Śląski synek z Raszowej rządzi w świecie robotów

opolska360.pl 9 godzin temu

Łukasz Ziegler, kiedy miał trzy lata jego ulubioną zabawą było rozkręcanie sterowników PLC i gniazdek elektrycznych, ale jak sam mówi o sobie, był zwyczajnym synkiem ze śląskiej wioski, lubił kopać bal i jeździć na kole, a kiedy był już trochę większy, co roku startował w konkursach śląskiej godki. W domu mówiło się po śląsku. Ale od zawsze fascynowały go też roboty: Power Rangers, Transformers, Terminator i Artoo-Detoo z Gwiezdnych Wojen. Marzył, iż kiedyś będzie konstruował własne.

– Była taka kreskówka „Jetsonowie” o rodzinie wynalazców i oni mieli robota, który im wykonywał większość prac domowych, więc kiedy mama kazała mi posprzątać, to mówiłem: „Jak dorosnę, zrobię sobie takiego robota jak mają Jetsonowie i on będzie robił za mnie” – wspomina Łukasz Ziegler, dziś mieszkający w Warszawie „ewangelista od robotyki na planecie Ziemia”.

Łukasz Ziegler: „Opowiadam historie o robotach”

Tak sam się przedstawia na LinkedIn: „Pomagam ludziom przyzwyczaić się do robotów, opowiadając im historie o robotach”. Bycie influencerem to opowiadanie historii.

Na LinkedIn ma ponad 200 tysięcy obserwujących (w dniu druku gazety ponad 216 tys.) i ostatnio przybywa ich o ponad 200 dziennie. Na LinkedIn można też zobaczyć, iż ma ponad 65 mln wyświetleń rocznie. Jest w tej chwili najbardziej popularnym na świecie twórcą treści z dziedziny robotyki na tej platformie. A LinkedIn służy do budowania sieci kontaktów zawodowych oraz dzielenia się wiedzą branżową.

Łukasz Ziegler – Ewangelista z czworonożnym robotem Spot od Boston Dynamics. / Fot. arch. prywatne

Takie kontakty i zasięgi przekładają się w dalszej perspektywie na pieniądze. Określenie „ewangelista” może wprawdzie niektórych dziwić, bo w Polsce kojarzy się głównie z Biblią, ale to dosłowne tłumaczenie z angielskiego. Znaczy tyle co „edukator” lub „popularyzator”. A profil Zieglera jest po angielsku, bo kontakty ma na całym globie.

Jak zarobić pierwszy milion

Łukasz Ziegler nie mówi o swoim stanie posiadania, ale zdradził, iż w ciągu ośmiu miesięcy tego roku, odkąd zrezygnował z etatu (skądinąd też dość intratnego) i założył własną jednoosobową firmę zajmującą się promocją firm robotycznych, zarobił milion złotych. Dorobił się ciężką pracą, ale sukces zawdzięcza pasji. Bo, jak mówi „Gdy się robi, co się lubi, nie postrzegamy tego jako pracy, tylko przyjemność, choćby nie czuje się upływu czasu” . A on kocha to, co robi.

Najpierw – w 2019 r. – skończył studia dzienne na Politechnice Wrocławskiej: elektrotechnikę. Wybór tego kierunku to po części pójście w ślady ojca, który też zajmuje się elektrotechniką i automatyzacją. On mu przekazał tego „bakcyla”. Już w trakcie studiów stwierdził, iż to jednak „nie to”.

– Siedzenie przed komputerem i rysowanie przewodów elektrycznych to nie dla mnie, szukałem więc dalej miejsca dla siebie – mówi. – Po otrzymaniu dyplomu inżyniera zostałem we Wrocławiu i poszedłem tu do pracy. To był ProCobot, polska firma zajmująca się robotyką różnego rodzaju, która okazała się dla mnie doskonałym poligonem doświadczalnym po uczelni: z marszu przeszedłem do przemysłowych wdrożeń robotycznych no i równocześnie zacząłem zaoczne studia na Politechnice Opolskiej z robotyki.

