To, co zaproponował Apple TV+ w pierwszym sezonie Silo, okazało się dużym sukcesem dla platformy – a dla mnie prywatnie jednym z ciekawszych seriali ubiegłego roku. Po stosunkowo niedługim czasie oczekiwania produkcja wraca z drugim sezonem.
Fabularnie znajdujemy się praktycznie w momencie zamknięcia pierwszego sezonu Silo. Juliette właśnie wyszła na powierzchnię i odkrywa, iż teren aż po horyzont usłany jest wejściami do silosów. Gdy zaczyna brakować jej powietrza, udaje jej się wejść do jednego z nich, gdzie spotyka tajemniczego Solo. Równolegle śledzimy również losy jej bliskich, którzy mierzą się z perspektywą, iż mogła umrzeć. Burmistrz ma jednak inne zmartwienia – mechaniczka po raz pierwszy w historii wyszła poza zasięg kamery, co spotkało się ze skrajnymi reakcjami. Ich pokojowa społeczność balansuje więc na krawędzi buntu.
Szybko poczułam, iż największym rozczarowaniem tego sezonu będzie wątek Juliette. Początkowo z zaciekawieniem obserwowałam, jak rozwinie się jej relacja z Solo, ale w którymś momencie zorientowałam się, iż ich losy zapętlają się. Juliette nurkuje, Juliette naprawia, Juliette jest ranna… I tak w kółko. Ponadto twórcy nie dozują w międzyczasie żadnych odpowiedzi na nurtujące nas pytania, tak jakby nie zależało im, żeby nas przy tym wątku zatrzymać. W konsekwencji Rebecca Ferguson ma kilka do zagrania, a jej bohaterka staje się trochę nijaka.
Nieco inaczej sprawy mają się w jej rodzimym silosie. Bernard próbuje uspokoić mieszkańców – trzeba przyznać, całkiem sprytnymi zagrywkami. Mamy tu kilka ciekawych relacji, między innymi Knox i Shirley, których różni podejście do sytuacji, a to z kolei doprowadza do nieoczekiwanych konsekwencji. Państwo Sims to też taki dynamiczny duet, który niejedno namiesza. Postaci tu nie brakuje i twórcy starają się poświęcić każdemu, kto pojawił się w poprzednim sezonie, chociaż kilka minut.
Niestety im bliżej finału, tym bardziej logika całości zaczyna się rozjeżdżać. Początkowo byłam przekonana, iż przymknę oko na głupotki, bo pierwsza połowa sezonu trzymała poziom. Kiedy dwójka bohaterów przewiązana w pasie sznurkiem skoczyła z wysokości kilku pięter i wyszła z tego bez szwanku, machnęłam ręką. Nie takie rzeczy się odpuszcza dla wartkiej akcji. Kiedy żona Simsa, która pracuje na co dzień w IT, wskakiwała w mundur strażnika (kiedyś faktycznie pełniła taką funkcję), bo miała taką zachciankę i nagle pojawiał się cały oddział gotowy spełniać jej rozkazy, wzruszyłam ramionami. Ale potworki logiczne się nawarstwiały.
Co gorsza, w gąszczu ciągłych gierek politycznych, to wszystko okropnie mi spowszedniało. Te zawirowania nie prowadzą do niczego konkretnego. Z każdym odcinkiem miałam coraz mocniejsze wrażenie, iż twórcy grają na czas. W moim odczuciu to właśnie jest główny grzech tego sezonu – dziesięć długich odcinków pełnych wydarzeń, które prowadzą donikąd. Jedynie finał sezonu odrobinę to rekompensuje, ale potrafię sobie wyobrazić, iż mniej wytrwali widzowie odpadną wcześniej i do końca po prostu nie dotrwają.
Nie można jednak temu sezonowi Silo odmówić solidnej realizacji. Scenografia i kreacje aktorskie są dopieszczone i na całość po prostu przyjemnie się patrzy. Niestety w tym pierwszym temacie nie oferuje się nam niczego nowego, bo świat przedstawiony nie rozszerza się jakoś znacznie, co niejako obiecywał cliffhanger z poprzedniego sezonu. Pozostajemy więc w znajomym otoczeniu – tylko iż zamiast jednego silosu mamy dwa. jeżeli chodzi o obsadę, fantastycznie ogląda się przede wszystkim Tima Robbinsa w roli złowieszczego burmistrza, któremu sytuacja wymyka się spod kontroli. Świetnie sprawdza się zarówno gdy wybucha gniewem czy knuje spiski, jak i upajając się małymi zwycięstwami. Równie intrygujący jest Steve Zahn, który gra wycofanego, ale i potencjalnie niebezpiecznego dziwaka.
Mimo wszystko wciąż żywię do Silo ciepłe uczucia i chętnie dam szansę kolejnym sezonom – a potwierdzono już trzeci i czwarty – by naprostowały trochę te błędy. Recepta na uratowanie wizerunku serii jest prosta. Wystarczy ten zabójczy metraż dziesięciu odcinków wypełnić wydarzeniami, które angażują i gdzieś prowadzą, oddać Juliette chociaż krztynę jej dawnej charyzmy i już mielibyśmy kontynuację na miarę pierwszego sezonu.
Grafika obrazka głównego: fot. kadr z serialu