzieje. Na ekranie co chwila wyskakują powiadomienia, liczby, popupy i co tam jeszcze jesteśmy w stanie wymyślić. Z początku trudno było mi się do tego przyzwyczaić. Dopiero po jakimś czasie wiedziałem, co oznaczają te wszystkie wiadomości. Kiedy już poznałem to i owo przestało to całkowicie przeszkadzać, a choćby często ratowało mi zadek. jeżeli nie przepadacie za takim nieładem, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby to wszystko powyłączać.

Proszę o uśmiech do kamery. To będzie wybuchowe zdjęcie.

W drużynie raźniej

W Suicide Squad Kill the Justice League spokojnie można spędzić wiele godzin samemu. Sztuczna inteligencja postaci sterowanych przez maszynę potrafi zadziwić. Elektroniczni kompani skupiają się na tych samych celach. Kiedy zostaniemy pokonani, natychmiast przybywają z pomocą. Byłem tym mile zaskoczony. Twórcy wprowadzili choćby opcję podmiany botów na awatary dodanych do listy przyjaciół wraz z całym ich ekwipunkiem.

Jednak nic nie podbije zabawy w zgranym składzie. Co prawda z kolegami grałem tylko kilka razy, ale z synem przeżyliśmy sporo miłych chwil. Dodawanie znajomych oraz łączenie się pomiędzy platformami nie sprawia trudności. Zapis postępu znajduje się na serwerach WB, dzięki czemu bez problemu można przeskoczyć na dowolną maszynę. Jedyny mankament to brak transferu trofeów, przez co nie jestem w stanie odblokować jednego pucharku na konsoli.

Ostatnia drużynowa funkcja pozwala tworzyć klany. Wykonując zadania dzienne i tygodniowe podnosimy jego poziom, co owocuje jeszcze większą liczbą sprzętu, bonusami do doświadczenia oraz dodatkowymi materiałami do ulepszania ekwipunku.

POGrange Squad melduje się do służby.

Czy to już koniec Suicide Squad Kill the Justice League?

Pora wspomnieć kilka słów o end-gamie. W końcu mamy do czynienia z GaaS’em, który bez takowego za długo by nie przetrwał. Najciekawszy element składowy zawartości odblokowanej po ukończeniu kampanii jest tryb hordy. Wskakujemy w nim na zamkniętą mapę, gdzie możemy siać zniszczenie do woli. Im więcej oponentów wyślemy do piachu, tym trudniejsze będą nadciągające posiłki. Szkoda tylko, iż nagrody nie są adekwatne do włożonego w taką rozgrywkę czasu.

Najlepsze przedmioty dostajemy w Najazdach. Specjalnie czekałem z napisaniem tego akapitu, mając nadzieję, iż trzy dostępne wersje zostaną zastąpione czymś innym. Tak to często w grach usługach działa. Poczułem ogromny zawód, gdy zalogowałem się do gry i moim oczom ukazały się te same misje. Liczyłem na miłe zaskoczenie. Na domiar złego podczas Najazdów wykonujemy dokładnie te same zadania, z którymi zetknęliśmy się w kampanii. Gdyby walka nie była tak dobra, prawdopodobnie odłożyłbym kontroler dawno temu. Będę mocno trzymał kciuki, aby kolejne sezony wprowadziły jakieś urozmaicenie.

Dla chętnych pozostaje także odnalezienie poukrywanych przez Człowieka Zagadkę trofeów oraz rozwiązanie jego zagadek. Dodatkowo po dachach rozsiane są wyzwania testujące wasze zdolności w poruszaniu się po Metropolis.

Za co by się teraz zabrać?

Techniczny (prawie) majstersztyk

W SSKtJL grałem zarówno na laptopie Asus’a (Rog Strix G17 – R7-5800H, 16GB RAM, GeForce 3060), jak i na konsoli PlayStation 5. Po drobnych zmianach w ustawieniach na tym pierwszym doprowadziłem do w miarę płynnej rozgrywki. Nie było to niestety ciągłe 60 klatek na sekundę, ale mogłem spokojnie grać. Sprzęt Sony natomiast to już zupełnie inna spawa. Produkcja działa na nim doskonale. Co prawda zdarzały się spadki FPSów, ale na ekranie biegała wtedy masa tałatajstwa i roiło się od wybuchów granatów. I tak stan techniczny, szczególnie na konsoli, uważam to za cud. Zresztą w żaden sposób nie psuło to zabawy.