W firmie ProCobot zajmował się kodowaniem aplikacji robotycznych, a potem wdrażaniem robotów w firmach w całej Polsce i audytami robotycznymi.

– To była wtedy jeszcze praca nie do końca w wyuczonym zawodzie, ale elektrotechnika i robotyka są powiązane: roboty są zbudowane przecież z silników, które je poruszają – opowiada. – A elektrotechnika jest nauką o tym, jak sprawić, żeby te silniki się ruszały, więc nabyta przeze mnie wiedza była użyteczna.

W ProCobot Ziegler przepracował trzy lata, potem miał krótki epizod w Kogenie (też z tej samej branży) i od 2022 do 2025 roku etat w Energy Robot – niemieckim start-upie , który zajmuje się instalowaniem wyposażonych w kamery robo-psów w rafineriach, stacjach energetycznych i innych miejscach zagrożonych wybuchem. Te roboty pełnią funkcję inspektorów bezpieczeństwa tam, gdzie nie powinien wchodzić człowiek.

Trzy i pół etatu? To już było

Łukasz przyznaje, iż lubił tę pracę, ale miał ochotę na „coś więcej”, dlatego dwa lata temu założył własną firmę pod nazwą botnanza i przez ponad rok ciągnął równolegle dwa etaty. A adekwatnie więcej niż dwa.

– Policzyłem sobie godzinowo, iż to było w pewnym momencie w sumie trzy i pół etatu – przyznaje. – No, bo praca w start-upie to było jakby półtorej etatu, a praca w mojej firmie – dodatkowe dwa. Żadnych wakacji, żadnych weekendów i adekwatnie chwilowo żadnych dodatkowo aktywności. Praca mnie pochłonęła. No i dlatego zdecydowałem się zrezygnować z Energy Robot i przejść wyłącznie na własną działalność, bo ona okazała się mocno rozwojowa i brakowało czasu w życie. Choć równocześnie jak przez kilka godzin z rzędu przeglądam newsy robotyczne, to jest to dla mnie wciąż jednak też rozrywka – zaznacza.

Mówi, iż teraz pracuje średnio jak przeciętny Kowalski. Bywa różnie, czasem 12 godzin, ale czasem tylko trzy i wtedy może iść na siłownię, na spacer, pobiegać. To „praca elastyczna”. Sam sobie jest szefem, sterem i żeglarzem, i co ważne, może też wybierać, z kim chce pracować, a z kim nie.

– Nie szukam pracy, ona sama do mnie przychodzi, więc gdy chwilowo jest jej mniej, mówię sobie: „Ty, Łukasz, odpocznij sobie teraz, bo potem znów będzie zapierdziel”. Jestem pracocholikiem, ale tak w granicach rozsądku, żeby to nie było szkodliwe. Bardzo mi odpowiada taki styl pracy.

Firma Zieglera – botnanza – specjalizuje się w konsultingu w zakresie robotyki, tworzy strategie marketingowe dla firm, podpowiada im, jak wchodzić na konkretne rynki.

– Doradzam i wspieram, bo okazuje się, iż dla firm robotycznych jest to dość trudne: znalazłem swoją niszę – podkreśla 29-latek. – Pomagam przetłumaczyć skomplikowany żargon technologiczmy tak, by zrozumiał mnie każdy, kto nie zna się na robotach. I za tym idą potężne pieniądze. Ja sam jestem wciąż pod wrażeniem, iż największe, najbogatsze firmy świata z zakresu robotyki i sztucznej inteligencji ze Stanów Zjednoczonych chcą współpracować właśnie ze mną i co miesiąc mi za to płacić.

Łukasz Ziegler nie uważa się za kogoś wyjątkowego, czy choćby wyjątkowo uzdolnionego.

