Wystawa Alexandry Grant wpisuje się także w wystawienniczy cykl, w którym Muzeum prezentuje sylwetki i twórczość niezależnych i nieprzeciętnych kobiet – pisarek, poetek i artystek, które walczyły nie tylko o własne prawo do artystycznej wypowiedzi, ale też o prawa innych kobiet. Bohaterkami naszych wystaw były m.in. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (2006), Gabriela Zapolska i Leonor Fini (2011), Maria Dąbrowska i Zuzanna Ginczanka (2015) oraz Wisława Szymborska (2017). Wystawa Grant jest jednak pierwszą w pełni monograficzną wystawą współczesnej artystki zagranicznej.
Koncepcja ekspozycji Alexandra Grant. Słowo. Obraz. Przestrzeń podkreśla wszechstronność artystki oraz jej fascynacje literackie. W ramach projektu zostaną zaprezentowane jej prace malarskie, rzeźbiarskie, fotograficzne, instalacja wideo i projekty wydawnicze. Najważniejszą częścią wystawy będą prace inspirowane poezją Wisławy Szymborskiej – z cyklu Szepty z 2009 roku – oraz dzieła nowe, przygotowane specjalnie na potrzeby wystawy, jak wielkoformatowa instalacja rzeźbiarska z drutu oraz prace wykonane w technice neonu. Artystka zaprezentuje również cykl prac powstałych we współpracy ze znanym pisarzem hiperfikcji Michaelem Joyce’em, na podstawie jego wiersza Nimbus (2003). Jedną z kluczowych idei ekspozycji jest ukazanie artystycznej relacji Grant z Szymborską oraz Joyce’em. Neony, druciane rzeźby-instalacje oraz malarskie tonda to dzieła sitespecific, zaprojektowane specjalnie na wystawę i dostosowane do zabytkowych przestrzeni Muzeum Literatury. Osobnym zagadnieniem, ale związanym z wątkiem literackim, będzie prezentacja działalności wydawnictwa X Artists’ Books, współprowadzonego przez Alexandrę Grant z Keanu Reevesem, oraz części prywatnego archiwum artystki z Los Angeles.
Wystawa Alexandra Grant. Słowo. Obraz. Przestrzeń powstała w ścisłej współpracy z artystką oraz Ireną Kain, promotorką sztuki polskiej w Szwajcarii i w Niemczech, inicjatorką i współkuratorką ekspozycji. Dr Anna Lipa, kustosz Muzeum Literatury jest kuratorką i autorką strategii wystawienniczej projektu, uwzględniającej także dokumentację samego procesu powstawania i montażu dzieł przez artystkę. Fotoreportaż z przebiegu instalacji zostanie zamieszczony na naszej stronie internetowej w dniu wernisażu.
Do grona instytucji, które wsparły nasz wielowymiarowy projekt, dołączyły Fundacja Korporacja Ha!art oraz Fundacja Wisławy Szymborskiej, która wyraziła zgodę na włączenie wystawy Alexandry Grant w kalendarz obchodów Roku Wisławy Szymborskiej (2023), ustanowionego przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej, jako projekt ich zamknięcia w 2024 roku.
Wystawie towarzyszy obszerny polsko-angielski katalog oraz bogaty program, na który składają się m.in. działania edukacyjne przeznaczone dla dzieci i młodzieży, spotkania, wykłady i warsztaty poświęcone poezji Wisławy Szymborskiej oraz panel dyskusyjny na temat literatury elektronicznej i pionierskiej roli, jaką odegrał w jej rozwoju Michael Joyce.
Michael Joyce
„Zmysł udziału” – o Alexandrze Grant
Moja kooperacja z Alexandrą Grant zaczęła się jakieś dwadzieścia lat temu, kiedy artystka, zbierając w sieci materiały do projektu dotyczącego rysowania w przestrzeni, guglowała słowo domesticity (życie domowe; domowość) i natknęła się na tekst o takim tytule, pochodzący z mojego hipertekstu „Reach” opublikowanego w „The Iowa Review Online” [ref]https://archive.the-next.eliterature.org/TIRweb/tirweb/archives/michael_joyce/domesticity.html[/ref]. Skontaktowała się ze mną, żeby zapytać, czy może wykorzystać cytat z niego w swojej pracy.
Przeprowadziłem własne poszukiwania i odkryłem, iż w pewnej galerii w Los Angeles specjalizującej się w nowym rysunku Alexandra wystawiała wielkoformatową pracę (wymiarów ok. 3m x 1,2m) – rysunek powstały w wyniku złożonego procesu intramediacji wychodzącego od tekstu, przełożonego na tekstową rzeźbę z powyginanego drutu, której cień zapisano na papierze. Odpowiedziałem na jej mail, pytając, czy miałaby ochotę zrobić coś ze mną.
I tak zaczęliśmy bliższą współpracę, wymieniając się dziełami, projektami i pomysłami, a także strategiami wystawiania i publikacji w Internecie. Jedna z naszych wspólnych prac to Nimbus – duża, ponad dwumetrowej wysokości, kinetyczna rzeźba z drutu oparta na moim tekście, składająca się z sieci słów wyplecionych z drutu, układających się w wirującą kulistą formę. Ruchome cienie rzucane przez tę instalację na ściany galerii sprawiają, iż eteryczne włókna migoczą, gdy patrzy się na nie z ulicy. Tekst znika w swojej formie – by użyć słów Alexandry – „raczej pozostając w ukryciu niż ujawniając się”.
Powstałą po pewnym czasie serię wspólnych tekst-obrazów nazwaliśmy, idąc za Hélène Cixous – pewnie na skutek moich profesorskich nacisków –„indécritions”, co można by luźno przetłumaczyć jako „nie-opisy”, ale również dlatego, iż oboje byliśmy pod wpływem jej pism, jednak po jakimś czasie eksperymentowania porzuciliśmy ten termin i po prostu dobrze się bawiliśmy.
