Wybuchnęłam śmiechem: czyli ja z alimentów, które mój eks płaci na swoje dziecko, powinnam płacić alimenty za brata na jego dzieci?
Moja mama uważała jednak, iż wszystko w porządku i powinnam pomóc bratu. Ta historia zaczęła się kilka lat temu, gdy moje życie już przypominało pokręcony serial.
**Rozwód i nowa rzeczywistość**
Rozstaliśmy się z mężem, gdy nasz synek miał pięć lat. Było ciężko: kłótnie, podział majątku, sądy w kółko. W efekcie zostałam z dzieckiem, a były mąż zobowiązał się płacić alimenty. Suma, niestety, nie powala – 25% jego urzędowej pensji, która, jak to zwykle bywa, była śmiesznie niska. Naprawdę zarabiał dużo więcej, ale udowodnić to w sądzie się nie udało. Żyłyśmy więc skromnie: ja pracowałam w biurze, dorabiałam freelancingiem, a alimenty szły na przedszkole i zajęcia dodatkowe syna.
Mama zawsze mnie wspierała. Pomagała z dzieckiem, przynosiła zakupy, czasem dorzucała trochę złotówek. Miała jednak jedną słabość – mojego młodszego brata, Marka. Ma 28 lat i wiecznie wpada w tarapaty: raz zwalnia się z pracy, raz rozstaje z dziewczyną, raz nabija długi. Mama uważała, iż ja, jako starsza siostra, powinnam go „ciągnąć”. Nie miałam nic przeciwko małym pomocom, ale to, co nastąpiło później, wytrąciło mnie z równowagi.
**Brat i jego „rodzinne sprawy”**
Marek ma dwoje dzieci od dwóch różnych kobiet. Z pierwszą rozstał się, gdy ich córeczka miała dwa lata, z drugą – gdy synek skończył roczek. Powinien płacić alimenty na oboje, ale, jak się domyślacie, nie płaci. Pracuje na czarno, dorabia tu i ówdzie, oficjalnie jest „goły”. Jego eks-partnerki składały pozwy, ale co z tego – głuchemu się dzwoni.
Pewnego dnia mama przychodzi do mnie i oznajmia: „Kasia, trzeba pomóc Markowi. Jego była grozi pozwem za niepłacenie alimentów, może wylądować za kratkami. Nie chcesz przecież, żeby twój brat siedział?”. Zdziwiłam się: „Mamo, a ja tu niby do czego? Niech sam ogarnia”. Ale mama już miała plan. Stwierdziła, iż powinnam przejąć alimenty Marka. Przecież mam przychód – alimenty od byłego męża, więc z nich mogę płacić.
**Absurdalna logika i rodzinny dług**
Początkowo myślałam, iż to żart. Jak to – płacić alimenty za brata z pieniędzy, które idą na mojego syna? Ale mama mówiła poważnie. Tłumaczyła, iż „powinnam ratować rodzinę”, iż Marek „wpadł w tarapaty”, a ja, jako starsza, muszę go wyciągnąć. choćby przywołała historie z młodości, jak pomagała swoim rodzeństwu. Próbowałam wyjaśnić, iż to nie to samo, iż u mnie każdy grosz jest policzony, ale mama nie słuchała.
Co więcej, już zdążyła pogadać z Markiem, a ten najwyraźniej był zachwycony pomysłem. Zadzwonił i zaczął opowiadać, jak mu ciężko, jak go „duszą”, i jak ja mogę „łatwo to rozwiązać”. Byłam w szoku. Zapytałam: „Marek, ty serio? Chcesz, żebym płaciła za twoje dzieci z alimentów na mojego syna?”. Odparł: „No wiesz, Kasia, nie jest mi teraz łatwo. A ty masz stabilnie.”
**Moja decyzja i konsekwencje**
Odmówiłam. Stanowczo. Powiedziałam, iż nie zamierzam odbierać swojemu dziecku, żeby przykrywać nieodpowiedzialność brata. Mama obraziła się, nazwała mnie „egoistką” i „niewdzięczną”. Marek też wściekał się, iż „zostawiłam go w potrzebie”. Przez kilka tygodni prawie nie rozmawialiśmy. CzOstatecznie Marek jakoś się wykręcił – pewnie znów obiecał swojej byłej złote góry, a może po prostu uciekł w siną dal, tak jak zwykle.