[See image gallery at pograne.eu]

Postacie wyglądają fenomenalnie. Animacje dopracowane są w najdrobniejszych szczegółach. Widok na miasto nie raz zaparł mi dech w piersiach. Szczególnie nocą, kiedy można podziwiać światła neonów oraz reflektorów. Według mnie dawno nie było tak otwartego, a zarazem interaktywnego otoczenia w grze usłudze. Deweloper dołożył wszelkich starań, aby zbalansować wydajność i wygląd. Wprowadzenie cross-progresu oraz cross-play’u to też świetny ruch. W związku z tym, iż nie jestem specem od tych wszystkich DLSS-ów, FSR-ów i Ray Traycing-ów polecam zapoznać się z techniczną recenzją Digital Foundry.

Ciężko mi polecić Suicide Squad Kill the Justice League, ale…

Niezmiernie cieszy mnie, iż Rocksteady spróbowało czegoś nowego. Uważam, iż ich pierwsze podejście do gry usługi jest naprawdę udane. Nie zmienia to jednak faktu, iż na pewno nie można go nazwać idealnym. Fabułę, pomimo tego, iż zła nie jest, wypełnia masa praktycznie takich samych misji. Cały end-game polega na powtarzaniu zadań, które widzieliśmy już nie raz. Na szczęście całość ratuje bardzo przyjemna walka połączona z niezwykle dobrze rozwiniętym system ekwipunku. Teren działań może i nie jest ogromny, ale przyjemnie się go eksploruje. Bohaterów można rozwijać choćby po wskoczeniu każdym na najwyższy poziom.

Nie ukrywam, iż zarówno fani przygód dla pojedynczego gracza, jak i ci, skupieni na głębokiej fabule raczej Suicide Squad Kill the Justice League nie pokochają. o ile natomiast lubicie zabawę w wymyślanie build’ów, dopracowywanie swoich rotacji oraz podnoszenie numerków znajdziecie tutaj całkiem sporo frajdy, która starczy Wam na wiele godzin. Zdaję sobie sprawę, iż tytuł nie przyjął się najlepiej. Moim zdaniem jest to nie najgorszy live-service. Mam nadzieję, iż twórcy dotrzymają obiecanych terminów, a zawartość DLC będzie zadowalająca. Na pewno pomoże to Lidze Samobójców odbić się od dna.

Po około 70 godzinach przez cały czas mi mało. Kiedy grałem w Destiny 2, Fortnite czy Genshin Impact w zasadzie każdego dnia spędzałem w nich trochę czasu. Wygląda na to, iż i w Suicide Squad Kill the Justice League będę miał ochotę codziennie odwiedzać ulice Metropolis. Jestem również pewny, iż chętnie wpadnę na parę sesji, gdy tylko pierwsza dodatkowa zawartość zawita na moim dysku.

Po ukończeniu fabuły otrzymujemy dostęp do kilku nowych rzeczy.

Słowo końcowe

Na zakończenie chciałbym zaznaczyć trzy rzeczy. Po pierwsze, grę należy oceniać po tym, jaka jest, a nie jaka mogłaby być. Dlatego postarałem się odciąć od jakichkolwiek uczuć związanych z poprzednimi produkcji w uniwersum Arkham. Po drugie, jestem pewny, iż nie opisałem wszystkiego tak dokładnie, jakbym chciał. Nie jestem pewny czy wydłużając jeszcze ten tekst, utrzymałbym zainteresowanych czytelników do końca. Dołożyłem natomiast wszelkich starań, aby wspomnieć o najważniejszych cechach, abyście mogli dokonać świadomego zakupu. Po trzecie, powyższy tekst to moje odczucia, które zebrałem podczas rozgrywki. o ile nie zgadzacie się z tym, co napisałem, jest to Wasze pełne prawo. Z miłą chęcią poznam wasze zdanie i poprowadzę kulturalną dyskusję na naszych mediach społecznościowych, do których linki znajdziecie poniżej.

Gameplay (PS5 & PC)


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Kup Suicide Squad Kill the Justice League (PC)

Idź do oryginalnego materiału