– Zdarza mi się, iż na jakichś eventach ludzie podchodzą do mnie i pytają, czy mogą zrobić sobie zrobić ze mną selfie – przyznaje. – Jest to oczywiście przyjemne, ale wciąż śmieszą mnie takie sytuacje. Jestem skromnym chłopakiem ze wsi, który przekonał się, iż do sukcesu prowadzi pasja i ciężka praca. Oto mój sekret: gdy się już zdecydujemy na działanie w jakiejś dziedzinie, trzeba być systematycznym. Codziennie trzeba zrobić coś, choćby małą rzecz i niekoniecznie dla pieniędzy. Przez długi czas moje publikacje nie wiązały się z żadnym wynagrodzeniem. Ale byłem wytrwały. Od 2021 roku postowałem codziennie, choćby w dniu ślubu. Każde długotrwałe działanie procentuje, z czasem małe kropki zaczynają się układać w całość. I robi się z tego sukces.

Tweet od Elona Muska

Ta historia mogłaby posłużyć jako pomysł na scenariusz do filmu, ale najważniejszy jest element ewolucji: jak to się stało, iż Łukasz – pracownik firmy robotycznej stał się najbardziej znanym „ewangelistą od robotów” i rozchwytywanym konsultantem?

Przygodę z influencerstwem zaczął już w roku 2020, zaraz po studiach.

– Zacząłem od pisania bloga o robotach w języku polskim na LinkedIn, do teraz mam tam największą platformę – opowiada. – Potem doszedł Twitter, czyli dzisiaj platforma X. Newsletter, który stworzyłem, wysyłam co tydzień e-mailem do 15 000 ludzi. W 95 procentach robię to za darmo. Kto chce, ten może mnie wesprzeć, ale jest to całkowicie dobrowolne: niektórzy płacą po 5 euro, a niektórzy więcej. No i gościnnie sporo pisałem na innych stronkach automatyki i robotyki w całej Polsce. Kiedy ktoś pytał mnie, czy nie chciałbym zamieścić jakiegoś eksperckiego artykułu na temat konkretnych rozwiązań robotycznych, zawsze mówiłem „bardzo chętnie” i bardzo długo robiłem to całkiem za darmo. Dla przyjemności.

Pierwsze wpisy zaczęły się w 2020 roku, gdy jako pracownik ProCobot wizytował zakłady przemysłowe w całej Polsce i dzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat wdrażania robotów. Pierwsze pieniądze za działalność influencerską pojawiły się w 2023 roku, gdy Ziegler był już znany i popularny. Zaczęły się do niego zgłaszać coraz większe firmy: ABB, Nvidia, Intel, Amazon, Siemens, Universal Robots…

– Chcieli, żebym na przykład poleciał do nich do Stanów Zjednoczonych i pomógł im w zaprezentowaniu ich robotów w jak najlepszym świetle w internecie, bo wiedzieli już wtedy, iż obserwuje mnie bardzo dużo ludzi – opowiada. – I tak to się właśnie zaczęło. No i na pewno pomogły mi komentarze i udostępnienia moich tweetów przez Elona Muska.

Pierwszy raz to było w czerwcu 2024 roku. Musk udostępnił tweet Zieglera o ramionach robotycznych, które wykonywały skomplikowane trajektorie ruchu wokół swojej osi. Po tym udostępnieniu tweet zyskał 20 milionów wyświetleń. No, a potem były kolejne udostępnienia, pozytywne reakcje i komentarze.

Jeden z nich Łukasz ma swoim zdjęciu w tle profilu na Facebooku. Musk pisze tam: „Może Tesla powinna to kupić. Byłoby słodko”. Niby nic takiego, a zasięgi znów poszły w grube miliony, no i pojawiły się nowe kontrakty. Też grube.

Ewangelista od robotów zyskał w ciągu pięciu lat taką rozpoznawalność i równocześnie autorytet, iż fachowcy w tej branży właśnie od niego chcą się dowiedzieć, „Co nowego w trawie piszczy”. Jakie są nowe firmy? Jakie nowinki? Kto ma nowy produkt? Kto ma nowego klienta? I firmy chcą, by je promował.