Niedługo potem napisałem teksty, do serii czterech paneli o rozmiarach 3m x 1,2m, zainspirowanych książką Cixous Three Steps on a Ladder of Writing, do których z dużą niepewnością – za namową Alexandry – dołożyłem minimalistyczne rysunki i tło.
Mimo to, kiedy myślę teraz o ideach kodowania, korespondencji i mediacji, sądzę, iż jednak „indécritions” ma coś do zaoferowania jako termin odnoszący się do badania przechodzenia od obrazu do tekstu i na odwrót. To słowo-walizka miało w równym stopniu nawiązywać do pojęć niepisania i nierysowania, które pojawiają się nie tylko przy przejściu z jednego języka na drugi, ale także z tekstu do obrazu, z mowy do pisma i od reprezentacji w dwóch wymiarach do trójwymiarowych obiektów. Chodziło również o to, aby rzucić przewrotne spojrzenie na to, jak każda kooperacja między mężczyzną a kobietą, zwłaszcza ta odbywająca się między pokoleniami, czy wręcz pomimo różnicy między nimi, wydaje się odbywać bez zahamowań.
A teraz ta nasza pierwsza wspólna praca, czyli Nimbus, została zgrabnie przełożona przez moją drogą przyjaciółkę, Kasię Bazarnik, na potrzebę wystawy Alexandry w Warszawie. Tak się składa, iż dorastałem w Buffalo, w stanie Nowy Jork, niedaleko jednej z prawie dwudziestu miejscowości w USA nazwanych na cześć Warszawy. I ta Warszawa w stanie Nowy Jork przebiła Buffalo, jeżeli chodzi o sezonowy poziom opadów śniegu, który osiągnął tam 401 cm w porównaniu do skromnych 246 cm w Buffalo.
Każdy, kto dorastał w tak śnieżnej okolicy potrafi sobie przypomnieć kształt, jaki przyjmuje w powietrzu oddech, a może choćby to uczucie, kiedy słowa wypływają z ust – skrzący pasażerowie zerkający na zewnątrz z wnętrza małych, wędrujących tu i tam chmurek, dryfujących jak zeppeliny, albo szklane bańki mydlane pękające nagle, na chwilę pozostawiając w powietrzu kroplę, suchą i płaską, spadającą szybko. Ale pomyśleć, iż to co się pisze można uformować w podobny sposób przed oczami – powtarzalność czyichś zwyczajnych rytmów, oswojonych samogłosek i spółgłoskowych wybrzmień splecionych jak sieć lubieżnych jeżyn, sczepionych z sobą w wilgotnym rowie (czy też, może nieco bardziej stosownie, choć nie mniej żarliwie, wyniosłe, wspaniale skrzyżowane gałęzie topoli wzdłuż Wisły, co tak urzekły Mickiewicza) – to było niewyobrażalne.
To, iż umysł, albo to, co z niego wypływa jako zapisany oddech, zanotowane dla czyjegoś innego oddechu, sam formuje się w wiry, zwoje i pętle, jak deseń paisley na odcisku palca, w którym każde odrębne zdanie, choćby procesja banałów, wygląda jak jasna sieć srebrzystych żyłek zaznaczonych na skórze niemowlęcia – to niespodzianka.
Tu chodzi o zmianę – o przejście od tego wszystkiego, od myślenia „ja to napisałem, widzisz?” do faktycznego zobaczenia na własne oczy rękodzieła (aktu uczynienia tego, manualnej roboty), do tych słów odwróconych w drucianych kształtach, ciągnących się wzdłuż tylko niejasno zaznaczonych współrzędnych niewidocznych pól magnetycznych, a jednocześnie nieprzymocowanych do niczego. Radość, jaką odczuwałem, widząc Nimbus – stworzoną na kanwie mojego tekstu pracę Alexandry, jej sztukę nadającą powietrzu kształt oddechu i dłoni, była zachwytem nad moim własnym językiem, który odbierałem w inny sposób, wiedząc, iż gdyby to były inne słowa lub kogoś innego, jakiegoś innego mężczyzny lub kobiety, uformowałyby się inaczej pod jej palcami, inaczej wiłyby się rozmarzone sploty drucianych orbit. Co więcej, wiedząc, iż w pewnym sensie nie miałoby znaczenia, czy ktokolwiek przeczytał je wcześniej, albo czy kiedykolwiek to zrobi, bo czytanie jest teraz czymś zupełnie innym, przebijaniem się przez pustkę, tkaniem kokonu przypominającego Drogę Mleczną widzianą spoza tej galaktyki. Być poza językiem, a równocześnie widzieć siebie wplecionego weń – to przyjemność jaka może się przyśnić.
Przychodzi mi teraz na myśl cudowny wiersz Szymborskiej Rozmowa z kamieniem, który zaczyna się tak:
Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie.
Chcę wejść do twojego wnętrza,
Rozejrzeć się dokoła,
Nabrać ciebie jak tchu.
– Odejdź – mówi kamień –
jestem szczelnie zamknięty.
A później poetka, czyli kamień, tłumaczy, że
brak ci zmysłu udziału.
Żaden zmysł nie zastąpi ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
Nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
To jest właśnie to, co Alexandra wniosła do mojego dzieła, podobnie jak do dzieł innych pisarzy i pisarek, w tym zwłaszcza Szymborskiej – nie tylko wzrok wyostrzony do wszechwidzenia, ale i zmysł udziału w pełnym sensie tego wyrażenia.
Przełożyła Katarzyna Bazarnik