Co by było, gdyby ofiara z dnia na dzień stała się drapieżnikiem? „Siła” zastanawia się nad tym w globalnej skali i… genderowej perspektywie. Z jakim efektem?
Bardzo uogólniając, można powiedzieć, iż amazonowa „Siła” („The Power„) to serial o kobietach. przez cały czas mocno upraszczając, można dodać, iż chodzi o kobiety wyzwalające się spod władzy patriarchatu. choćby takie postawienie sprawy nie oddaje jednak faktu, iż oparta na książce autorstwa Naomi Alderman historia nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Bo użyte na wstępie zestawienie ofiary z drapieżcą to tylko jeden z możliwych tu do przyjęcia kluczy interpretacyjnych.
Siła to serial o kobiecym przebudzeniu mocy
Znacznie więcej oferują oceniane w tej recenzji trzy premierowe odcinki serialu (są już dostępne w serwisie Prime Video, cały sezon ma liczyć dziewięć), który rozpoczyna się od odkrycia, iż nastoletnie dziewczyny na całym świecie zyskują moc rażenia innych prądem. Skąd się wzięła i co wspólnego mają z tym węgorze, dowiemy się nieco później. Na razie musi nam wystarczyć tyle, iż życie nieco zdezorientowanych nastolatek nagle się zmienia, a im dalej, tym sprawa ma więcej konsekwencji.
Jeżeli w tym momencie wydaje wam się, iż gdzieś już to widzieliście, uspokajam – „Siła” nie podchodzi do tematu w pierwszy narzucający się sposób i nie skręca w stronę superbohaterskiej historii (do głowy przychodzą np. „Misfits” czy „Heroes„). Twórczynie, wśród których są autorka książki, a także Sarah Quintrell („Mroczne materie”), Raelle Tucker („Supernatural”) i Claire Wilson („Gangi Londynu”), trzymają się zdecydowanie z dala od takich klimatów, stawiając swoje bohaterki w obliczu znacznie bardziej przyziemnych spraw. Bohaterki, bo tych jest rzecz jasna kilka.
Zaczynamy od Allie (Halle Bush), amerykańskiej dziewczyny, która w wyniku przenoszenia od jednej rodziny zastępczej do drugiej, kompletnie zamknęła się w sobie, przynajmniej dopóki nie usłyszała pewnego głosu. Następnie przeskakujemy do Europy, gdzie czeka na nas Roxy (Ria Zmitrowicz, „Mr Selfridge”), pragnąca iść w ślady ojca, ale przez niego niedoceniana nieślubna córka londyńskiego gangstera Berniego (Eddie Marsan, „Ray Donovan”), a jeszcze dalej na wschód będziemy mogli poznać Tatianę (Zrinka Cvitesic, „London Spy”), byłą gimnastyczkę, która z ciężkiego dzieciństwa wybiła się, zostając żoną-trofeum zamordystycznego prezydenta Mołdawii.
Wracając do Stanów, spotkamy natomiast rodzinę pani burmistrz Seattle Margot Cleary-Lopez (Toni Collette, „Schody”), w tym jej kochającego męża Roba (John Leguizamo, „Bloodline”) i zbuntowaną córkę Jos (Auli’i Cravalho, „Moana”). Dodajmy jeszcze jeden męski wyjątek w osobie pomagającego nadać sprawie światowego rozgłosu aspirującego nigeryjskiego dziennikarza Tundego (Toheeb Jimoh, „Ted Lasso”) i mamy komplet. Sporo. Dość powiedzieć, iż choćby godzinne odcinki to za mało czasu, żeby wszystkich poznać odrobinę lepiej niż pobieżnie.
Siła ma na razie lepszy pomysł na siebie niż fabułę
Tak szeroki zestaw istotnych bohaterów zwłaszcza na początku nieco utrudnia obcowanie z serialem, tym bardziej, iż towarzyszy mu forma szybkiego przeskakiwania z jednego końca świata na drugi, która pozwala spędzić z każdą z postaci zaledwie kilku minut (aczkolwiek wizualnie i realizacyjnie wypada pierwszorzędnie). Możecie się już więc domyślić, iż zbudowanie z którąkolwiek z nich bliższych więzi to raczej karkołomne wyzwanie, któremu póki co „Siła” nie potrafi sprostać. Można jej to jednak wybaczyć o tyle, iż w zamian dostajemy bardzo intrygujący koncept. Fabułę, która na ten moment nie ma jeszcze może do zaoferowania wiele, ale już teraz kusi rysującymi się przed nią perspektywami.
