Samotność w małżeństwie. Mężczyzna odszedł do innej. Opowieść
Z Bogdanem przeżyliśmy razem 20 lat. Bywało różnie – i dobrze, i źle. Ale ani razu nie żałowałam ani jednego dnia spędzonego u jego boku.
Zawsze starałam się być dobrą żoną, we wszystkim mu dogadzałam i nie sprzeciwiałam się.
A jak inaczej? Kobieta musi być mądra. Bo gwałtownie można zostać samą, a wokół niego kręci się tyle rozwódek. Kilka razy wybaczyłam zdrady. Raz choćby Bogdan postanowił odejść od rodziny. Ale od razu powiedziałam, iż bez niego nie przeżyję. Przestraszył się, został.
Mój mąż lubił też wypić, ale kto nie lubi? Przynajmniej pracował i choć trochę, ale pieniądze do domu przynosił. Nam wystarczało. A i ja harowałam na dwóch etatach. Tak sobie żyliśmy.
Gdy urodziła się córeczka i byłam na macierzyńskim, nie mogłam pracować, wtedy Bogdan zaczął się gorzej zachowywać. Wyrzucał mi każdy kęs i kazał oszczędzać. Ale potem się poprawiło – wróciłam do pracy i mogłam sama kupować wszystko, i sobie, i córce.
Pewnego razu wrócił rano, niezupełnie trzeźwy. Gdy spytałam, gdzie był – wpadł w szał i zamachnął się na mnie. Milczałam, bo żona powinna rozumieć, iż mężczyzna czasem musi odpocząć od rodziny.
A potem już nie tylko się zamachnął. Chodziłam w ciemnych okularach, ukrywając siniaki, ale wszystkim mówiłam, iż uderzyłam się w szafę.
A później zdarzyło się jeszcze raz. I jeszcze. I zaczęło się dziać coraz częściej. Lekarze, którzy leczyli mój złamany nos i żebra, mówili, żebym poszła na policję. Ale nie mogłam. Bo Bogdan był moim ukochanym człowiekiem.
A gdybym to zrobiła, obraziłby się i odszedł.
A mieliśmy dziecko, które potrzebuje ojca.
Choć prawdę mówiąc, córka interesowała go niewiele. Marzył bardziej o synu. Ale drugiego dziecka nie było, choć ja bardzo chciałam.
Gdy córka podrosła, zaczęła prosić o rozwód. Wiem, rzadko się zdarza, bo dzieci zwykle kochają rodziców bez względu na wszystko. Ale Hania (tak miała na imię) bała się ojca, bo i jej się od niego nieraz dostało. Bogdan był dla nas autorytetem, słuchaliśmy go, choć nie zawsze udawało się uniknąć kary.
Lata mijały, przekroczyłam czterdziestkę. Hania mieszkała już osobno ze swoim chłopakiem.
Mąż też się uspokoił, prawie ze mną nie rozmawiał i nie zwracał na mnie uwagi. Przyzwyczaiłam się do tego, kochałam go w ciszy, choćby nie patrzyłam w stronę innych mężczyzn. Starałam się, by miał wszystko, co potrzebuje.
Pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej, dziwnie zamyślony. Chodził po mieszkaniu w milczeniu. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał odwagi.
— Bogdan, coś się stało? — postanowiłam zacząć pierwWtedy spojrzał na mnie zimno i powiedział: “Już mnie tu nie ma” — i wyszedł, zostawiając za sobą tylko echo zatrzaskujących się drzwi.