„Siostry na zabój” wracają z 2. sezonem, w którym oferują jeszcze więcej twistów, nagłych śmierci, czarnego humoru i trudnych prawd o pozycji kobiety w zderzeniu z przemocowym facetem. I ogląda się to znów przepysznie.
Kiedy „Siostry na zabój” kończyły swój świetny 1. sezon, finałowy miks tej pokręconej czarnej komedii z kryminałem nazwaliśmy przede wszystkim satysfakcjonującym i katartycznym. Pojawiły się też obawy, czy 2. sezon aby na pewno jest potrzebny i czy będzie w stanie dorównać tak fenomenalnemu, świeżemu debiutowi. Po obejrzeniu przedpremierowo całości (tym razem jest to osiem odcinków) mogę was zapewnić, iż były one bezpodstawne. Nowe odcinki to istna petarda, ale też dość duże zaskoczenie.
Siostry na zabój sezon 2 – co się zmieniło u sióstr Garvey?
Jak być może jeszcze pamiętacie, serial Apple TV+ zaczynał się od rodzinnej imprezy świątecznej, podczas której JP (Claes Bang), mąż Grace (Anne-Marie Duff), obrażał wszystkich do tego stopnia, iż siostry bohaterki – Eva (Sharon Horgan, współtwórczyni serialu), Bibi (Sarah Greene), Ursula (Eva Birthistle) i Becka (Eve Hewson) – niedługo potem zaczęły fantazjować, jak go zabić. Fantazja przemieniła się w snucie planów, a te… sami wiecie. Tym razem punkt wyjścia jest nieco inny, bo zaczynamy od tajemniczej wyprawy autem w środku nocy, widzimy, jak siostry stają nad klifem, otwierają bagażnik, a tam coś/ktoś zaczyna się ruszać. I tyle. Nie wiadomo, o co chodzi ani kim jest potencjalna „ofiara”. I bardzo długo ta kwestia nie będzie wcale taka oczywista.
2. sezon „Sióstr na zabój” jest zupełnie inaczej skonstruowany niż „jedynka”, co samo w sobie stanowi już duży plus. Nie oglądamy powtórki z rozrywki, choć oczywiście pewne tematy, motywy przewodnie i, nazwijmy to, sztuczki scenariuszowe pozostają bardzo podobne. Znając styl twórców – Horgan, a także Bretta Baera i Dave’a Finkela – da się przewidzieć do pewnego stopnia, co okaże się zmyłką i kto okaże się zły. Z naciskiem na „do pewnego stopnia”, bo z tysiąca twistów na pewno choć kilka was zaskoczy.
Akcja nowej serii zaczyna się po dwuletnim przeskoku czasowym. Grace jest w szczęśliwym związku i za chwilę ma wyjść za mąż. Nie, jej wybrankiem wcale nie jest Roger (Michael Smiley), tylko ktoś zupełnie nowy – Ian (Owen McDonnell, „Obsesja Eve”), którego nasza bohaterka poznała na grupowej terapii. Z kolei poczciwy Roger, razem ze swoją siostrą, Angelicą (Fiona Shaw, „Obsesja Eve”), bardzo gwałtownie lądują po drugiej stronie barykady, stając się zagrożeniem dla sióstr Garvey. Oboje wiedzą za dużo, są religijni, jego nękają zupełnie zrozumiałe wyrzuty sumienia, a ona wygląda na totalną dewotkę, która nie tylko uprawia samobiczowanie, ale też zrobi wszystko, aby w jej ślady poszedł cały świat. Sekret dotyczący śmierci JP zdecydowanie więc nie jest za głęboko pogrzebany, zwłaszcza iż przecież zna go jeszcze Matt (Daryl McCormack), już były Becki, a i duet policjantów, Loftus (Barry Ward) i młoda, pełna zapału Houlihan (Thaddea Graham, „Sex Education”), wydaje się być zdecydowanie za bliski prawdy.
Siostry na zabój sezon 2 – kryminał, komedia i coś więcej
Pytanie, komu można zaufać i jak w ogóle operować dalej w tym tłumie ludzi, z których każdy może wsadzić cię do więzienia, towarzyszy nam przez większość 2. sezonu, skutecznie mieszając w głowach siostrom i myląc tropy dla widzów. Zanim dotrzecie do finałowych odcinków, możecie wręcz zacząć kwestionować, czy to wszystko ma sens i po adekwatnie było „psuć” tamto zakończenie – może i mające parę dziur logicznych, ale przecież tak niesamowicie satysfakcjonujące. Nie da się ukryć, iż gdyby oceniać serial wyłącznie jako kryminał, można by mieć zastrzeżenia. Ale to było i jest coś więcej.
