Skarb w ogrodzie: rodzinna opowieść o dramacie

newsempire24.com 3 dni temu

Skarb w ogrodzie: rodzinna opowieść z Poronina

Halina Dąbrowska właśnie skończyła sprzątać dom. Najwyższy czas nakryć do stołu. Wczoraj ugotowała przepyszną zupę jarzynową – palce lizać! Nagle zza okna dobiegł głośny okrzyk. Kobieta ledwo nie upuściła chochli, serce podskoczyło jej do gardła.

— Babciu! Dziadku! Chodźcie szybko, coś znalazłem! — wołał ich wnuczek Kuba.

Halina i Jan Dąbrowscy wybiegli na podwórko.
— Dziadziu, patrz! — Kuba trzymał coś w dłoni, promieniejąc z zachwytu.
Ale Halinę uderzyło coś zupełnie innego.
— Kubusiu, kiedy ty zdążyłeś przekopać grządki? — zawołała, widząc równo spulchnioną ziemię.
— Starałem się — odparł dumnie chłopiec. — Ale zobaczcie, co znalazłem!
Jan spojrzał na przedmiot w ręku wnuka i zaniemówił, nie wierząc własnym oczom.

Tego ranka Halina rozmawiała przez telefon z córką. Odkładając słuchawkę, krzyknęła do męża:
— Jasiu, przywożą nam wnuka!

Jan oderwał wzrok od laptopa, gdzie układał pasjansa, i zdziwiony zapytał:
— Którego wnuka?

Mieli trójkę wnuków. Najstarszy, Bartek, miał już dwadzieścia lat i skończył technikum. Wnuczka Kinga właśnie zdawała maturę i szykowała się na psychologię. Rodzice nie mogli się jej nachwalić — pracowita, cały czas w książkach. Na pewno nie przyjedzie.

— No któżby inny, Jasiu, jakbyś nie wiedział! — oburzyła się Halina. — Kto u nas leń i obibok? Starszych wychowaliśmy porządnie, gdy siły były. A ten najmłodszy, nasz Kubuś, to zupełna gapa! Piątą klasę skończył z dwóją z matematyki, wstyd! A ty tylko w karty grasz, też mi dziadek!

— Co ja mogę? Każdy kowalem swojego losu! — burknął Jan, powtarzając ulubione przysłowie.
— Tak, ale nie do końca. Jak przyjedzie, zobaczymy, jaki z niego kowal! — zdecydowanie oświadczyła Halina.
— Na darmo się zgodziłaś — zamruczał dziadek. — Rozpuszczony jest, nieposłuszny. Najmłodszy, to mu pobłażali. Co on tu będzie robił? W telefon się gapił, a ty mu gotowała? W jego wieku apetyt masz jaki?

Jan z wyraźnym żalem zamknął laptopa.
— Pójdę twoje grządki kopać, ot co!
— Oj, też mi, grządki! — zaśmiała się Halina. — Trzy skrawki ziemi pod pietruszkę i marchewkę. I dlaczego to moje grządki? Wnuk nasz wspólny, więc i obowiązki wspólne!
— Ja nic nie zapomniałem! — naburmuszył się Jan. — To ty zapomniałaś, jaka sama byłaś w jego wieku. Z nim choćby rodzice nie dają rady, a my tym bardziej!
— Telefon mu, nawiasem mówiąc, zabrali — dodała Halina.
— No to już w ogóle katastrofa! — ostatecznie zmarkotniał dziadek i wyszedł na dwór.

Halina zabrała się za obiad. Nagle drzwi wejściowe z hukiem się otworzyły — wrócił mąż.
— Co tak wcześnie? — poderwała się, wrzucając pokrojone warzywa do bulionu.
— Deszcz leje, Halsiu! Wyjrzyj choć przez okno! — Jan wyraźnie się ucieszył, iż plecy bolą, a kopać w deszczu nie trzeba. — Wszystko kupimy w sklepie.
— Jak twoja matka mawiała: «Dla lenia i drobny deszcz to wymówka» — uśmiechnęła się Halina.
— Kto tu leniem? — oburzył się Jan. — Mnie w lenie wpisujesz? No, Halsiu, gratuluję!
— Idź już, nie marudź! Przynieś z komórki kołdrę i poduszkę, wnuk zaraz przyjedzie!

— Siedziałby Kubuś w domu z rodzicami, też mi pomysł — Jan mruczał cały wieczór. — Koniec spokoju, zafundowali nam egzamin na emeryturze! My swoje już odrobiliśmy!

Nazajutrz pod ich dom w Poroninie podjechał samochód. Wysiadł z niego Kuba — naburmuszony, z kwaskowatą miną. Babci i dziadkowi jednak się uśmiechnął, ale od razu znów się zasępił:
— No i co ja tu będę robił?

— Właśnie iż nic, też tak uważam — bąknął pod nosem Jan.

Ale Kuba usłyszał:
— Dziadziu, nie cieszysz się, iż jestem?
— A z czego mam się cieszyć? Minę masz kwaśną, pożytku z ciebie zero, same kłopoty!
— Mamo, słyszałaś, co dziadek powiedział? — Kuba odwrócił się, ale jego matka, Agnieszka, go powstrzymała:
— Tato, mamo, nie przejmujcie się, on wiecznie marudzi, taki wiek. No to ja jadę, заберę Kubę później, wtedy pogadamy. Mamo, masz jego telefon, jak będzie nie do wytrzymania — oddaj. I nie martw się, oni teraz wszyscy tacy dziwni — szepnęła Agnieszka i odjechała.

— Nikomu nie jesteśmy potrzebni! — mamrotał Jan. — Zrzuciła chłopaka i uciekła.
— Oni zawsze tacy, ciągle im się spieszy — westchnął Kuba, zarzucił plecak na ramię i powlókł się do domu.

— Jasiu, może chociaż dziś przekopiesz tę grządkę? — poprosiła Halina. — Bo nic nie posadzę.
— Halsiu, daj już spokój z tą grządką! Plecy mnie bolą, chcesz, żebym się rozłożył? Drugiego skarbu tam nie znajdziesz. Niech wnuk to zrobi, młody jest, siły ma dość! — burknął Jan.

— Jaki skarb, dziadziu? — Kuba natychmiast wychylił się z pokoju.
— A mówili, iż nic nie słyszysz? — zdziwiła się babcia. — No było tak, dziadek kiedyś grządkę kopał i starą szkatułkę znalazł.
— I co w niej było?
— Ciekawe? Później pokażę.
— Babciu, a gdzie mam kopać? I tak się nudzę — nagle zaproponował Kuba.
— Idź, łopata w szopie, trzy grządki za domem, wybierz sobie — skinęła Halina.

Kubę jakby wiatr zdmuchnął.
— Na poszukiwanie skarbu poleciał — uśmiechnęła się. — Może mu coś podrzucimy?
— Robi mi się nudno! Dwa razy kopnie i rzuci, prawdziwy leń! — machnął ręką Jan.
— No tak, kto by mówił — pokiwała głową Halina.

Kuba grzebał w ziemi ponad godzinę. Urażony, iż go w lenia wpisano, Jan poszedł do szopy porządk”Gdy po godzinie wrócił zmęczony, ale z błyszczącymi oczami, Jan nie mógł się powstrzymać i zapytał: *No i co, znalazłeś ten skarb, czy tylko babci marchewki poniszczyłeś?*.”

Idź do oryginalnego materiału