"Sprostowanie" to pełen twistów i erotyzmu thriller w oscarowej oprawie – recenzja serialu Apple TV+

serialowa.pl 2 godzin temu

Kiedy twórca pokroju Alfonso Cuaróna zabiera się za swój pierwszy serial, nie można przejść koło niego obojętnie. Czy jego „Sprostowanie” oparte na powieści o tym samym tytule spełnia oczekiwania? Tego dowiecie się niżej.

Nawet jeżeli o tytule przesadnie nie dyskutowano przed premierą, trudno było nie postrzegać „Sprostowania” jako jednego z najbardziej intrygujących seriali sezonu. Debiut na prestiżowym festiwalu filmowym w Wenecji, ceniony reżyser-autor za sterami czy wreszcie gwiazdorska obsada, w której najjaśniej lśni Cate Blanchett („Mrs. America”). Podliczając samą liczbę Oscarów najważniejszych członków i członkiń produkcji, można było dostać zawrotu głowy (doszukałem się 11 statuetek i aż, uwaga, 40 nominacji). Czy ten wyszukany sztafaż ma jednak przełożenie na rzeczywistość? Owszem. Ale tylko do pewnego stopnia.

Sprostowanie – o czym jest serial z Cate Blanchett?

Alfonso Cuarón („Roma”, „Grawitacja”), bo to o tym reżyserze-autorze tutaj mowa, osobiście nakręcił, wyprodukował, zmontował (do spółki ze swym stałym współpracownikiem, Adamem Goughiem) i zaadaptował „Sprostowanie” według powieści Renée Knight na mały ekran. Licząca siedem odcinków produkcja (widziałem przedpremierowo wszystkie) platformy Apple TV+ została rozplanowana jak film liczący siedem rozdziałów. Każdy z nich zaczyna się niemalże w tym samym miejscu, w którym skończył się poprzedni. I każdy przypomina dzieło autora, który chce, by jego pracę oglądano na dużym ekranie.

„Sprostowanie” (Fot. Apple TV+)

Dwa pierwsze odcinki, które od dziś możecie oglądać na platformie z podgryzionym jabłuszkiem, gwałtownie dają nam do zrozumienia, iż mamy przed sobą utwór twórcy „Ludzkich dzieci”. Szeroki kadr, w którym elementów jest więcej niż Oscarów na koncie Cuaróna, zgłębia trzy wątki narracyjne. Pierwszy z nich zabiera nas na wycieczkę z parą nastolatków do Włoch. Drugi przygląda się jesieni życia emerytowanego nauczyciela. Trzeci zaś, ten najważniejszy, śledzi losy cenionej dziennikarki i dokumentalistki, która opowieść zaczyna, odbierając nagrodę za kolejny sukces w karierze.

„Uważajcie na narrację i formę. Ich moc może zbliżyć do prawdy, ale w obliczu naszych głęboko zakorzenionych przekonań i osądów, może być bronią o wielkiej manipulacji. Panie i panowie, bądźcie świadomi” – słyszymy z ust prezenterki podczas ceremonii, na której Catherine Ravenscroft (Blanchett) otrzymuje statuetkę. W tym krótkim, ale treściwym przemówieniu mieści się w gruncie rzeczy idea serialu Cuaróna. Reżyser chciałby, by obrana przez niego forma i narracja pełniła funkcję wytrycha w przekonania i osądy widza. Czy mu się tu udaje? Owszem. Ale do pewnego stopnia.

Sprostowanie – Cuarón i przerost formy nad treścią

No dobrze, ale o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi? W przypadku „Sprostowania” fabuła wymaga od widza nieco cierpliwości. Choć z początku trzy wątki narracyjne nie mają ze sobą wiele wspólnego, z czasem układają się w zgrabną całość. Łączy je pewna powieść, która ląduje u drzwi Catherine. Pochłonięta lekturą dziennikarka z przerażeniem dochodzi do wniosku, iż to ona jest jej czarnym charakterem. Książka otwiera zabliźnione rany, odkopuje dawno zakopane sekrety i eksploduje niczym granat wewnątrz względnie ułożonego życia.

„Sprostowanie” (Fot. Apple TV+)

Na przestrzeni serialu obserwujemy, jak Catherine traci grunt pod nogami. Kruszy zaufanie męża (Sacha Baron Cohen, „The Spy”), marnuje szansę na kontakt z synem (Kodi Smit-McPhee, „Psie pazury”), a jej autorytet zawodowy zaczyna ginąć pod ciężarem cancel culture. Wszystko przez coś, co wydarzyło się dawno temu na urlopie we Włoszech. Coś, o czym wie emerytowany nauczyciel, Stephen Brigstocke (Kevin Kline, „Rybka zwana Wandą”). Coś, w co zamieszany był jego syn, Jonathan (Louis Partridge, „Pistol”). Kiedy prawda wyjdzie na jaw, zaboli wszystkich wokół.