A te są naprawdę obiecujące, pokazując, iż w stu procentach kobiecy zespół scenarzystek nie poszedł po linii najmniejszego oporu, unikając prostej zmiany układu sił w feministycznej walce z patriarchatem. Jasne, to też musi mieć i ma w serialu swoje odbicie, nie jest jednak elementem dominującym. Ba, trudne jest w ogóle wskazanie takiego, bo poruszony lub przynajmniej zaznaczony w pierwszych trzech odcinkach został tu szereg tematów – od konsekwencji społecznych, etycznych i politycznych nabycia przez kobiety mocy, po płynące z nich szanse i zagrożenia w wymiarze masowym czy jednostkowym.
Siła przekonuje, iż nadeszła pora na zmiany
O ile więc trudno mi jeszcze z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż „Siła” to dobry serial, o tyle nie mam żadnych wątpliwości, iż początek spełnia swoje zadanie jako sposób przyciągnięcia widza i interesujący punkt wyjścia do czegoś więcej. Nie tylko z uwagi na nasuwające się konteksty, ale również osadzenie wśród nich poszczególnych bohaterek.
Bardzo duże znaczenie dla fabuły ma bowiem fakt, iż żadna z kobiecych postaci nie znajduje się w klasycznej pozycji bezbronnej ofiary, co jednocześnie nie wyklucza się z tym, iż wiele nimi jest. Czy to chodzi o fizyczny lub werbalny atak, czy o lekceważenie lub podważanie pozycji, czy o zabijanie pewności siebie. Zarówno jawna przemoc, jak i hierarchizowanie ze względu na płeć są tu obecne, ale to nie tak, iż ciosy są bezczynnie przyjmowane, a ich odbiorczynie mogą co najwyżej biernie wyczekiwać zemsty. Nie, kobiety w „Sile” są, nomen omen, silne. I wcale nie potrzebują napięcia elektrycznego w dłoniach, żeby to udowodnić. Skoro jednak nadarza się okazja, to czemu z niej nie skorzystać?
I tu właśnie serial robi się najciekawszy, bo zamiast urządzić sobie wspomnianą zemstę na „męskim gatunku”, czyni się ją tylko elementem większej całości. Prezentując nam stopniową zmianę w dotychczasowej równowadze sił, zadawane jest równocześnie pytanie o towarzyszące temu zagrożenia, nie tylko dla mężczyzn i ich dominującej pozycji. Bardziej w kontekście tego, czy zajmując ich miejsce przy stole, kobiety okażą się inne, czy może będą je napędzać dokładnie te same żądze, bezwzględność i poczucie nietykalności?
Siła – czy warto oglądać serial Amazona?
Po pierwszych odcinkach jest oczywiście za wcześnie, aby odpowiadać na to pytanie, a także by rozstrzygać kwestię, czy twórczynie poradziły sobie z tematem bez zabrnięcia w banały. To, co zobaczyłem do tej pory, sprawia jednak, iż jestem skłonny dać „Sile” szansę się wykazać. Wszystko dlatego, iż stojące za nią idee i prowokujące do myślenia pytania są na tyle ciekawe, iż pozwalają przynajmniej częściowo przymknąć oko na prześwitujące tu i ówdzie schematy, może zanadto rozbudowaną fabułę i wdzierające się w konstrukcje poszczególnych postaci klisze.
Problemy to jednak spore, więc nie można ich całkowicie zignorować. Nie wiedząc zatem, czy serial zdoła się z nimi rozprawić, czy może raczej skupi się na stawianiu na głowie genderowych relacji i obserwowaniu, co z tego wyniknie, zalecam oglądanie z ostrożnością. Na tu i teraz „Siła” to przede wszystkim potencjał i bardzo intrygująco zapowiadająca się najbliższa przyszłość. Oby to wszystko w następnych tygodniach nie runęło jak domek z kart.