Serial, który zniszczył moją rodzinę: mówiłeś, iż oni nie są do ciebie podobni

newsempire24.com 1 dzień temu

– On wcale nie jest do mnie podobny! – wykrzyknął z ekranu bohater taniego serialu. – Czy ty naprawdę tego nie widzisz? To twoja żywa kopia!

Wojciech wymuszenie się uśmiechnął i spojrzał na żonę. To przecież ona zaproponowała wieczór z herbatą i serialem. Gdyby ktoś wtedy powiedział, iż właśnie ta „telenowela” rozbije ich rodzinę, roześmiałby się tylko.

– A ja, między nami mówiąc, go rozumiem – zimno zauważył Wojciech, nie odrywając wzroku od telewizora. – Moi synowie też wcale nie są podobni do mnie. Żaden. Wszyscy czterej – jak dwie krople wody do ciebie. Może i ja powinienem zrobić test DNA?

– Bardzo zabawne – skrzywiła się Kinga. – Co jeszcze wymyślisz?

– Mówię poważnie. Wszystko mi wyjaśniono. Wiem, iż dzieci nie są moje.

– Co ty pleciesz?! Kto ci to powiedział?!

– Pewien człowiek. Kolega z pracy. Po prostu spojrzał na nasze zdjęcie i zapytał: „Jesteś pewien, iż to twoje?” I wiesz co? Nagle zdałem sobie sprawę, iż nie. Nie są do mnie podobni. Ani z wyglądu, ani z charakteru.

Kinga zbladła. Serce ścisnęło jej się z bólu, obrazy i paniki. Tyle lat razem. Tyle lat, ramię w ramię – smutki, radości, choroby, egzaminy, porody. A on… Wystarczyło jedno zdjęcie i uwierzył obcemu.

– Naprawdę myślisz, iż przez dwadzieścia lat cię oszukiwałam? Że mogłabym narzucić ci cudze dzieci?! Oszalałeś?!

– Przestań udawać! Sam widzisz! Oni są twoimi kopiami! A kim ja dla nich jestem – wujkiem?

– Kim ona jest? – nagle spytała Kinga lodowatym tonem. – Ta kobieta, która wmówiła ci takie rzeczy?

– Co ma kobieta do tego? To kolega! Sam przez to przeszedł.

– Oczywiście. A ty – jak mały chłopiec. Pierwszy podmuch wiatru – i już cię poniosło. Rozwodzimy się?

– Rozwodzimy się – spokojnie odparł. – Chcę zrobić test. jeżeli okaże się, iż żaden nie jest mój – koniec. Niech w rubryce „ojciec” będzie pustka.

Dzieci, dowiedziawszy się, iż ojciec wątpi w ich pokrewieństwo, przestały z nim rozmawiać. Najstarszy, który skończył osiemnaście lat, oświadczył, iż nigdy więcej nie nazwie go tatą. A najmłodszy, ledwo pięcioletni, patrzył na niego ze zdziwieniem i pytał: „Tatusiu, jesteś na nas zły?”

Rodzina rozpadała się. Przyjaciele, krewni, współpracownicy byli w szoku. Kinga była zrozpaczona, Wojciech – uparty i głuchy na argumenty. A powód? Dziewczyna o imieniu Oliwia, nowa w pracy, młoda, ambitna, z olśniewającym uśmiechem i manierami myśliwskiej.

– Nie zrozum mnie źle – szeptała Wojciechowi przy kawie. – Po prostu dziwne, iż dzieci nie odziedziczyły nic po tobie. Ani rysów, ani charakteru. A przecież tak bywa…

Najpierw się wściekał, potem wątpił. A w końcu uwierzył. I tak – sąd, badania, testy. I cztery opinie: Wojciech Kowalski – ojciec. Biologiczny.

Oliwia płakała, przepraszała, zapewniała, iż to miłość. Że nie chciała krzywdy. Wojciech ożenił się z nią tydzień po rozwodzie.

Ale nowe życie nie wypaliło. W pracy – bojkot. Zwolnili go szybko. Oliwię też. Przyjaciele odwrócili się plecami. Sąsiedzi spluwali za jego plecami. A niedługo Oliwia spakowała rzeczy i odeszła – „nie wytrzymała presji”.

Próbował wrócić. Zapukał do znajomych drzwi.

– Wybacz – powiedziała Kinga – ale już cię nie potrzebujemy. U nas wszystko w porządku.

I Wojciech został sam. Bez rodziny. Bez przyjaciół. Bez dzieci, do których, jak się okazało, był podobny znacznie bardziej, niż mógł przypuszczać.

Idź do oryginalnego materiału