Listy z Wilczej – recenzja filmu. List miłosny do Polski

popkulturowcy.pl 1 godzina temu

Czy da się opowiedzieć o współczesnej Polsce, opierając się na życiu jednej warszawskiej ulicy? Do tego będąc indyjskim reżyserem? Jak się okazało – da się i to z ogromną czułością!

Listy z Wilczej Arjuna Talwara od razu skojarzyły mi się z Filmem balkonowym Pawła Łozińskiego z 2021 roku. Obydwa projekty łączy przedstawienie obrazu społeczeństwa przez pryzmat bardzo szczególnej i okrojonej grupy. I każdy z tych filmów świetnie spełnił swoją rolę. O ile jednak nazwisko Łozińskiego, samo przez się, obiecuje solidny i pełen spostrzeżeń dokument, o tyle produkcja młodego reżysera z Indii może początkowo nieco zmylić. Imigrant opowiadający o polskości, Polakach i Polsce dla wielu osób wydaje się niekoniecznie rzetelnym źródłem. Tymczasem otrzymaliśmy niesamowicie aktualny portret naszego społeczeństwa, wraz z jego przywarami i pozytywnymi aspektami.

W Listach z Wilczej przewijają się bohaterowie związani z tytułową ulicą. Przez ich pryzmat Arjun Talwar opowiada swoją historię. Nie brakuje tutaj barwnych osobowości (listonosz Piotr całkowicie skradł moje serce!), a reżyser wzbudza wśród widzów wątpliwości i zastanawia się nad wieloma aspektami, o których… no cóż raczej się nie myśli. W trakcie filmu padają na przykład pytania o to dlaczego wszystkie azjatyckie knajpy nazywamy w Polsce „chińczykiem”, mimo iż są to kuchnie wietnamskie, chińskie, tajskie i inne. Tego typu przemyślenia przeplatają się z poważnymi rozważaniami dotyczącymi rasizmu, strachu przed obcymi czy zapytaniem jak to jest być dobrym imigrantem.

Największą siłą Listów z Wilczej jest niesamowita lekkość historii. Mimo, iż momentami może być niewygodnie czy smutno, to reżyser dopilnowuje emocjonalnego balansu od samego początku. Oglądając film można się pośmiać, co akurat robiłam bardzo często, wzruszyć oraz przede wszystkim zastanowić się nad kondycją polskiego społeczeństwa. Nie da się również nie zauważyć, iż reżyser mimo wszystko żywi do naszego kraju naprawdę bardzo dużo sympatii, a wiele przywar obraca w żart. Jest to również interesujące lustrzane odbicie naszych zachowań.

Kadr z filmu Listy z Wilczej

Cudowni są również bohaterowie Listów z Wilczej. Twórcom udało się zaprosić do udziału w projekcie naprawdę wiele interesujących osobowości o różnych opiniach i z innym bagażem doświadczeń. I oczywiście można mieć zarzut, iż Arjun Talwar skupił się tylko na części ulicy – tej starszej, całkowicie pomijając tę nowszą. Nie uważam tego za zły wybór. Artysta ma prawo do swojej wersji, a jak reżyser sam wspomniał miał tak dużo nagranego materiału, iż musiał się zdecydować na przedstawienie zaledwie kilku historii. Ta decyzja idealnie koresponduje z tytułem produkcji – wszak te opowieści to właśnie takie listy.

Przyznaję, iż chyba nigdy wcześniej w kinie nie widziałam tak czułego i zabawnego spojrzenia na Polskę. Oczywiście nasz kraj nie jest przedstawiony w samych superlatywach. Wręcz przeciwnie. Arjun Talwar wiele syfów wybebesza, ale robi to w uroczy sposób, nie kryjąc sympatii do naszej ojczyzny. Dystans do wielu spraw, zrozumienie, bycie uprzejmym dla innych ludzi oraz tolerancja dały naprawdę podbudowujący obraz Polski. Na tyle mocny, iż chociaż na czas projekcji przestałam się wstydzić za to, co tu się na co dzień wyprawia. Indyjski reżyser zaserwował nam najpiękniejszy list miłosny do Polski jaki kiedykolwiek widziałam.

Fot. główna: kadr z filmu Listy z Wilczej

Idź do oryginalnego materiału