Silvan Strauss – FLUKIN’

nowamuzyka.pl 4 godzin temu

Poza horyzontem widać więcej.

Trzy lata temu niemiecki perkusista i kompozytor Silvan Strauss debiutował bardzo dobrą płytą „Facing” wydaną w labelu Farhota, Kabul Fire Records. W tamtym czasie Strauss serfował w okolice estetyki lo-fi beat, beat-tape jazzu, muzyki brazylijskiej i dubowej, a też spoglądał w stronę rozmaitych klasyków, opierając całość na wyrafinowanej rytmice i rozbieganym metrum.

Wraca z albumem „FLUKIN’”, na którym chciał uwolnić się od overdubów i nadprodukcji, stawiając na akustyczny wymiar rytmu, zapraszając do współpracy gości łączących brytyjski hip-hop, elektronikę, neo-soul i marokańską gnawę. Zatem kogo tu słyszymy poza liderem? Klawiszowca Ezra Collective Joe Armona Jonesa, Alexa Eckera z TOYTOY, amerykańsko-niemiecką wokalistkę SALOMEA, brytyjskiego rapera Oscara #Worldpeace’a, muzyka gnawa Mehdiego Qamouma, niemieckiego gitarzystę Bertrama Burkerta oraz wspomnianego wcześniej Farhota. Są też inni świetni instrumentaliści. O nich więcej w dalszej części tekstu.

Silvan Strauss, fot. ©Hannes Mussbach_Benne Ochs

Skoro viralowy świat jest naszą codziennością, choć szczęśliwie nie moją, to warto wspomnieć, iż Strauss miał na tym polu niezły pik popularności, gdzie jeden z jego filmików, „Barista Vol4”, osiągnął ponad 2,2 miliona wyświetleń na samym TikToku. Perkusista urządził sobie niezłą zabawę w graniu, używając wręcz sztuczek, takich jak dzbanki na mleko, piłeczki pingpongowe, gramofony, trzepaczki, wachlarze, linijki, śruby, a choćby same ręce, aby stworzyć dźwięki perkusyjne.

„Viral jest bardzo uzależniający, ale wydaje się niebezpieczny, ponieważ zaczynasz częściej patrzeć na swój telefon i myślisz, iż musisz zrobić coś jeszcze. To dziwne, bo jeżeli zaczynasz tworzyć muzykę tylko dla tego szumu, to zaczynasz iść na kompromis w kwestii muzykalności” – wyjaśnia Strauss.

W trakcie ostatnich dwóch lat perkusista nieustannie szukał wyjścia z tego, co nagrał na poprzednim albumie, i postanowił wrócić do idei akustycznego jazzu, który tak bardzo lubił podczas wczesnych lat sesyjnych w Hamburgu.

Bardzo softowe wejście w nowy materiał serwuje na początek utwór „Sky” z dubową barwą, choć już słychać, iż brzmienie jest mięsiste i takie, którym można się owinąć ze wszystkich stron. W tym numerze zagrał Armon Jones.

– „Współpraca z nim (Joe) była szalona, ponieważ w studiu prawie nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Po prostu graliśmy przez dwie godziny, a potem rozmawialiśmy, ale w Niemczech jest odwrotnie – pijesz kawę, rozmawiasz, a potem grasz. To doświadczenie było naprawdę otwierające oczy, po prostu pozwolić muzyce mówić” – Strauss.

„Chulas” leci na oddechu bardzo ciekawych partii fletów z udziałem Farhota, hip-hopowej produkcji i świadomych uderzeń Straussa w swój zestaw. Uwodzicielskie nagranie „Rose” z pogranicza neo-soulu, funku, hip-hopu nabrało pięknej szlachetności dzięki wyjątkowym wokalizom Salomey, melancholijnej gitary Burkertza i rapu Oscara #Worldpeace’a.

„To nie jest tak, iż siedzę przy laptopie i produkuję, to bardziej interakcja, więcej improwizacji. Moja gra na perkusji była bardziej swobodna. Szukam tych momentów interakcji, nie zawsze tych naprawdę błyskotliwych, ale tych, w których uderzenia stają się naprawdę klarowne i mocne” – Strauss.