Podobnie jak w 1. sezonie, serial najbardziej trafia w punkt w momentach, kiedy łączy czarną komedię z brutalnym rzucaniem prawdy między oczy. Tak, tysiąc zwrotów akcji, tajemnicze zniknięcia, aresztowania i okazyjne morderstwa dodają całości dreszczyku, ale same w sobie nie czynią „Sióstr na zabój” niczym niezwykłym. Takim czyni go piątka zawsze wygadanych, ale nie zawsze życiowo ogarniętych sióstr Garvey, które w swojej irlandzkiej społeczności są jak czarownice – zawsze ktoś ma z nimi problem, bo a to są za głośne, a to zbyt szalone, a do tego te hormony… Czy one naprawdę tak muszą!?
Nie raz, nie dwa w tym sezonie ktoś sugeruje – większość tak po przyjacielsku, wiecie – iż z naszymi bohaterkami jest coś nie tak; każdą z osobna i, zwłaszcza, wszystkimi naraz. I choć nie spędzają one całego czasu, gryząc się tym, co zrobiły, to żyją w ciągłym poczuciu zagrożenia i nie potrafią sobie poukładać życia. Becka ma nowego chłopaka, ale Matt ciągle pozostaje na horyzoncie, Ursula zamieniła się w „siostrę Jackie”, Bibi naraża na szwank swój związek, a Eva nie myśli w ogóle o sobie, bo w obliczu gwałtownie zmieniającej się sytuacji jej dom zamienia się w istne centrum dowodzenia. Z kolei Grace… sami zobaczycie, czy będzie żyła długo i szczęśliwie z nowym mężem.
Siostry na zabój sezon 2 – czy to już koniec serialu?
Główne postacie jak stanowiły, tak stanowią bijące serce „Sióstr na zabój”, a to, iż pośród tych wszystkich odjechanych twistów i kryminalnych intryg twórcom udaje się znajdować czas i miejsce na ich przemyślany rozwój, jest imponujące. Wiadomo, iż chodzi tu o wiele, wiele więcej – specyficzny ton, ostrą komedię, jedyne w swoim rodzaju rodzinne ciepło bijące z tego serialu, sposób, w jaki jesteśmy wkręcani w kolejne szalone akcje – ale też gdybyśmy nie pokochali tych bohaterek z miejsca i na zawsze, prawdopodobnie stawki wydawałyby się znacznie mniejsze, a frajda z seansu żadna.
Tak jak w 1. sezonie, „Siostry na zabój” pozostają z jednej strony czystą, totalną rozrywką, a z drugiej, historią na wskroś feministyczną, z bardzo mocno uwypuklonym przesłaniem. Horgan i spółka wprost, bez ceregieli mówią o tym, jak to jest być kobietą w przemocowym związku, jak to jest stać się ofiarą mężczyzny, któremu przez lata wszystko uchodziło na sucho, jaka jest pozycja kobiety, która posunęła się za daleko w obronie własnej itp., itd. Pod otoczką odjechanej komedii, w której szalone kobiety ciągle kogoś mordują – albo przynajmniej próbują zamordować – kryje się mocna, skomplikowana, boleśnie realistyczna opowieść, a serial, choć przezabawny, najlepszy jest właśnie wtedy, kiedy nie owija w bawełnę i przemienia się w pełnokrwisty dramat.
Choć po 2. sezonie, podobnie jak po pierwszym, odnoszę wrażenie, iż mam za sobą pełną, zamkniętą fabułę, nie miałabym nic przeciwko, żeby ekipa „Sióstr na zabój” wymyśliła sposób, aby jeszcze raz powrócić. Z serialami opartymi na zagranicznym formacie – w tym przypadku jest to belgijski „Clan” z 2012 roku, który miał tylko jeden sezon – często jest tak, iż próba wyjścia poza ten format i rozszerzenia historii kończy się porażką. W tym przypadku jednak jest to stuprocentowy triumf, a ten sezon przewyższa wręcz poprzednika, przeskakując radośnie rekina raz za razem i oferując jeszcze większe emocje i jeszcze więcej momentów, kiedy dosłownie chce się głośno śmiać lub/i płakać razem z siostrami, których solidarność może góry przenosić.
„To jest kuriozalne!” – krzyczy w finale jedna z bohaterek, kiedy nagromadzenie twistów przechodzi już pojęcie nie tylko widza, ale i postaci. I owszem, jest. Mogę prosić więcej?