Niedawno skończyłam pięćdziesiąt dwa lata. Żyłam zwyczajnie – dom, praca, mąż, dzieci. Typowa codzienność. Ale z biegiem lat życie rodzinne zaczęło tracić kolory. Dzieci już dorosłe, nie potrzebują tyle mojej uwagi. Uczucia do męża zgasły, a my funkcjonujemy raczej jak współlokatorzy – bez wspólnych pasji, bez wspólnych planów. Nie tylko kobieta, ale każdy człowiek w końcu się tym zmęczy.
Na początku lata mieliśmy spotkanie klasowe. I tam znów zobaczyłam swoją szkolną miłość. Michał – tak samo jak kiedyś – miał w oczach to coś. Przez cały wieczór czułam się jak nastolatka, która znów patrzy z zachwytem na chłopaka z pierwszej ławki.
Zaczęliśmy rozmawiać, wymieniać się wiadomościami, spotykać. I gwałtownie się okazało, iż on ma w domu dokładnie to samo co ja – martwe uczucie, życie „obok”. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy byli dwiema bratnimi duszami, które po latach znowu się spotkały. I ja poczułam, iż skoro nie wyszło nam w liceum, to może właśnie teraz mamy swoją drugą szansę.
Michał był świeżo po rozwodzie – odszedł, bo nie był szczęśliwy. Już wtedy, pierwszego wieczoru, powiedział mi, iż nie zamierza mnie już nigdy puścić. I nie puszcza. Nalega, żebym złożyła papiery rozwodowe. A ja… zakochałam się. Jak dziewczynka.
Teraz wiem, iż to, co nas łączy, jest prawdziwe. I iż jestem gotowa się rozwieść. Ale też doskonale rozumiem, iż moje dzieci tego nie zaakceptują. Tak samo jak mój mąż – a pewnie i wielu ludzi wokół. Bo przecież mam „status”, jestem żoną, matką, kobietą po pięćdziesiątce – i „powinnam znać swoje miejsce”.
Tylko iż ja już nie chcę się tym przejmować. Chcę znów poczuć miłość. Chcę znów czuć się ważna, kochana, żywa. Może to egoistyczne, może to niewygodne dla innych, ale jak mam to przezwyciężyć?
Wiem, iż dzieci mogą mnie nie zrozumieć. Nie wiem, co o mnie pomyślą, gdy się dowiedzą, ale w końcu – to moje życie. A nie ich. Czy naprawdę muszę się z tego tłumaczyć dorosłym ludziom? Oni mają swoje życie, swoje szczęście. To czy nie mają się cieszyć, iż ja też chcę być wreszcie szczęśliwa?
Nie wiem, dokąd mnie to wszystko zaprowadzi. Ale czuję, iż nie potrafię już dłużej udawać. Nie chcę spędzić reszty życia z człowiekiem, który mnie nie dostrzega, i dla którego jestem jedynie tłem. Dzieci już z nami nie mieszkają. I choć zawsze będą moimi dziećmi – ja też mam prawo do czegoś więcej niż samotność i ciche wieczory przy herbacie.