Cuarón snuje opowieść w ramach thrillera psychologicznego oszczędnie (jeśli chodzi o treść), a zarazem wytwornie (jeśli chodzi o formę). Wsparty mistrzami operatorskimi – za zdjęcia odpowiadają Emmanuel Lubezki z „Grawitacji” i Bruno Delbonnel z „Amelii” – autor mnoży środki wyrazu, eksperymentuje z formą i powtarza znane trici. Mamy więc w „Sprostowaniu” długaśne ujęcia i szerokie obiektywy; mamy jazdy kamery, która goni za bohaterami wzdłuż i wszerz, na zewnątrz i wewnątrz; mamy rozedrganie, detale i zabawę z utrzymaną w kontraście paletą barw. To wszystko wspiera treść, która… wcale tego nie potrzebuje?

W ostatecznym rozrachunku fabuła „Sprostowania” jest tyleż ważna społecznie, co po prostu wtórna i banalna. Mało tego, jej treść uderza w prymitywne instynkty, przez co dyskurs o cancel culture, shamingu czy victim blamingu sprowadza się tutaj na dobrą sprawę do sensacji czy kreślonych grubą krechą tanich analogii i paralel. Cuarón chciał, byśmy wspomniane na początku ostrzeżenie o narracji i formie traktowali metafilmowo; żebyśmy nabrali się tak samo, jak bohaterowie serialu. Pewnie udałoby się to w przypadku lepszej historii – takiej bez zbędnych naciągnięć i dziur logicznych.

Sprostowanie – czy warto oglądać serial Apple TV+?

Problem „Sprostowania” polega na tym, iż tylko niektóre z popisów wizualnych Cuaróna i ekipy działają na rzecz opowieści (jak choćby quasi-bondowskie zwężenie kadru do koła wielkości dziurki od klucza sugerujące, iż otrzymujemy jedynie fragment całej opowieści). Inne zdają się niczym więcej, jak tylko fanaberią twórcy uzależnionego od błyskotek i kinowego „dziania się”, które w medium takim jak telewizja/streaming nie zawsze jest potrzebne. Jak tlen potrzebny jest za to dobry scenariusz, a takim serial Apple’a nie został niestety obdarowany.

„Sprostowanie” (Fot. Apple TV+)

Podobnie rzecz ma się w przypadku pozornie świetnych występów gwiazd, które balansują na granicy maniery (Blanchett, ale również Baron Cohen wiecznie grający pod nutę żałośnie bezrefleksyjnego męża) i krindżu – podczas gdy Leila George („Królestwo zwierząt”) w roli młodszej Catherine pozostaje od początku do końca wiarygodna, partnerujący jej Partridge boleśnie nie odnajduje się w konwencji. Zupełnie, jakby otrzymali wskazówki, by na ekranie miało być ich „więcej”. Czasem mniej znaczy lepiej. Jako jeden z niewielu wiedział to powściągliwy i niejednoznaczny Kevin Kline.

Nawet jeżeli „Sprostowanie” to nie do końca udany dramat, serial sprawdza się zupełnie nieźle jako erotyczny thriller psychologiczny z dużą dawką seksu i kilkoma twistami. Cuarón jest w końcu na tyle utalentowanym filmowcem, iż choćby jego najsłabsze produkcje biją na głowę przeciętniaki kolegów po fachu. Jego pierwszy odcinkowy projekt nie zostanie może streamingowym odpowiednikiem świetnego „Tár” z Blanchett, ale są tutaj momenty maestrii autora, który z lepszym materiałem w garści ulepiłby małe arcydzieło. Koniec końców „Sprostowanie” wygląda jednak trochę tak, jakby Harlan Coben skończył łódzką filmówkę i pokazał wszystkim, iż teraz umie też kręcić.

Odkładając żarty na bok, serial można ostatecznie polecić choćby fanom eleganckich thrillerów. Mieliśmy w tym roku już kilka udanych produkcji, w których jednostka toczyła psychologiczną walkę ze swoją kuriozalną nemezis (patrz: „Reniferek„). Żaden z nich nie był podpisany pismem Alfonso Cuaróna. A to wciąż jednak o czymś świadczy. jeżeli historia was nie powali, zawsze możecie sobie popatrzeć, jak Cate Blanchett przez siedem minut przemierza londyńskie ulice w deszczu.

Sprostowanie – kolejne odcinki w piątki na Apple TV+

Idź do oryginalnego materiału