Analizuję rynek i wciąż dzielę się wiedzą z ludźmi za darmo.Uważam, iż dostęp do wiedzy powinien być darmowy, natomiast w moich modelach biznesowych mogę sobie wziąć sponsora, który taki newsletter będzie chciał sponsorować i tak się zdarza – przyznaje. – Firmy wykupują to sobie, żebym o nich wspomniał i wtedy piszę na przykład, iż dana sekcja jest sponsorowana przez firmę „X”. Klasyczne lokowanie produktu. Ale to nie są jakieś duże pieniądze. Te biorą się z kontraktów konsultingowych, które realizuję jako jednoosobowa firma.

To wspomniana wyżej botnanza. Dodatkowo Ziegler prowadzi też działalność edukacyjną jako wykładowca w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, ale jak mówi, nie traktuje tego dochodowo. To też bardziej misja. Kolejna odsłona ewangelizacji. Wykłada przedmioty związane z najnowszymi technologiami.

Bogaci powinni pomagać zdolnym

Bohater naszego artykułu ma jeszcze jedną dodatkowy dochód: pracuje jako „skaut” w kilku funduszach inwestycyjnych, m.in. ffVenture Capital. Skaut to taki jakby biznesowy „swat” kojarzący młodych przedsiębiorców z pomysłami z tymi, którzy mają pieniądze na ich wdrożenie. Oczywiście, też w branży robotyki. Robi to od niedawna, ale wiąże z tą działalnością spore nadzieje.

– Moje zadanie w tym przypadku to wyszukiwanie ludzi i tematów na rynku, w które firma inwestycyjna może zainwestować – tłumaczy. – A szukam po całym świecie: zrobił-em już 68 takich lotów tylko w tym roku. To jest działalność, którą chciałbym w tej chwili rozwijać i również ja sam zostanę inwestorem, bo uważam, iż rynek robotyki daje wielkie możliwości, a zarazem uważam, iż skoro mam już pewien kapitał, to powinienem trochę z niego przekazać dalej, lokować go w młodych inteligentnych i przyszłych założycieli nowatorskich firm, to mogą być właśnie niezwykle utalentowane osoby, ale nieposiadające kapitału…

Jak mówi, chciałby być osobą, która wyciągnie do takiego kogoś pomocną dłoń, wystartować z pierwszym biznesem. To oczywiście zawsze jest pewne ryzyko, ale Łukasz zdążył sobie wyrobić „nosa” do biznesu.

W całej tej, długiej, opowieści o tym jak śląski synek z Raszowej zrobił światową karierę w robotyce pozostało coś, o czym trzeba wspomnieć na koniec. Sukces to pochodna wielu czynników: pasji, pracowitości, dobrych życiowych wyborów i szczęścia do ludzi, których spotykamy po drodze kariery. Ale także to, co wynosimy z domu.

– Nie byłoby mojego sukcesu, gdyby nie moi rodzice – podkreśla Łukasz Ziegler, „ewangelista od robotów”. – Robotyka to nauka interdyscyplinarna, łączy wiedzę między innymi z zakresu inżynierii mechanicznej, elektrycznej, automatyki. Zainteresowanie tymi dziedzinami zaszczepił mi mój tato elekrotechnik. Bardzo dużo zawdzięczam także mamie: pracowała w szkole i zawsze wypychała mnie do różnych konkursów: szybkiego czytania, recytacji po polsku, po niemiecku, po naszymy, po śląsku i różnych innych – wylicza.

– Czasem zdarzyło mi się coś wygrać, ale bardziej chodziło o umiejętności, których w dorosłym życiu trudno się nauczyć: dobrą dykcję, swobodę wystąpień publicznych w różnych językach, brak tremy, ogólnie wygadanie. Jestem też bardzo wdzięczny żonie, iż znosi ten mój pracoholizm i wspiera mnie kiedy nie jest łatwo – przyznaje.

Dziś, gdy Łukasz Ziegler staje przed pełną salą ważnych osób na drugim końcu świata, a zdarza mi się to też dość często, na przykład został poproszony o prelekcję na temat robotów na zjeździe ONZ w Genewie, czuje się jak ryba w wodzie.

– Jest dokładnie jak kiedyś, gdy miałem 10 lat i uczestniczyłem w konkursie śląskiej godki. Widownia słucha, a ja muszę się postarać, żeby się spodobało.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału