Sanah znów zapełniła Narodowy. Byliśmy. Jak wypada na tle Taylor Swift?

polityka.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Michał R. Wiśniewski / Polityka


Sanah powoli zbliża się do trzydziestki, ale wciąż emanuje energią dziewczyny, która sama nie może uwierzyć w sukces, który odniosła. Ogłaszając swoje zaręczyny, Taylor Swift przedstawiła się jako „nauczycielka angielskiego” swoich fanek. Ten żart ma kilka poziomów – w twórczości Swift niezwykle ważna jest warstwa tekstowa, pełna słownych gier i metafor. Fanki analizują je tak, jakby rozkładały na czynniki pierwsze wiersz w szkole (ze znacznie większym, organicznym zaangażowaniem). Swift często odwołuje się do wielkich poprzedniczek; zauważa ironicznie, iż „nie jest Patti Smith”, tylko „współczesną idiotką”. Uważne słuchanie piosenek zwiększa więc kompetencje literackie. Bawiąc, uczy.

Nauczycielka polskiego

Na ile określenie „polska Taylor Swift” pasowałoby do Sanah? Poza oczywistą różnicą skali sukcesu można znaleźć kilka podobieństw: talent okazywany od dzieciństwa, samodzielne pisanie piosenek, teksty pełne figlarnych zabaw słowami i humoru; romansowanie z różnymi gatunkami muzycznymi – czy wreszcie zamiłowanie do poezji.

W przypadku Sanah przypomina ono szkolną lekcję polskiego – oto wydała dwie płyty pełne piosenek z tekstami wierszy znanych ze szkoły (i nie tylko). Pani od polskiego.

No i pozostało PGE Stadion Narodowy w Warszawie. Tu najbardziej widać różnicę skali. Dla Sanah zapełnienie stadionu było „najszczęśliwszym dniem w życiu”; dla Taylor Swift trzy pełne Narodowe były tylko przystankiem na gargantuicznej trasie koncertowej. Można się wręcz zastanowić, w jaki sposób istota ludzka jest w stanie wykonać tyle koncertów, co z nich zapamięta, ile tak naprawdę jest warta więź z fanami, okrutnie niesymetryczna.

Idź do oryginalnego materiału