Kompozycja zatytułowana „Bowie” nie jest przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale zaplanowanym ukłonem w stronę Davida Bowie’ego w akustycznej interpretacji z głębokim soundem kontrabasu Giorgiego Kiknadze. Wyraźne ożywienie następuje w „Diving” z narastającą ekwilibrystyką rytmu, co pokazuje, iż niemiecki perkusista jest ogromną nadzieją na najbliższą przyszłość. Choć sam lider podkreśla, iż kluczowymi dla niego postaciami odnośnie inspiracji podczas pracy nad „FLUKIN’” byli tacy perkusiści jak Questlove, Tony Allen, Mel Lewis i Billy Higgins, którzy grają oszczędnie w ramach własnego brzmienia. Pełna zgoda. To osobiście słyszę też wyraźnego ducha Makaya McCravena czy choćby Yussefa Dayesa. Poza świetną tu perkusją na uznanie zasługuje czarownie pokręcona linia kontrabasu i przestrzennie akompaniujący fortepian.

Zaskoczenie przynosi utwór „Sudan” z muzykiem Gnawa Mehdim Qamoumem znakomicie śpiewającym i grającym na guembri, a także płynącym na grząskim funkowym rytmie z dubowym pulsem oraz lekko psychodelicznymi fletami Anny Leny Schnabel. Są ciary, przynajmniej u mnie, i jednocześnie jedno z tych najciekawszych nagrań tego przez cały czas młodego roku. I tutaj nie mogę nie poczynić skojarzeń ze świetnym ubiegłorocznym albumem „Wasul” izraelskiego basisty, multiinstrumentalisty Shaya Hazana, także grającego guimbri.

„Free” kołysze jazzową melancholią z nieoczywistym wykorzystaniem zaszumionej oraz narastającej elektroniki w połączeniu z niesamowicie klarowną linią klarnetu Adriana Hanacka i surowym brzmieniem kontrabasu.

W „Jörgi, My Dear” da się poczuć nie wprost afrobeat, ten niezwykły flow Tony’ego Allena, ale bez sięgania po tanie kalkowanie i chaotyczne ruchy. Wszystko jest tu na odpowiednim miejscu przy zachowaniu proporcji. Poczujecie to kiedy w ten transowy świat wjedzie elektronika, lekko preparowane instrumenty klawiszowe, wyrastająca wręcz z ziemi autentyczność drgań strun kontrabasu, po ucieknięcie w improwizację. W moim odczuciu podobną wrażliwość usłyszałem u szwajcarskiego składu Simon Spiess Quiet Tree na ubiegłorocznej ich płycie „Euphorbia” czy też w muzyce innego szwajcarskiego duetu HELY.

Oscar #Worldpeace, fot. mat. prasowe

Ze swoim ciemnym rapowym głosem wraca Oscar #Worldpeace w „Off Key” z pięknie dobraną synergią innych instrumentów. Warto wsłuchać się na słuchawkach nie tylko w ten fragment, ale w całość. Sporo światła, dobra, przynosi zamykający utwór „Girl” – niby tak sobie suną z niecodzienną lekkością, ale bacznie trzymają wysokim poziom do końca, nie pozwalając zanudzić naszej uwagi, a wręcz ją podkręcając.

„Potrzebowałem po prostu naprawdę dobrych nagrań, a jednym słowem, które pomogło mi je odnaleźć było „piękno”. jeżeli czułem, iż mogę to znaleźć w muzyce, zdejmowało to presję ze wszystkich innych postrzeganych wymagań muzycznych, takich jak wirtuozeria, błysk i złożoność” – podsumowuje perkusista.

Najnowszy album utwierdza mnie na dwieście procent w podejmowanej decyzji w zeszłym roku – chęci zaproszenia Straussa na gdański Festiwal Jazz Jantar – za wielce słuszną. Ogromnie żałuję, iż tak się nie stało. Pamiętam, iż pokryły się terminy i ostatecznie nie mógł zagrać w Gdańsku. Na pewno usłyszelibyśmy coś z nowego materiału. Teraz to już tym bardziej nie wchodzi w grę, ponieważ nie pełnię już tam roli kuratora. Mogę tylko liczyć, iż jakiś organizator koncertów, festiwali w Polsce nadstawi ucho i wyłapie te świeże, ożywcze dla muzyki fale Straussa.

„FLUKIN’” trwa kilka ponad trzydzieści minut, ale nie brakuje tu też wyczucia odnośnie proporcji i sztuki w powiedzeniu sobie słowa „stop”. Znamy mnóstwo przykładów niekończących się albumów, które w przełożeniu na analogowe taśmy wiłyby się kilometrami. Strauss postawił tam gdzie trzeba kropkę, zostawiając w poczuciu rozbudzenia apetytu na więcej. Momentami można odnieść wrażenie, iż jedziemy przez krainę mixtape’u z autorskim stemplem odciśniętym na naszej wyobraźni.

Kabul Fire Records | styczeń 2025


Strona Silvan Strauss: www.silvanstrauss.com

Kabul Fire Records: www.kabulfire.com/records

Idź do oryginalnego materiału