Spotkałam się z kochanką męża gotowa na wszystko… ale odeszłam z innym uczuciem.

newsempire24.com 1 dzień temu

Przyjechałem do kochanki mojego męża, gotowy na wszystko… ale wyszedłem stamtąd z zupełnie innym uczuciem.

Nazywam się Marek, a jeszcze kilka miesięcy temu byłem pewien, iż wiem wszystko o życiu, małżeństwie i zdradzie. Ale jedna wizyta przewróciła moje myślenie do góry nogami. Teraz, gdy ból już trochę osłabł, chcę opowiedzieć, jak przyjechałem do kochanki mojej żony, gotowy rzucić się na nią z pięściami… a skończyłem na tym, iż się z nią zaprzyjaźniłem.

Dwa miesiące temu moja żona, Danuta, odeszła. Po prostu spakowała walizkę i powiedziała, iż nie wytrzyma już atmosfery ciągłych pretensji. Byłem w szoku. Żyliśmy razem dziesięć lat, i choć dawno nie było między nami ani namiętności, ani bliskości, nie sądziłem, iż się ode mnie wyprowadzi. A już na pewno nie podejrzewałem, iż odchodzi się do innego mężczyzny.

Kiedy dowiedziałem się adresu tego Jacka – tak miał na imię – coś we mnie pękło. Byłem jak napięta struna. Serce waliło mi jak młot, a ręce się trzęsły. Pojechałem do niego, do jego domu na przedmieściach Lublina, wściekły, upokorzony, gotowy rzucić się na niego jak ostatni awanturnik. Chciałem wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co miałem w sercu. Chciałem odzyskać moją żonę. Albo przynajmniej zrozumieć – dlaczego on?

Drzwi otworzył wysoki, szczupły mężczyzna po czterdziestce. Nie było w nim śladu uśmiechu, tylko zmęczenie w oczach i coś, co wyglądało na cichy smutek.

– Więc to ty… – rzuciłem od progu. – To ty zabrałeś mi żonę?

– Jestem Jacek – odpowiedział spokojnie. – A Danuta pojechała pomóc mojej siostrze w remoncie. Wróci jutro. Wejdź. Chcesz herbatę? A może świeże mleko? Dopiero co doiłem krowę.

To mnie powaliło. Przyjechałem, żeby walczyć, a tu mnie mlekiem częstują! Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Wszystko w domu było proste, ale schludne, z charakterem. Pachniało ziołami, a na półkach stały książki, albumy, w kącie kosz z wełną.

– Czym ją zdobyłeś? – spytałem ostro. – Rzuciła dom, miasto, wygodne życie… dla tego?

– Zapytaj jej. Przyszła sama. Nie namawiałem jej.

– No tak, oczywiście! – prawie krzyczałem. – A ty tylko czekałeś, aż jakaś kobieta z miasta, z pensją, z samochodem, wpadnie ci w ręce!

Jacek spojrzał na mnie z politowaniem.

– Marek, sam wychowałem córkę. Żony nie mam od lat. Umiem ciężko pracować i nie mam złudzeń. Ale umiem też szanować ludzi, których kocham. Może właśnie to przyciągnęło Danutę.

– Na pewno tylko narzekała na mnie! A ty to wykorzystałeś, żeby wbić się między nas!

– Nie narzekała – odparł cicho. – Niektóre rzeczy mi opowiadała. To, jak wracała do domu i co wieczór słyszała, ile jeszcze musi dla ciebie zrobić. Jak często wytykałeś jej błędy przed znajomymi, jak robiłeś awantury. A ona tylko chciała spokoju. Chciała, żeby ktoś na nią czekał. Bez wymówek.

Zamilkłem. Nagle poczułem się dziwnie nieswojo. W Jacku nie było złości ani fałszywej goryczy. Tylko szczerość.

– Ty też jesteś zmęczony, Marek – dodał. – Masz w sobie żal i ból. Ale nie kłóćmy się. jeżeli ona zechce odejść, nie będę jej trzymać. U nas jest po prostu… cicho.

Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie miałem odpowiedzi. Usiadłem przy stole, piliśmy herbatę. Postawił przede mną placek, przyniósł miód, domowy twaróg.

A potem powiedział:

– Zostań na noc. Już ciemno. Możemy jeszcze porozmawiać. Śpi w pokoju córki, ona studiuje w Krakowie.

Zostałem. Prawie nie spałem. Przez głowę przebiegały mi słowa Jacka, wspomnienia kłótni z Danutą, tego, jak obwiniałem ją za moje własne niezadowolenie z życia, jak krzyczałem, oskarżałem, użalałem się nad sobą… a nie widziałem, jak gasła przy mnie.

Rano wstałem cicho i zostawiłem mu kartkę:

*„Jacku, przyjechałem tu, żeby cię pokonać. A wyjeżdżam z szacunkiem. Dzięki, iż nie upokorzyłeś mnie ani nie wyrzuciłeś. jeżeli los da ci szansę na szczęście – wykorzystaj ją. A jak będziesz w Lublinie, wpadnij na herbatę.”*

Wyszedłem. Bez awantur. Bez krzyków.

Danuta nie wróciła. Ale już choćby tego nie chciałem. Teraz wiem: gdy ktoś odchodzi, znaczy, iż naprawdę było mu źle. A jeżeli znalazł ciepło, którego ja nie potrafiłem dać… to niech będzie szczęśliwy.

A ja? Mam jeszcze całe życie przed sobą.

Idź do oryginalnego materiału